sobota, 26 kwietnia 2014

cmentarz

cmentarz wiosną to dziwne miejsce.
wracając ostatnio z pracy, w słoneczne wiosenne popołudnie, mając za długo czekać na tramwaj, wybrałem się na cm. rakowicki.
z jednej strony radośnie ćwierkające ptaki, kolorowo kwitnące drzewa, pojawiające się raz po raz żywozielone liście. z drugiej idea miejsca jako takiego sama w sobie - wiecznego spokoju i spoczynku. na tle budzącego się życia wrażenia są mieszane, jednak... przyjemne.
i aż chce się spacerować alejkami bez celu, szukając osób znanych, przyglądając się uśpionemu, kamiennemu otoczeniu, przeplatanemu zielenią i pustką i ciszą.

wtorek, 22 kwietnia 2014

dieta

porzuciłem w marcu śmiertelne węglowodany kryjące się pod płaszczykiem niewinnie wyglądających obwarzanków. zacząłem skubać więcej owoców i zdrowych zielonych rzeczy. efekt - dwa kilo do przodu.
tymczasem w lutym, czy styczniu nie wprowadzając powyższych modyfikacji w diecie moja waga poleciała w dół.
mówiąc krótko - nie rozumiem.
czas ze 4 zgubić.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

nic

podejście do posta nie wiem które. myśli po głowie się kołaczą lecz przelać ich zbyt się nie da lub nie chce.

święta jak to święta. znów minęły. pouśmiechałem się, porozmawiałem i pojadłem. liam pojadł po raz drugi, liam pojadł po raz trzeci, podkreślić trzeba. i jedzenie to ma smutne i opłakane skutki, co też wieści waga. ale tym zajmiemy się już w krk.
no właśnie - krk. czas jutro z rana wracać. rodzi ten powrót pytanie - do kogo, po co i co mnie tam trzyma. ani kochanek choć trochę tęskniący, ani tym bardziej mąż; pozostaje tylko westchnąć i jutro od około południa dzielnie pracować ku chwale. i czekać na pełen rozkwit słonecznej wiosny.
i życie toczyć się będzie dalej. i będzie się działo, nic.

a można by się unieść 1000 m nad ziemię.

piątek, 18 kwietnia 2014

wycieczki

pokrążyło mi się.
w niedzielny poranek opuściłem słoneczny kraków i zawitałem w południe w chmurnej już warszawie, gdzie dni kilka bawiłem. bezkarnie z Doktorem S szwędaliśmy się po sklepach, knajpach i innych przybytkach. z parasolem w ręku. doznania smakowe pozostaną niezapomniane, widoki sklepowo-knajpianie nie mi oceniać; to nie ja byłem obiektem ich westchnień i zainteresowania. na plotki został także wyciągnięty pan Ajs. inne zaległości towarzyskie w jakimś zakresie też udało mi się nadrobić. z ciekawostek - miałem okazję przyglądać się także mecenasowi romanowi g. [tak, temu właśnie] w akcji. nawet robi wrażenie.
bladym środowym świtem wyruszyłem z wwa do sopotu, tym razem w sprawach zawodowych. grafik był na tyle napięty, że nawet nie udało mi się zobaczyć morza :( i już trzeba było mknąć do krk.
czwartek zleciał niczym z bicza strzelił na sprawach biurowych, a w dzisiejszy poranek usadowiwszy się w autobusie pomknąłem do domu.

ciekawe czy tu w końcu odpocznę. mam czas do wtorkowego poranka.

sobota, 12 kwietnia 2014

znalezione

wygrzebałem z dna szafy spodnie nienoszone od hoho.
ot pasowały do zestawu i koncepcji, która narodziła się w głowie.
podczas powrotu ze śniadania wygrzebałem z tylnej kieszeni:


lato/jesień 2012 były całkiem ciekawym okresem.

