czwartek, 25 grudnia 2014

święta

święta to przedsionek do końca roku, a koniec roku niesie za sobą konieczność podsumowań (których czynić nie cierpię i staram się ich unikać; choć dr S stwierdził, że nie mam powodów do narzekań, ja twierdze odmiennie). choć w moim przypadku, koniec tego roku powinien być raczej okazją do rachunku sumienia, przy okazji pojawiających się różnych spraw, powiedzmy że niedokończonych.
rozmowy z wujkiem ajsem bywają inspirujące i pomocne. choć czy mądre rzeczy zostaną wprowadzone życie - tego nie wie nikt.

duża wigilia (z rodziną siostry mego ojca) naprzemiennie spędzana jest u nas i u niej. w tym roku padło na nas. zwykle pojawiają się wszyscy w komplecie, w tym mój kuzyn (gej, rówieśnik). w tym roku go nie było. na pytanie mego ojca o brak w/w, jego siostra wypaliła kiedyś ci powiem. na pytanie mego brata, jej mąż: on ma swoje sprawy w krakowie. ciekawość w mej rodzinie była wielka. naczelną przyczyną była chęć unikania pytań o mniej udany jego egzamin.
tymczasem prawda jest zgoła inna, o czym wiem ja, jak i jego rodzina (która nie wie że ja wiem). on po prostu spędzał wigilię z rodziną swego dupaka.
i tak jak zawsze nosił za wysoko głowę i mnie wkurzał gdy się pojawiał, tak teraz nie pojawiając się zrobił to samo. bo znów mu się coś udało, co mi udać się nie może.

środa, 24 grudnia 2014

sobota, 29 listopada 2014

knajpy

zwykle we wszelkich miejscach, które odwiedzałem, zwracałem przede wszystkim uwagę na dobre jedzenie; ładna lub przyjazna obsługa była na drugim planie, ot miły dodatek.
od ponad roku mam swoją ulubioną śniadaniownio-lunchownie. bywam co najmniej raz w tygodniu, acz zwykle kilka razy.
karta ulegała drobnym modyfikacją, czego ja nawet nie zauważałem, zamawiając to co zawsze. okazało się w pewnym momencie, że były to dania spoza karty. ale czegóż się nie robi ;)
było to jedno z niewielu miejsc, gdzie nie raziło mnie skrócenie przez obsługę dystansu i zwracanie się do mnie w drugiej osobie (liczby pojedynczej).
chłopcy byli hetero, ale całkiem dobrze się na nich patrzyło i gadało.

jakież było moje zadziwienie i  zasmucenie pewnego poranka, gdy za barem dojrzałem panią i usłyszałem w odpowiedzi na moje cześć dzień dobry. po kilku kolejnych wizytach, okazało się, że połowa obsługi się zmieniła, w tym wyparowała ta najfajniejsza.
chyba jednak bariści mają znaczenie.
teraz jednak trzeba się zaprzyjaźnić z nowymi, bo jest za smacznie. choć już nie tak samo.




<3 ;)

czwartek, 13 listopada 2014

wróżka

kiedyś prawdę miała mówić i zdradzać cyganka lub inna wróżka/szeptunka czytająca z dłoni, fusów czy kart.
dziś wystarczy wejść na fb. poprzeskakiwać znajomych kilku osób z którymi się jest związanych zawodowo, trafić tamże na gejowskie twarze kojarzone z ulicy lub targowisk wszelakich by wiedzieć wszystko.
jakie to proste! choć trochę czasochłonne.
pytanie tylko jakie efekty ma przynosić.
obstawiam żadne ;]

środa, 5 listopada 2014

dobro

ciekawe czy opłaca się być/bywać dobrym człowiekiem i wyświadczać drobne lub mniej przysługi.

czasem trudno odmówić, z powodu różnych sentymentów; i tak się poświęca swój czas dla osiągnięcia cudzego celu w imię nie do końca wiadomo czego.

podobno dobro wraca.
pytanie tylko czy zawsze; czy może jednak czasem ma się w globalnym rozrachunku tylko wrażenie bycia wyruchanym.
pozostaje tylko poczekać do kolejnej lub lustrzanej sytuacji.

poniedziałek, 3 listopada 2014

zerkamy

liamek usadowił się na ulubionym miejscu od przejścia zastanawiając się kto - jeśli w ogóle - usiądzie obok.
w autobusach bezmiejscówkowych zwykle mordercze spojrzenie odstrasza skutecznie intruzów na tyle, że liamek bywa jedyną solo siedzącą osobą w całym pojeździe.
w pociągach z obowiązkową rezerwacją miejsc zadanie jest trudniejsze. pozostaje liczyć na łut szczęścia, że nie dosiadzie się nikt, albo dosiądzie się ktoś wart uwagi. jedno i drugie graniczy z niemożliwością.
pociągi ostatnie niedzielne na trasie stolica obecna - stolica dawna kursują dość obłożone. siedział więc liamek i mierzył wzrokiem wszystkich wsiadających. nie było najgorzej. o dziwo nawet jeden nie najgorszy przypadek zatrzymał się przy rzędzie zajmowanych przez liamka foteli. i stał. powiesił płaszcz. i patrzył. liamek zmierzył ów wzrokiem i jak na dżentelmena przystało wstał robiąc więcej miejsca, by ów mógł się łatwiej usadowić.
do odjazdu czasu pozostawało nadal wiele, liamek wodził wzrokiem za kolejnymi pasażerami, jego współtowarzysz podróży takoż. za tymi samymi w dodatku.
dobrze dobrane spodnie, nawet przyzwoita koszula, zarost. nic tylko zerkać; niby przypadkiem ześlizgując się wzrokiem z krajobrazów za oknem. albo łapać inne okazje. i tak można obustronnie się bawić.
obserwacje baczne pozwoliły odkryć co studiuje, w jakim jest mniejwięcej wieku. mega sukces.
pociąg dojeżdżał do krk.
nie wie pan jak duże mamy opóźnienie? na tak postawione pytanie liamek udzielił nawet wyczerpującej odpowiedzi, nawet miło się uśmiechając [co mogło wyglądać jak grymas bólu].
po kilku minutach pociąg osiągnął cel a płomienny romans się zakończył.
kiedyś mógłbym stać się bardziej kontaktową personą; szczególnie gdy pretekstów mogłoby znaleźć się wiele.

