czwartek, 26 lipca 2012

(671). czyli jednak czerwone.

bilans jednak inaczej wyjść nie mógł.


plusy jakieś tam pewnie były, ale więcej nazbierałem tych ujemnych. rybackiego romansu zatem nie będzie, przechodzimy do poważnej stopy bez wszelakich bonusów. jednak jedno przyznać trzeba minione naście dni było wyjątkowo miłe i przyjemne, poniekąd także łechcące, zatem nie ma czego żałować, a tym bardziej ustalonego poziomu relacji.
ba, ma to nawet pewien wielki wymierny, namacalny i odczuwalny w ustach plus - Lakmusowy upiecze mi niebiański sernik. tak przynajmniej obiecał. nawet już składniki zakupił, więc mam nadzieję że coś dobrego z tego się z pieca ukaże :D




a teraz czas odmrozić pewnego trupa. ogniowego. zatem romansów ciąg dalszy ;)

[...]

poniedziałek, 23 lipca 2012

(670). czyli dwóch panów w łóżku, nie licząc kota.

całkiem miły widok po przebudzeniu.


i spotkał mnie dziś. hmmm. plany ulegają zmianom czasem i spanie we własnym łóżku nie wychodzi, szczególnie gdy film zbyt ciekawy się okazuje a do domu wracać nocnymi nie chce.
tylko poniedziałek trzeba zacząć od pędem czynionego powrotu do domu i ponad godzinnego spóźnienia do pracy. dobrze że nikt nie marudzi na to choć.




a na wieczór plotki z Lakmusowym. tego wszak nie mogę się pozbawić :).

[...]

niedziela, 22 lipca 2012

(669). czyli a może jednak żółte?

tylko pytanie, jakie światło zapali się po nim.


bo albo jest miło i to bardzo i chodzi po głowie i myśli uciekają, albo czuje zaburzenie swego uporządkowanego życia i to że mam za mało czasu dla siebie, swoich spraw, swoich znajomych i na zwyczajne nudzenie się. 
wybraliśmy się wczoraj na pokaz najstarszego przegubowego jedynego w polsce ogórka. kto rozumie świra związanego z komunikacją miejską oraz kolejową, ten zachwyty zrozumie :D pozwiedzaliśmy także galerie ciuchowe, w jednej z nich natykając się na Lakmusowego. krk jest wyjątkowo mały, a rzeczą oczywistą że w łikendy kulturalne ciotki wszelakie lądują w galeriach ;)




czas na prasowalnicze męki w końcu, po 3 tygodniach sterta wygląda strasznie w sumie, ostatni dzwonek.

[...]

wtorek, 17 lipca 2012

(668). czyli zielone światło?

bliżej chyba do jego zapalenia się niż dalej.


póki co testuję, badam, patrzę, pytam. i powoli skłaniam się do zaświecenia jego dla samego siebie i jakiegokolwiek zaangażowania się w znajomość z Rybakiem, która w sumie do tej pory toczyła się miło ale lekko obok gdzieś. ale jakoś ostatnio w sumie coraz mniej obok. 
może dlatego że widzę, że można bezpiecznie sobie zielone światło zapalić bo zdaje się że i on się coś wkręcił w to, może też dlatego, że dostrzegam w nim coraz więcej ciekawych cech, może też dlatego, że po rozpoczęciu z impetem jednak wszystko zwolniło i nie posunęło się tam gdzie bym jednak posunąć się w pośpiechu nie chciał.
no i do tego Nieogarnięty się pogrążył. mimo że się pojawił na spotkaniu :D ale na to strzępić języka szkoda. omal nie umarłem z nudów po 5 minutach, potem już była tylko agonia :D ale to w sumie dobrze, dzięki temu parę punktów dla Rybaka :D




i zaliczyłem wczoraj swą zawodową inicjację. bez wtopy. jestem z siebie dumny.

[...]

środa, 11 lipca 2012

(667). czyli nieogarnięty do kwadratu.