***
doktorowi S liamek dziękuje jak zawsze. za różne rzeczy :)

wtorek, 28 października 2014

znudzenie

wujek ajs wykopał gdzieś swój wierszyk o chłopcach. kończy się on znamiennym stwierdzeniem nudzisz mnie!
no właśnie, nuda, to jest to co zabija totalnie. analizując różne zdarzenia z mej przebogatej przeszłości kilka wniosków i uogólnień wyciągnąć się dało.
po 2-3 miesiącach spotykania, niezależnie od typu osobnika, z którym miałem przyjemność, któraś ze stron popadała w stan wyżej opisany i lekki marazm. u mnie przejawiało się to mniejszym zaangażowaniem i oczekiwaniem na reakcję na to strony drugiej [wszak ja rozmów prowadzić nie lubię], czasem ci inni w odpowiedzi na to znikali bez śladu i znaku. zanim to się zdarzało obaj prowadziliśmy pozorów grę, ale i ta musiała kiedyś się... znudzić.

ciekawe co ze mną lub nimi jest nie tak, że nie jestem z nikim w stanie dłużej wytrzymać [albo oni ze mną].

niedziela, 26 października 2014

stosunki

podobno stosunki rodzinne, tj. z naszymi rodzicami, w jakiś sposób wpływają na nasze przyszłe związki, na to kogo szukamy, jakie błędy popełniamy.
zdarza się, że dzieci rozwodników podświadomie powielają wzorzec wynoszony z domu. córeczki tatusiów szukają sobie kogoś podobnego do nich etc.
ostatnio wyczytałem że brak dla dziewczynek męskiego wzorca w rodzinie/ojca, wpływa na ich przyszłe problemy małżeńskie, ze znalezieniem męża etc.
ciekawe czy z lekka chłodna relacja z ojcem wpływa na brak relacyjności/związkowości [skutecznej] u geja.

sobota, 25 października 2014

speechless

kuszono mnie, mamiono i w końcu przekabacono. choć zmierzałem w kierunku, którego istnienie kiełkować zaczęło w mej głowie niemal rok temu, kroki czyniłem nader opornie i powoli.
począwszy od kwietnia, aż do połowy października. gdybym miał w sobie więcej zapału, kwestię pewnie udałoby się rozwiązać przed wakacjami jeszcze.
zapewne nie byłem do końca przekonany, czy teraz jestem - nie wiem, ale skoro klamka zapadła, to odwrotu jakby już nie ma.
także ten tego, nieuroczo zdecydowanie seplenię [zatem odzywam się mniej chętnie] i dzielnie pracuję nad prostym i ślicznym uśmiechem, choć większość osób się temu dziwi, nie widząc ku takim krokom powodów.
spoglądając ze strony innej - jest to kolejny perswazyjny sukces, na kolejnym polu doktora S. kiedyś pewnie podziękuję ;) póki co z lekka cierpię, zmieniam dietę, może znów schudnę :D są zatem też i jakieś pozytywy ;)

sobota, 18 października 2014

wycofanie

trochę mnie tu nie było.
trochę dłużej niż odbywany urlop. zamierzeniem było niewracanie lub przeprowadzka, ale jakoś ciężko się zdecydować [w ogóle mało decyzyjny jestem], ale jeszcze chwilę poprowadzimy tę uporczywą terapię vel katowanie czytelników mniej ambitnymi przemyśleniami.

nadmiar zajęć wszelakich zawodowych i innych głowę zajmujących sprzyja memu znikaniu, wycofywaniu i skupianiu się tylko na tym co dzieje się danego dnia, co skutkuje zaniedbywaniem i powierzchownym traktowaniem relacji wszelakich.

wszak gdy świat za bardzo pędzi to najchętniej się przed nim próbujemy schować.

tymczasem - dzień dobry ;) [i tak wiem, że nie tęskniliście :P]


czwartek, 4 września 2014

niedziela, 31 sierpnia 2014

sztućce

jak się śpi na łyżeczkę, to się można nabić na widelec.

po ekipie z warszawy nadszedł czas na tę z newcastle ;)
najgorzej!

wtorek, 26 sierpnia 2014

garkuchnia

garkuchnia działa całkiem sprawnie i karmi wybredne mordki.
brownie z malinami, tarta z kurkami i rozmarynem, sałatka na rukoli z muśniętymi promieniem księżyca pomidorkami i kozim serem a la nigella.
nie krzywiła się twarz za bardzo i nie marudziła.
z innymi rzeczami, na które ciągano po różnych miejscach bywało różnie, oczywiście z małymi wpadkami.
kultury wyższej i niższej dla równowagi też zażyto. z wrażeniami niezapomnianymi.

liczbę doznań wszelakich podać trudno.

także ten tego no, dziękujemy wraz z prosiaczkiem :D

sobota, 23 sierpnia 2014

1002. urodziny

i kolejny rok mi blogowy stuka.
kilka postów temu stuknęło ich 1000 [archiwalia do poczytania, bo w sumie dobrze wszystko mieć w jednym miejscu ;)], co pominąłem z braku pomysłu na uczczenie tegoż.

obecną okazję świętuję z panem bj :)

piątek, 15 sierpnia 2014

1001. gra

gra w życie; bardzo ciekawa gra.
gra w nią każdy, z mniejszym lub większym powodzeniem.
trudno od niej zrobić przerwę, kliknąć save, odpocząć, zregenerować siły i wrócić do niej po jakimś czasie, w tym samym miejscu.
bo nawet próbując pozostać gdzieś poza, choć przez pewien czas, z własnej woli lub za sprawką innych, trudno potem wrócić w to samo miejsce; wszak inni grają w swoją grę nie oglądając się czasem na nas.
można jednak próbować udawać, że i inni kliknęli pause. skutki jeszcze nie zbadane; możliwe różnice w postrzeganiu bieżącej rzeczywistości.


środa, 13 sierpnia 2014

1000. jutro

nie wiem czy przesuwanie spraw do załatwienia na jutro jest rozwiązaniem dobrym.
szczególnie w życiu prywatnym; w zawodowym zawsze jest jakiś bat - a to goniący termin, a to upierdliwy szef;
w prywatnym nie za często pojawia się temu podobna mobilizacja.
wszak wszystko można zrobić jutro.
a potem przychodzi  jutro i jest problem, ale skoro można przesunąć znów, to czemu nie ;)
ale czasem sprawy nierozwiązane same pukają do naszych drzwi. można udać, że jest się nieobecnym, albo w końcu stawić im czoła i mieć z głowy. tym bardziej chyba warto skoro są już na tacy i nie trzeba się bawić w żadne podchody w stosunku do nich.
brrr.

środa, 6 sierpnia 2014

nozdrza


nozdrzami poruszam raz po raz po świecie chodząc.
czuję aż za dużo. szczególnie latem.
ludzi w lekko zakiszonych ubraniach, choć wyglądających przyzwoicie.
zapach psa typu labrador wydzielającego swe zapaszki, gdy poczuje sukę w windzie utrzymuje się dość dobrze. całe szczęście, że 3 piętra potrafię przejechać na wstrzymanym oddechu.
o żulach, pijaszczach czy innych obszczanych w komunikacji miejskiej nie wspomnę.

z wszystkimi nimi zrobiłbym najchętniej to co na gifie powyżej.
ale nie tylko z nimi.
z ludźmi otwierającymi okna w klimatyzowanych autobusach także.

wtorek, 5 sierpnia 2014

odhaczamy

cośtam z listy się ruszyło i odhaczyło, może nie to co najważniejsze, ale mam nadzieję, że się rozkręcę.
prasowanie w 85% zakończone, sterta prawie zlikwidowana; porządki też zaprowadzone.

byłem nawet na randce. wrażenia jak po zupie pomidorowej. całkiem jadalna, ale czy mam ochotę na dokładkę to nie wiem; zupa jak zupa. wrażeń nie pozostawia.

i nawet wizytówkę ortodonty odkopałem, teraz tylko zmusić się trzeba do wybrania numeru i umówienia się na wizytę.

sobota, 2 sierpnia 2014

lista

liam położył się na swym wielkim łóżku. przez otwarte okno napływała już chłodne, letnie powietrze. pobłądził ręką po brzuchu. przewrócił się na jeden bok, potem drugi. i tak nań spłynęły wszystkie sprawy.
lista rzeczy do zrobienia jest długa.

  • zamrozić wszystkie kotlety. głęboko.
  • w końcu zapolować na ortodontę.
  • zabrać się do nauk, albo choć sporządzić ich plan.
  • pomyśleć nad poszukiwaniem klientów.
  • posprzątać i poprasować.
  • ograniczyć opróżnianie konta w sklepach z ciuchami i ruszyć ze zwrotami.
  • wrócić do biegania lub zebrać się na siłownię. (bo jednak chyba schudłem ciut za bardzo)
  • wakacje się kończą, a romansu nie było żadnego. pora nadrobić! <pusty śmiech>
  • włożyć więcej chęci w codzienny żywot.
  • inne.
liam przeciągnął się leniwie i zastanowił co by tu jutro zrobić.
planów na niedzielę brak, chęci na cokolwiek takoż.
w tym parszywym mieście prawie niczego nie ma.
hm.

czwartek, 31 lipca 2014

byłem. [połaziłem po sklepach, kupiłem milion niepotrzebnych rzeczy, złapałem słońca ciut na plaży, pooglądałem samolotowe wyścigi, wypiłem dość, plotkowałem, nawet się socjalizowałem. ah, wypocząłem, choć to tylko przedłużony weekend był]

wróciłem. [niestety]

dziękuję. [keramowi&mm]

czwartek, 24 lipca 2014

w droge

liamek pozdrawia z podrozy w strone slonca. im bardziej na polnoc tym go wiecej. opusciwszy deszczowy krk, juz w wwa zanotowalem wzrost temperatury o 9° C, teraz po srodku niczego swieci slonce.
zapowida sie bardzo przyjemny i sloneczny weekend. oby.

środa, 23 lipca 2014

kotlet vol. 3 i 4

niektórych kotletów, mimo że kiedyś były smaczne nie da się skutecznie podgrzać. niby operuje człowiek ogniem, kotlet staje się cieplejszy, ale jednak już po chwili, gdy zmniejszysz płomień, ten momentalnie stygnie. nie przełkniesz.
podobnie niejadalne są niektóre kotlety, które pozornie wydają się być naszymi ulubionymi. po pierwszym kęsie okazuje się, że są przyprawione w fatalny sposób lub zrobione z mało świeżych składników. na taki kotlety trzeba uważać.

może lepiej w ogóle kotlety porzucić, na rzecz czegoś zdrowszego i przede wszystkim świeższego.
hm.

sobota, 19 lipca 2014

terror

i to co wisiało w powietrzu od lat kilku zaczyna się materializować.
najpierw się zaręczyli, teraz pojawiła się wstępna data ślubu mego brata.
podobno to najbliższy ktoś w wieku pana młodego ma być jego świadkiem. zdaje się że padnie na mnie. przynajmniej takie podchody są czynione.
a to zdecydowanie nie moja bajka, bawienie gości i inne weselne obowiązki. z trudem pewnie zmuszę się do nieznudzonej miny w kościele.
daj palec, wezmą rękę. potem zrobią chrzestnym. będę miał dbać o wychowanie w duchu katolickim [czy jakoś tak] jakiegoś potworka. to ostatnia rzecz do której się nadaję. boję się święconej wody.

pytanie jest proste: jak się nie dać, jak się wymigać i nie słuchać, że jestem nierodzinny, izoluje się i potem jak nikogo nie będzie to mój brat będzie moją najbliższą rodziną więc tym bardziej powinienem.
brrr.

swierszcze

swierszcze spac nie daja. zaby podobnie.
wsi spokojna, wsi wesola.
obym nie utyl.

dobranoc!

środa, 9 lipca 2014

kotlet vol. 2

akcji zerwane więzi ciąg dalszy.
moje dawne summerlove przybyło do krk i będzie w nim przez miesiąc niby. tako wieścił fb jakiś czas temu. nawet planowałem się odezwać, jak ino się odkopię ze wszystkim. ale mnie uprzedził.
ta sama knajpa co zawsze, to samo do picia. i miło jak zawsze. [z pewną drobną różnicą w stanie faktycznym, ale nie czepiajmy się szczegółów].
podobno się stęsknił. dobra ja też. bo się z rok nie widzieliśmy.
parę słów za dużo.
[on] : jak się z tobą spotykałem zrobiłem chyba najromantyczniejszą rzecz w życiu. 
nooooo.
KLIK choć to i tak nie oddaje całego klimatu tamtego lata.

dawno i nieprawda.

sobota, 5 lipca 2014

kotlet

czasem odgrzane po pewnym czasie, mimo początkowej nowości, takiej pewnej nieśmiałości w konsumpcji, okazują się całkiem dobrym pomysłem.
po niemal trzech latach braku kontaktu, po przypadkowym natknięciu się na siebie w styczniu oraz ponownym początkiem maja, w końcu doszło do skutku moje spotkanie z dawnym dość bliskim znajomym. [skojarzenia okołoseksualne zdecydowanie niewskazane].
początkowo było dziwnie, rozmowa była rwana, ale rozkręciliśmy się. po czasie było jak dawniej. wieszczę małe odnowienie relacji. uroczo radosny jak zawsze, choć - w ramach skojarzeń dziwnych - ze sposobu bycia, mówienia przypomina mi wojtka z ekipy. i to chyba komplementem nie jest ;)

niedziela, 29 czerwca 2014

nic / inne

ostatnio dowiedziałem się że piszę o niczym, a posty są tylko wypełniaczami.
może to i prawda, ale w sumie wiodę mało interesujące życie.
szalone niczym sosnowa deska. to i o czym porywającym tu pisywać.
__
by uciąć ciąg postów o niczym planowałem czynić tu rozważania głębokie, niczym co poniektórych gardło, na temat seksu.
miały potem być przelane rozważania nt mojej niezdolności do wchodzenia w relacje.
ale to wszystko musi poczekać. są sprawy ważne [j.w.] i ważniejsze.
wyprzedaże są cudownym okresem; zabrałem się za zakupy towarów pierwszej potrzeby i mi najbliższych [sercu i ciału] - bieliźnie. wczoraj zamówiłem dwie pary w aussie bum [ooooh], dziś dorzuciłem dwie w zarce [nawet przyzwoite jak na nich] i dwie w re [do spania akurat]. jeszcze dwie dokupić muszę, jak ino rozmiar trafię.
jakoś dogadzać sobie w końcu trzeba ;)