na szczęście nie tylko ja :D


nie ma jak to umówić się w miejscu A, czekać na kogoś w miejscu B, podczas gdy osoba, z którą się umówiłeś w miejscu A, przez omyłkę czeka na Ciebie w miejscu C. jeszcze fajniej gdy rzecz dzieje się w deszczu u woda w mokasynach chlupta, jeszcze fajniej gdy jednemu z was padnie telefon :D. takie rzeczy tylko w krk, takie rzeczy tylko ze mną i z moją kolejną randką - póki co niedoszłą. na potrzeby bloga nazwijmy go Nieogarniętym.
a już zrywający się wiatr, lekko kropiący coraz większymi kroplami deszcz (który potem przerodził się w ulewę) nie wieścił niczego dobrego. także dobrym omenem nie były błyskawice i grzmoty. przywołały one to mej głowy sytuację całkiem niedawną, bo niedzielną, kiedy to miałem widzieć się na drugie spotkanie spacerowe z Rybakiem (o którym mowa w notce poprzedniej). wtedy to zdołaliśmy ledwie 5 minut przejść, gdyż potem konieczne było skrycie się na przystankowej wiacie. w tym jednak wypadku nie było tego złego... gdyż miałem okazję zapoznać się z jego kotem i mieszkaniem. co dobrego wyniknie z dzisiejszego niebyłego spotkania - czas pokaże.
[na marginesie należy dodać iż Rybak jest znajomym Kudłatka, jak to udało mi się już wyśledzić. ciekawe, ciekawe...]



a w piątek z rana czas udać się na Koniec Świata. pierogi z jagodami czekają :D
(Spencer, spójrz na numerek!)

[...]

poniedziałek, 9 lipca 2012

(665). czyli romans romans romans.

tylko u licha po co.


wprowadza to tylko zamęt w me spokojne i uporządkowane życie. i tak nic z niego nie będzie, bo mi się nie chce. pewnie znowu ktoś się przestanie potem do mnie odzywać, ale cóż na to poradzić, iż jestem zachowawczy, niespieszny, niezdecydowany etc.
owszem miło jest spacerować bez celu po dziwnych zakątkach krk, miło jest spożywać napoje procentowe nad wisła, miło także jest popełniać nieobyczajne wybryki z powodu przepełnionego pęcherze tamże. miło wiedzieć, że ktoś super całuje, szczypie i działa na ciebie wystrzałowo. miło. miło nawet że też interesuje się koleją, tramwajami i innymi takimi dziwnymi reliktami epoki poprzedniej. miło też moknie się wspólnie uciekając przed burzą na przystanek, a potem odpoczywa na łóżku z kotem (którego chciałem zabić na dzień dobry, gdyż takowych nie cierpię). można się także - będąc miłym - poświęcić i ubrać białe soxy. czemu nie. tylko czemu u licha te całe mizianie, gmeranie, dyzianie nie działa na mnie nic a nic? bo to pewnie nie ten. daję sobie jeszcze kilka dni i ukręcamy romansowi głowę. choć może łatwiej byłoby ukręcić główkę. całkiem pokaźną w sumie.
do tego dorzucić można jeszcze dwóch absztyfikantów dobijających się na portalu. każda pojawiająca się czerwona chmurka z powiadomieniem przyprawia mnie o nudności. jest z jednej strony interesująca, ale z drugiej - drażniąca. niech oni wszyscy idą w cholerę. mi chyba najlepiej jest być silnglem. przynajmniej w tym momencie życia. 
a co się przyjemnego zdarza, niech się nadarza, ale niech nie rodzi konsekwencji. chyba. nie wiem. nie oni w każdym razie.
ten, który mógłby kiedyś zrodzić konsekwencje dziś wkurwił mnie nie miłosiernie. bo oczywiście ja o jego romansikach i pseudozwiązkach dzielnie słuchać powinienem i porad udzielać, natomiast gdy ja zmarudzę na otrzymana zaproszenie 'na budyń' od razu powietrze robi się gęste że można je kroić. (a jutro minie rok odkąd się widzieliśmy ostatni raz...) 




do tego kraków jest mały, a świat zły. i nawet zakupy nie pomagają.

[...]

środa, 4 lipca 2012

(664). czyli porno dla ubogich.

wieczorem, u mnie.


no prawie. bo gdzieś kilka mieszkań obok, ale odgłosy jakby u mnie.
obudziło mnie to dziś w środku nocy. to że słabo ostatnio sypiam to już swoją drogą, dobijająca w dzień alergia - choć tłumiona tabletkami - daje się we znaki nocami trochę, w formie kaszlu i bólu gardła (kto to ogarnie...).
okno otwarte, więc się niosły po osiedlu pojękiwania i odgłosy posuwania, stęknięcia. zamknąłem okno - niewiele to dało. widać stosunki odbywały się gdzieś w moich okolicach. zaczęły nawet momentami narastać, co mnie w sumie ucieszyło, gdyż wieściło dojście pani lub/i pana. eh gdyby to byli dwaj panowie, to źródła odgłosów bym poszukał, a tak to pozostało mi tylko głowę poduszką nakryć.
ciekawe co mnie dziś czeka.


btw. rok temu obroniłem mgr, w poniedziałek licencjat. za rok matura?

[...]