wtorek, 24 czerwca 2014

ekipa

zaczepił mnie ostatnio Anioł, a może to ja go sprowokowałem.
była to niedziela późny wieczór, dochodziła 23.
co robią poważni ludzie pod koniec łikendu? poszukują ostatniego odmóżdżacza by dobrze wejść w nadchodzący tydzień.
dobrze wiedzieć, że nie jestem jedynym czekającym niecierpliwie na kolejne odcinki warsaw shore.
toć nawet początkowo sceptyczny bj, po obejrzeniu kilku odcinków znalazł swą ulubioną bohaterkę fionę vel ewędlinę.
może i szkody w mózgu ekipa czyni, ale warto godzinę z życia poświęcić. mimo wszystko dla lepszego samopoczucia.
wszak tyle życiowych mądrości!


oglądacie? nie? to zacznijcie :D

piątek, 20 czerwca 2014

hi-hola-hello!


znacie te urocze stworki?
przyleciały do nas z dalekiego kraju i chcą się zaprzyjaźnić. tylko nikt ich nie zauważa. plączą się i pałętają szukając możliwości nawiązania kontaktu i uwagi. bezskutecznie. finalnie, niechciane, wracają do siebie.

mam czasem takie dni, gdy myślę, że jestem jak taki stworek. krążę po świecie, rozglądam się bacznie próbując zwrócić uwagę innych lub tzw. księcia. przygotowuję się, szykuję, zwieram szyki i... nic.
wszyscy gdzieś pędzą w swoim kierunku, ja też. każdy z zestawem własnych spraw i problemów, chęcią ich wyrzucenia posłuchania porady, ja też. ale niekoniecznie chętny do słuchania co do powiedzenia ma druga strona.
[nie żebym narzekał na tych co się po moim życiu kręcił. tylko czasem drażnią, acz dobrze, że są]
patrzę wokół uważnie na to, co dzieję się u innych. drobne szczegóły dostrzegane na zdjęciach lub przy innych okazjach prowadzą do powstania w głowie na nowo, często odganianego, pytania kiedy coś takiego [dowolną rzecz można wpisać z zakresu planów niezrealizowanych] u mnie się zadzieje? 
tak by sobie można marudzić dalej nt przepływających między palcami czasem dni, tylko po co ;)
lepiej popatrzmy jeszcze raz na stworki :D

wtorek, 17 czerwca 2014

spinam

podobno się spinam.
ostatnio coraz częściej. miałem niby sam tego świadomość, gdzieś mi się to po głowie kołatało, ale w pełni dotarło, gdy zostało mi wytknięte. efekt mogło to przynieść tylko jeden - odruchowe zaprzeczenie i... chwilowe spięcie się, zaniemówienie i nieudolną próbę zamazania tego efektu.
przyczyna jest mi znana, acz nie potrafię lub nie chcę jej zwalczyć. stara metoda pomyślę o tym jutro wraca coraz bardziej do łask. niedobrze.

pośladki też spinam. jakieś efekty tego są. powiedzmy.
[choć w zależności od sytuacji, zdarza się i je rozluźniać]

sobota, 14 czerwca 2014

zgadamy_się!

znajomości mają to do siebie, że się pojawiają i znikają.
potem czasem niespodziewanie wracają. na chwilę lub dłużej.
przypadkowe wpadnięcie na siebie w sklepie, wymiana kilku zdań, przelot przez głowę kilku scen z przeszłości, zakończone magicznym zgadamy się!
potem coś ze sobą się popisze, wkracza wszystkim znany brak czasu [lub chęci, maskowany w ten sposób] i się znów rozmywa.
a może czasem warto?
kolejna szansa przede mną w tym roku. póki co chyba ją morduję ;)

sobota, 7 czerwca 2014

18+

real, krk.
bohater główny: liam, rocznik 87. płaci przy kasie za swe ulubione wino.

kasjerka: a pełnoletni pan jest?
liam [brew unosząc]: od prawie 10 lat. 

swoją drogą dobrze, że dowodu nie chciała oglądać, bo akurat miałem w kieszeni tylko kartę do konta i komunikacji miejskiej. i to by była dopiero 'taka sytuacja'.


piątek, 6 czerwca 2014

szeroko

byłem u dentysty ostatnio.
musiałem zdradzić swego ulubionego pana z miasta rodzinnego, bowiem jakoś nie udawało mi się zgrać wizyt w domu z wizytą u niego.
trafiłem na ciut flegmatyczną panią, ale to nawet wieściło, że może będzie dokładna. narzekać nie mam na co. co do zasady.
tylko paszcze otwarta kazała trzymać i trzymać i trzymać. szeroko. niemal pół godzinny.
to bardziej męczące niż wykonywanie wiadomych czynności oralnych :x

poniedziałek, 2 czerwca 2014

proste

niby im prościej tym lepiej; im mniej tym więcej.
krąży człowiek po sklepach, krąży. założenie przyświeca jedno - coś prostego kupić, basic, kolor dobrze pasujący, tak by połączywszy z innymi rzeczami tego typu uzyskać efekt wzmocniony.
ale nagle wpadają w oko a to spodnie w kolorze nadzwyczajnym, a to koszula dziwnie wzorzysta [w zamyśle pasująca do jakichś basic'ów], tudzież koszulka o równie wymyślnej fakturze.
potem rośnie w szafie stos rzeczy nie do połączenia ze sobą.
a założenia zakupowe były takie oczywiste.
ma być prosto.

a ja znowu o szmatach.
nie ma jak to życie pełne głębokich przemyśleń na równie ważkie tematy.

czwartek, 29 maja 2014

pokusa

zwykle pojawia się znienacka. ot kupuje człowiek chleb, a z witrynki obok uśmiechają się babeczki, ciasteczka; kolorowe, z budyniem, owocami, kremem.
i wtedy na szatańskie pytanie pani zza lady: coś jeszcze? odpowiadamy twierdząco prosząc o porcję ulubionych słodkości.
kalorii z 500. zjadamy prędko. potem zastanawiając się po co.
a wystarczy się z problemem 'przespać'. odczekać minut kilka, ochota minie sama, tak samo prędko jak i się pojawiła.
i dupa nie urośnie.

wtorek, 27 maja 2014

buciki

chodzą za mną od jakiegoś czasu buciki sportowe.
nawiedzam namiętnie sklepy, oglądam poukładane kolorowe egzemplarze na półkach. kraina czarów.
panowie też jak z krainy czarów. aż żal nie kontynuować z nimi konwersacji. pomocni, nawet nie ze złym gustem, ładnie zbudowani. i o dziwo mi nie przeszkadzało, że mówią mi na ty.
jeszcze kilka wizyt i pewnie na coś się zdecyduję ;)

sobota, 24 maja 2014

leniviec

i ani się człek obejrzał a minęło prawie 10 dni.
już nie pada. chyba że liam. świeci niemiłosiernie i praży.
chęci do czegokolwiek brak, a lista rzeczy do zrobienia długa.



dni sobie płyną. między pracą a domem. z przerwą na bieganie co drugi dzień, jeśli sił starcza.
waga nieco spada, co nawet cieszy.
jakoś sobie leniwie acz zalatany egzystuje. z większym celem lub i bez.

czwartek, 15 maja 2014

pada

szaro, buro, ponuro.
pada, pada, pada.
pizga.
idealna pogoda by się zakopać w łóżku. ale jakoś i tego mi się nie chce.

brrr.

dobrze, że są zaległe odcinki glee.

czwartek, 8 maja 2014

biegamy

wiosna przyszła, czas znów spróbować pozbyć się bebeszka.
dobrze by było ze 3 razy w tygodniu. [póki co udaje się 2]. koło 10 km [póki co jest 8 z haczykiem]. w mniej niż godzinę; najlepiej koło 45 minut [to się nawet udaje].
i niech co ma spadać spada, co ma się rzeźbić niechaj się rzeźbi.
pytanie tylko czy w krakowskich warunkach smogowo-klimatycznych to oby na pewno zdrowe ;)

poniedziałek, 5 maja 2014

nalot

miała majówka minąć leniwie i spokojnie, ale w końcu taka być nie mogła. skusić się dałem szatańskim podszeptom ludzkim głosem czynionym i wpuścić ów w swe progi się zdecydowałem.
wszelkie zło jak wiadomo zawsze nadciąga ze wschodu. i to prawie w samo południe.
trzy dni pobytu z małym haczykiem minęły całkiem prędko. gdzieś się poszwędaliśmy, coś zjedliśmy [za dużo aż], gość się pokrzywił [zapamiętam sobie!], miewał mimo wielkich mych starań poker face [bez komentarza], ale także wyrażał swą miną całkiem przekonująco orgazmiczny zachwyt podczas spożywania niektórych szykowanych uprzednio w pocie czoła przez kilka wieczorów przysmaków czekoladowych [bezcenne]. nic że krk nawiedził po raz wtóry, wawel nadal pozostaje dlań dużą budowlą za krzakami. 
mam nadzieję, że byłem całkiem znośny, a moja miłość do ekipy zrozumiana; dzięki! :)

ledwo wsadziwszy gościa w pociąg przyszło mi spróbować przetrwać kontrolę rodzicielską. na szczęście wszystkie niewłaściwe ślady i przedmioty zostały w porę usunięte z zasięgu wzroku, zatem przebiegła ona pomyślnie.

sobota, 26 kwietnia 2014

cmentarz

cmentarz wiosną to dziwne miejsce.
wracając ostatnio z pracy, w słoneczne wiosenne popołudnie, mając za długo czekać na tramwaj, wybrałem się na cm. rakowicki.
z jednej strony radośnie ćwierkające ptaki, kolorowo kwitnące drzewa, pojawiające się raz po raz żywozielone liście. z drugiej idea miejsca jako takiego sama w sobie - wiecznego spokoju i spoczynku. na tle budzącego się życia wrażenia są mieszane, jednak... przyjemne.
i aż chce się spacerować alejkami bez celu, szukając osób znanych, przyglądając się uśpionemu, kamiennemu otoczeniu, przeplatanemu zielenią i pustką i ciszą.

wtorek, 22 kwietnia 2014

dieta

porzuciłem w marcu śmiertelne węglowodany kryjące się pod płaszczykiem niewinnie wyglądających obwarzanków. zacząłem skubać więcej owoców i zdrowych zielonych rzeczy. efekt - dwa kilo do przodu.
tymczasem w lutym, czy styczniu nie wprowadzając powyższych modyfikacji w diecie moja waga poleciała w dół.
mówiąc krótko - nie rozumiem.
czas ze 4 zgubić.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

nic

podejście do posta nie wiem które. myśli po głowie się kołaczą lecz przelać ich zbyt się nie da lub nie chce.

święta jak to święta. znów minęły. pouśmiechałem się, porozmawiałem i pojadłem. liam pojadł po raz drugi, liam pojadł po raz trzeci, podkreślić trzeba. i jedzenie to ma smutne i opłakane skutki, co też wieści waga. ale tym zajmiemy się już w krk.
no właśnie - krk. czas jutro z rana wracać. rodzi ten powrót pytanie - do kogo, po co i co mnie tam trzyma. ani kochanek choć trochę tęskniący, ani tym bardziej mąż; pozostaje tylko westchnąć i jutro od około południa dzielnie pracować ku chwale. i czekać na pełen rozkwit słonecznej wiosny.
i życie toczyć się będzie dalej. i będzie się działo, nic.

a można by się unieść 1000 m nad ziemię.

piątek, 18 kwietnia 2014

wycieczki

pokrążyło mi się.
w niedzielny poranek opuściłem słoneczny kraków i zawitałem w południe w chmurnej już warszawie, gdzie dni kilka bawiłem. bezkarnie z Doktorem S szwędaliśmy się po sklepach, knajpach i innych przybytkach. z parasolem w ręku. doznania smakowe pozostaną niezapomniane, widoki sklepowo-knajpianie nie mi oceniać; to nie ja byłem obiektem ich westchnień i zainteresowania. na plotki został także wyciągnięty pan Ajs. inne zaległości towarzyskie w jakimś zakresie też udało mi się nadrobić. z ciekawostek - miałem okazję przyglądać się także mecenasowi romanowi g. [tak, temu właśnie] w akcji. nawet robi wrażenie.
bladym środowym świtem wyruszyłem z wwa do sopotu, tym razem w sprawach zawodowych. grafik był na tyle napięty, że nawet nie udało mi się zobaczyć morza :( i już trzeba było mknąć do krk.
czwartek zleciał niczym z bicza strzelił na sprawach biurowych, a w dzisiejszy poranek usadowiwszy się w autobusie pomknąłem do domu.

ciekawe czy tu w końcu odpocznę. mam czas do wtorkowego poranka.

sobota, 12 kwietnia 2014

znalezione

wygrzebałem z dna szafy spodnie nienoszone od hoho.
ot pasowały do zestawu i koncepcji, która narodziła się w głowie.
podczas powrotu ze śniadania wygrzebałem z tylnej kieszeni:


lato/jesień 2012 były całkiem ciekawym okresem.

czwartek, 10 kwietnia 2014

kato

spontaniczność jest ostatnią cechą, którą można mi przypisać. zbyt zaplanowany, zbyt analizujący, zbyt nielubiący niespodzianek i reagujący na nie alergicznie - to i owszem.
czasem jednak brak analiz nie jest najgorszym wyjściem i skutkuje przyjemnymi efektami. [choć nauka zna i przypadki przeciwne].
w minioną niedzielę zostałem wyciągnięty na wycieczkę na śląsk. i choć się pierwotnie wzbraniałem, jednak dałem się skusić.
chyba nie żałuję; widziałem nawet ładne rzeczy. galerię z dworcem udało się połączyć całkiem przyzwoicie, lokalne coś pn nikiszowiec też zaskoczyło, choć przemierzający go panowie dresowie przestrach raczej lekki wzbudzali. pozytywnym skutkiem zakończyły się odwiedziny chorzowa i kiedyś odkrytej knajpy - polecam.
ze smutnych wniosków - tam prawie nie ma gdzie zjeść śniadania i połowa miejsc jest w niedzielę zamknięta :X
spencer, za turystyczne wsparcie i mini przewodnik serdeczne dzięki! :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

plecień

wychodząc rano z domu, z trudem wygrzebawszy się z łóżka, żałowałem, że nie wziąłem ze sobą okularów przeciwsłonecznych.
w ciągu dnia żałowałem, że miałem ze sobą kurtkę, wszak marynarka by w zupełności starczyła.
wracając, porą późno popołudniową, czmychnąwszy z zająć zaraz po tym jak pojawiła się list, żałowałem, że nie wziąłem ze sobą parasola.
nie zmienia to jednak faktu, że pierwszy wiosenny deszcz jest bardzo przyjemny. nawet dla osoby o zasmarkanej i zakichanej reputacji jak ja.

czwartek, 3 kwietnia 2014

wiooooosna!

mimo rześkich poranków powodujących konieczność przywdziewania rękawiczek, szaliczka i czapusi wiosnę czuć wszędzie. gdy tylko słońce unosi się wyżej, robi się cieplej, i pachnie...
może zwracam uwagę na głupoty, ale sprawia wiele porannej radości dla zombie zapach kwitnących śliw i innych. ciepłe promienie słońca wzmagają chęć nadkładania drogi i ucinania krótkich spacerków. beztrosko z kubkiem kawy wiadomego pochodzenia.

miasto czasem robi dobrze.


wtorek, 1 kwietnia 2014

romans

romanse przeżywane przez blogerów i opisywane na blogowych kartach zawsze podnoszą statystyki.
spróbujmy.

pewnego wiosennego poniedziałku liam się nudził. znał już na pamięć wszystkie twarze wiszące na niebieskich, pomarańczowych i innych portalach; prócz jednego. nie myśląc wiele postanowił to nadrobić; pozaznaczał losowo wybrane, acz niewiele odbiegające od rzeczywistości dane, wrzucił jakąś sweetfocie i czekał co ciekawego się złowi; wszak lektura wiadomości i profili nie od dziś dostarcza mu wiele radości.
w tle zaczęły się pojawiać dziwne dźwięki powiadomień wieszczących nadejście nowej wiadomości. co jedna to o bardziej porywającej długości. tyle przecież można przekazać emotką lub jednym słowem; więcej niż całą epopeją.
jeden był bardziej wytrwały. po pierwszej zignorowanej jednosłownej wiadomości, po pewnym czasie wysłał drugą, także jednowyrazową, ale okraszoną znakiem interpunkcyjnym. ta wytrwałość i upartość nie mogła ujść uwadze liama; postanowił odpisać. i tak rozpoczęła się wymiana literek.
napiszę Ci trzy rzeczy o które będziesz się bał mnie spytać - napisał po kwadransie konwersacji, po tym jak już umówił się z liamem ekspresowo na randkę - jestem aktywny, mam dużą pałę i szukam męża. liam był bardziej niż wniebowzięty, pan spełniał wszystkie jego podstawowe wymagania, a do tego wyglądał bardzo przyzwoicie. czym prędzej przyodział najlepiej leżący i podkreślający nieliczne walory zestaw, oblał się flakonem perfum właściwych i niczym na skrzydłach poleciał na miejsce spotkania.
pan okazał się ciut niższy niż na obrazku, w barach odpowiednio szeroki. zawartość spodni nie została sprawdzona. ważne, że tarta czekoladowa z malinami była smaczna.
wisi w powietrzu płomienny romans, romantyczne kolacje, śniadania, kina, spacery, kawy, kwiatuszki, co tylko dusza liamowa zapragnie; już ten piątek zakończy się wzięciem liama od tyłu, a sielska noc zostanie przypieczętowana tym samym o poranku. wszak atrybuty i predyspozycje nie mogą się zmarnować!
<przeciągłe ooooooo-oh!>
amen.

w taki dzień jak dziś.
dobry dzień, pełen zawodowych sukcesików i inspiracji.
udanego prima aprilis!

niedziela, 30 marca 2014

godzina

godzina z życia to niby niewiele, ale godzina snu to wieczność.
skradziono mi dziś całą jedną. i niby potem spałem pewien czas dłużej niż zwykłem, jednak mimo to chodziłem cały dzień śnięty.
po co te całe zmiany czasu to ja nie wiem...
jeśli już muszą coś zmieniać, lepiej niech co miesiąc dodają nam po godzinie, cofając wskazówki :D

wydmuszka

nadciąga powoli wielkanoc.
czas malowania jajek, robienia pisanek, zdobienia wydmuszek.
na pierwszy rzut oka jedne i drugie wyglądają jednakowo ślicznie - kolorowe, wzorzyste, błyszcząca powłoczka.
ino naciśnie człek mocniej na wydmuszkę, to w palcach pęka i się rozpada; zwykłej pisance może naruszy się skorupkę, ale co do zasady pozostanie ona nienaruszoną całością.

zupełnie jak wydmuszki powierzchownych, pozornych emocji. niby ładne, ale puste.
wiatr powieje i zrzucone z wysokości się rozpadają.
grunt, że z daleka ładnie wyglądają na pierwszy rzut oka.

środa, 26 marca 2014

to do

jest wciąż tyle rzeczy do zrobienia i wciąż nie mam na to czasu.
sterta prasowania czeka, lista spraw do odhaczenia [tych małych i mało czasochłonnych, ale jakby zsumować to wyjdzie tego trochę].
potem się człowiek dziwi, że o reklamacji butów gada od grudnia, a dalej tego nie zdołał uczynić.
tyle rzeczy do zrobienia, a wszystko można zrobić wszak jutro. a jutro można pomyśleć, że następnego dnia też będzie znów jutro...

a tymczasem wracam wieczorem/po południu do domu, chwila nieuwagi i już ląduję pod kołderką, zasypiam tuż po przyłożeniu głowy do poduszki i znów mamy ranek.
dzień podobny do dnia. i tak się kręci.

dziś omal rano się nie spóźniłem, zasłuchawszy się w nowe piosenki z glee.
choć z nimi dzień o wiele lepszy. radośniejszy.
tylko potem dziwnie patrzą czasem gdy mruczę pod nosem i dziwnie, w sobie znanym rytmie, mimochodem się kiwam.

piątek, 21 marca 2014

wiosna / zaręczyny

i się zrobiło: ciepło, pachnąco, zielono, śpiewająco.
przyszła wiosna; podobno wczoraj, bo coś panowie uczeni poprzesuwali. jak dla mnie dziś, bo dopiero ją poczułem, a i jednak zawsze to był wszak 21 marca ;)

idealny dzień na zaręczyny. co właśnie czyni mój brat dziś. związek 6letnie, a on 4lata ode mnie młodszy.
czuję pewną presję ;]
choć na szczęście w domu utarło się, że ja skupiam się póki co na sprawach zawodowych.

środa, 19 marca 2014

czego

ryszard niepewnym krokiem wszedł. spojrzał morderczym wzrokiem spod kapalusza w każdym kierunku i zaczął zawodzić: czego może chcieć od życia taki gość jak ja...
no właśnie czego?

a Wy czego chcecie?


poniedziałek, 17 marca 2014

mikrofalówka

mikrofalówki to niby pożyteczne urządzenia.
wstawiamy sobie kubek mleka, 2-3 minuty i wyjmujemy ciepłe. nie trzeba brudzić garnka, w którym może się przypalić; chwila nie uwagi może też wykipieć; no i trzeba 2 razy dłużej czekać.
wstawiamy sobie inne danie, minuty ze 3 i obiad całkiem ciepły, całkiem jadalny. bez brudzenia osobnych garnków na podgrzanie każdego z jego składników; bez stania, mieszania, przekładania, obracania; bez konieczności nadmiernego zmywania.
niby wszystko ok.
tylko to ciepło jakoś mało ciepłe, szybciej stygnie, podgrzewa nie równomiernie i smak jakiś nie ten; coś za suche.

życie z mikrofalówki nie jest smaczne.

niedziela, 16 marca 2014

pada

pada dziś, padało wczoraj. a jeszcze w piątek było tak ślicznie, ciepło, słonecznie wiosennie.
pogoda za oknem skutecznie demobilizuje od podejmowania wszelkich czynności życiowych.
wczoraj jedyne co udało mi się - podczas bezdeszczowego, acz mega wietrznego popołudnia - zmobilizować na plotkarski długi obiad z ph. pomijać, iż po nim musiano mnie dźwigiem transportować do domu, nie ma czego żałować, a wręcz przeciwnie ;)
dziś miałem się wybrać latać po galeriach i załatwiać reklamację (co planuję co najmniej od stycznia), ale bębniący w parapet deszcze zniechęca mnie skutecznie.
szkoda, że lodówka nie zapełnia się sama; znów będzie trzeba czarować coś z niczego, albo zamawiać, albo w końcu przysiąść i sporządzić listę zakupów z dostawą do domu.
ehhh.

będzie marudno-rozlazły dzień. z pracą, przynajmniej pozorowaną w tle; choć zdecydowanie powinna być na tapecie.

czwartek, 13 marca 2014

xxx

fioletowa siec jest naprawde cudowna! oferuje mi dostep do wielu eroatrakcji. wystarczylo tylko zasilic konto. i mozna sie do woli rozkoszowac wrazeniami oralnymi, wzrokowymi i innymi takimi fajnymi a mniej grzecznymi :p

sobota, 8 marca 2014

sny

tak jak do tej pory rzadko cokolwiek mi się śniło albo swoich snów nie pamiętałem, obecnie chyba nadrabiam zaległości.
duotematycznie.

I.
śniło mi się dwa razy na przestrzeni tygodnia, że próbowała mnie podrywać jakaś dziewczyna. pierwsza, nieznajoma, był nieustępliwa, siedziała na moim łóżku i nie chciała opuścić mego pokoju. nie przystępowała jednak do żadnych akcji związanych z moją osobą. druga była siostrą mojej koleżanki. zalotna, natarczywa, z dużymi piersiami. gdy już mieliśmy się zacząć całować - przebudziłem się. uf.

II.
drugi motyw to wszelkie trupy z mej szafy zawodowej. sprawy zamiecione pod dywan, te które zamieść planuję, a mogą wyjść. sprawy załatwione i do załatwienia. brr.
bardziej męczące niż te pierwsze sny. wiem bowiem, że na co dzień to jednak z żadną kobietą sam na sam się nie znajdę, a sprawy zawodowe nigdy nie wiadomo jakie i kiedy wypłyną :x

czwartek, 6 marca 2014

w tyle

przetelepałem się wczoraj pociągiem przez kawałek polski.
dla większości z was pewnie by to była męczarnia, acz ja takie rozrywki akurat uwielbiam.
szczególnie stojąc na końcu pociągu i patrząc na szybko znikający za mną świat.



pociąg nie był byle jaki.
swój kamyk zielony kiedyś zgubiłem, ale mniejsza o niego.

wtorek, 4 marca 2014

hotel

szczecin.
lekko deszczowo, ciemno, ale juz wiosennie.
pusto samemu w hotelowym lozku. w domu zawsze mam choc jakies pluszowe towarzystwo...
dzis pozostaje tylko bujna wyobraznia ;)

sobota, 1 marca 2014

chłopcy

na ulicy, czy w sklepach wodzimy wzrokiem za chłopcami ślicznymi, bardziej niegrzecznymi. wedle fantazji - czasem z kolorowymi tatuażami lub kolczykami; dobrze przypakowanymi.
tymczasem gdy porzucimy nasze chwilowe fascynacje, dochodzimy do wniosku, że z tymi ślicznymi j.w. to moglibyśmy co najwyżej się przespać lub zrealizować inne chwilowe zachcianki, bo na dłużej/stałe to jednak szukamy kogoś zwykłego, domowo-kanapowego [acz dobrze ubranego i intelektualnie fascynującego].

piątek, 28 lutego 2014

molo

nie mogłem w poniedziałek nie znaleźć chwili dłuższej by wybrać się na sopockie molo.
do południa nie było jeszcze nazbyt ludne.
promienie wiosennego słońca dawały przyjemny efekt, zaburzany jednak nieco przez chłodny, jakby jeszcze zimowy wiatr. jednak powyższy zestaw połączony z monotonią szumu fal stanowił idealny klimat do rozprostowywania myśli i pozwolenia im, by odpłynęły w sobie tylko znanym kierunku.
i w najgorsze miejsce chyba się wcale nie udały ;)

powinienem jeszcze jakąś śliczną focię tegoż umieścić, ale zapomniałem zrobić :(

środa, 26 lutego 2014

rozjazdy

więcej jestem poza niż na miejscu.
z jednej strony dobre takie zabieganie, nie ma człowiek za wiele czasu na myślenie, ale z drugiej nawet w łikend nie ma jak oddechu złapać. nie żebym narzekał, ot takie spostrzeżenie.
w miniony piątek w samo południe wyruszyłem do stolicy [znów].ostatnio bywam tam stosunkowo często; ciekawe czy to znamienne w skutkach się kiedyś okaże.
prócz dr S [znowu kradnącego show i znowu tworzącego kulinarne rozkosze] tym razem spotkaliśmy także pana ajsa [więcej TU, komentarzy więcej z mej strony nie będzie, choć może i by się przydały] a ja jeszcze dodatkowo mego dobrego znajomego [powiedzmy].
i znów kilka całkiem przyzwoitych miejsc zaliczyć się udało. choć niestety tego najsmakowitszego nie :(.
w niedzielny poranek zasiadłem obok uśmiechającego się na mój widok młodzieńca w wagonie pociągu pędzącego do trójmiasta. w celach oczywiście zawodowych [to w poniedziałek].
niedzielne popołudnie spędziłem obiadowo z keramem, jego MM oraz Ty. [nie jego ;)].

napotkanym żywym życioumilaczom po stokroć dzięki!



środa, 19 lutego 2014

mecz

wybrałem się wczoraj z chłopcami z pracy na piwo.
pech [?] chciał, że akurat w wybranej knajpie transmitowany był mecz lm. grali niebiescy [w sumie błękitni] przeciwko czerwonym [w paski].
jak się okazało nie jest ze mną jeszcze najgorzej, kojarzyłem jednego piłkarza z twarzy [pique - warto jednak czytać czasem pudla] i jeszcze jednego z nazwiska [messi - żebym to ja wiedział skąd].
choć dużo lepszą wiedzę na chwilę obecną posiadam nt mundialu z 98, który oglądałem w całości. dawne dzieje.
tego typu zjawiska budzą wśród oglądaczy pierwotne emocje, które udzielają się nawet niezaangażowanym po  żadnej ze stron. nie żebym krzyczał, rzucał kurwami lub wydawał jęki zawodu, ale jednak mimochodem choć śledziłem to co się działo na ścianie. poniekąd czekając aż któryś z zawodników ryzykując otrzymanie kartki postanowi zdjąć koszulkę w trakcie. nie doczekałem się :( jeden tylko ciut podciągnął ;)

sobota, 15 lutego 2014

S vol. 2

[z pamiętniczka]
w zeszły weekend nawiedził mnie S vel Spencerowy Lekarz.
okoliczności sprzyjały memu wzbijaniu się na kulinarne wyżyny. dzięki czemu mógł się ów równie pięknie, jak nie piękniej, odpłacić;
pogoda sprzyjała spacerom i wygrzewaniu się - niczym emeryci - na ławeczce z widokami nad wisłą; sprzyjały te warunki także wymianie informacji i wrażeń wszelakich nt mijanych i mijających chłopców/mężczyzn.
miejsca odwiedzane wrażenia zostawiały różne, ale to już czynnik niezależny ode mnie. ot kolejne trafiły na listę 'nie odwiedzać pod żadnym pozorem'.

wszystko ślicznie było, ale jednego nie mogę wybaczyć - wzbudzania nadmiernej furory gdzie by się nie pojawił. ;). i potem człowiek się czuje jak ubogi krewny ze wsi :x


piątek, 14 lutego 2014

walentynki

dostałem dziś pierwszą od lat walentynkę!!!! *.*


gratis, od kasjerki w spożywczym, gdy kupowałem wieczorem milkę na osłodę oczekiwania na przystanku na następny autobus, gdy wcześniejszy zwiał na moich oczach.

czwartek, 13 lutego 2014

igrzyska

krążąc wokół igrzyskowych tematów:


znaliście troskliwe misie i uroczego brzydala?
sasasasa!
ciekawe czemu zwykle najbardziej fascynują mnie tego typu postaci w bajkach.

sobota, 1 lutego 2014

dziadek

dziadek [rocznik 36], uradowany: dostałem emeryturę, kupiłem sobie dużą butelkę stock'a.
bo w sumie lepiej jak kupuje coś takiego lub inne smakowitości słodkie niż nowe opakowanie geriavitu czy innego.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

śniadanie

leniwy niedzielny poranek, lekko spokojnie prószący śnieg.
smaczne śniadaniowe miejsce w sercu budzącego się kazimierza.
kelnerka [dając kartę]: english?
liam & zdziwiona mina + uniesiona brew: nie.
kelnerka: bo nie wyglądaliście na polaków.

można to chyba uznać za dziwny komplement :D ale i na tym skończyły się sprawy warte uwagi; pani była bardziej zainteresowana podrywaniem przylazłych później lesb...
zdecydowanie wolę być obsługiwany przez gejów. szczególnie tych nazbyt miłych.

czwartek, 23 stycznia 2014

nigdy

nigdy nie mów nigdy. nigdy nie mów zawsze.
dwa niebezpieczne słowa, gdyż nie dopuszczają wyjątków. idealnie za to obrazują skrajne podejścia do tematów.
czy warto być aż tak kategorycznym w sądach? śmiem wątpić, życie lubi płatać figle i wprowadzać wyjątki od naszych nigdy i zawsze.
pewnie większość z nas w którymś momencie musiało swe śliczne, choć nazbyt idealistyczne i zbyt mało życiowe, założenia zweryfikować; czasem trzeba. czy zawsze [sic!] warto - bywa różnie.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

kraina czarów

w końcu udało mi się odwiedzić bj'ową krainę czarów. 
mroźną i śnieżną, acz jednocześnie bardzo ciepłą.
widziałem, próbowałem i smakowałem większej ilości rzeczy niżli bym się spodziewał lub przewidywał; wszystkie wyborne. niektóre pierwszy raz w życiu, inne po długiej przerwie. wszystkie z tak samo wielką chęcią i ekscytacją; drobnym stresem też. wszak nigdy nie wiadomo co się może czaić we wkładanym właśnie do ust kąsku.

innych kwestii też nie zdradzę :P

dzię-ku-ję!

czwartek, 16 stycznia 2014

podroze

w sumie prawie sie urzadzilem, czekam jeszcze tylko na biurko i internet.
czas oczekiwania to doskonaly moment na wycieczke do zaczarowanej krainy, ktorej wrot strzeze pewien zarosniety pan. pora najwyzsza z nim sie ponownie przywitac.
juz jutro, w samo poludnie.

piątek, 3 stycznia 2014

przeprowadzka vol. 2

18 toreb z ikei i ciut jeszcze gratów przefrunęło z jednego miejsca na drugie. w sumie ich noszenie - gdyby odbywało się co dzień [bosh uchowaj] - mogłoby przynosić lepsze efekty niż chodzenie na siłownię.
18 toreb z ikei i ciut jeszcze gratów zostało wypakowanych i porozkładanych w odpowiednich miejscach na podłodze.
18 toreb z ikei i ciut jeszcze gratów czeka na znalezienie swego nowego miejsca. operacja w toku - postępy powoli widać, ale i tak czuję się nimi przysypany...

i jak to dobrze, że można sobie udostępniać internet z telefonu na lapa.