czwartek, 10 kwietnia 2014

kato

spontaniczność jest ostatnią cechą, którą można mi przypisać. zbyt zaplanowany, zbyt analizujący, zbyt nielubiący niespodzianek i reagujący na nie alergicznie - to i owszem.
czasem jednak brak analiz nie jest najgorszym wyjściem i skutkuje przyjemnymi efektami. [choć nauka zna i przypadki przeciwne].
w minioną niedzielę zostałem wyciągnięty na wycieczkę na śląsk. i choć się pierwotnie wzbraniałem, jednak dałem się skusić.
chyba nie żałuję; widziałem nawet ładne rzeczy. galerię z dworcem udało się połączyć całkiem przyzwoicie, lokalne coś pn nikiszowiec też zaskoczyło, choć przemierzający go panowie dresowie przestrach raczej lekki wzbudzali. pozytywnym skutkiem zakończyły się odwiedziny chorzowa i kiedyś odkrytej knajpy - polecam.
ze smutnych wniosków - tam prawie nie ma gdzie zjeść śniadania i połowa miejsc jest w niedzielę zamknięta :X
spencer, za turystyczne wsparcie i mini przewodnik serdeczne dzięki! :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

plecień

wychodząc rano z domu, z trudem wygrzebawszy się z łóżka, żałowałem, że nie wziąłem ze sobą okularów przeciwsłonecznych.
w ciągu dnia żałowałem, że miałem ze sobą kurtkę, wszak marynarka by w zupełności starczyła.
wracając, porą późno popołudniową, czmychnąwszy z zająć zaraz po tym jak pojawiła się list, żałowałem, że nie wziąłem ze sobą parasola.
nie zmienia to jednak faktu, że pierwszy wiosenny deszcz jest bardzo przyjemny. nawet dla osoby o zasmarkanej i zakichanej reputacji jak ja.

czwartek, 3 kwietnia 2014

wiooooosna!

mimo rześkich poranków powodujących konieczność przywdziewania rękawiczek, szaliczka i czapusi wiosnę czuć wszędzie. gdy tylko słońce unosi się wyżej, robi się cieplej, i pachnie...
może zwracam uwagę na głupoty, ale sprawia wiele porannej radości dla zombie zapach kwitnących śliw i innych. ciepłe promienie słońca wzmagają chęć nadkładania drogi i ucinania krótkich spacerków. beztrosko z kubkiem kawy wiadomego pochodzenia.

miasto czasem robi dobrze.


wtorek, 1 kwietnia 2014

romans

romanse przeżywane przez blogerów i opisywane na blogowych kartach zawsze podnoszą statystyki.
spróbujmy.

pewnego wiosennego poniedziałku liam się nudził. znał już na pamięć wszystkie twarze wiszące na niebieskich, pomarańczowych i innych portalach; prócz jednego. nie myśląc wiele postanowił to nadrobić; pozaznaczał losowo wybrane, acz niewiele odbiegające od rzeczywistości dane, wrzucił jakąś sweetfocie i czekał co ciekawego się złowi; wszak lektura wiadomości i profili nie od dziś dostarcza mu wiele radości.
w tle zaczęły się pojawiać dziwne dźwięki powiadomień wieszczących nadejście nowej wiadomości. co jedna to o bardziej porywającej długości. tyle przecież można przekazać emotką lub jednym słowem; więcej niż całą epopeją.
jeden był bardziej wytrwały. po pierwszej zignorowanej jednosłownej wiadomości, po pewnym czasie wysłał drugą, także jednowyrazową, ale okraszoną znakiem interpunkcyjnym. ta wytrwałość i upartość nie mogła ujść uwadze liama; postanowił odpisać. i tak rozpoczęła się wymiana literek.
napiszę Ci trzy rzeczy o które będziesz się bał mnie spytać - napisał po kwadransie konwersacji, po tym jak już umówił się z liamem ekspresowo na randkę - jestem aktywny, mam dużą pałę i szukam męża. liam był bardziej niż wniebowzięty, pan spełniał wszystkie jego podstawowe wymagania, a do tego wyglądał bardzo przyzwoicie. czym prędzej przyodział najlepiej leżący i podkreślający nieliczne walory zestaw, oblał się flakonem perfum właściwych i niczym na skrzydłach poleciał na miejsce spotkania.
pan okazał się ciut niższy niż na obrazku, w barach odpowiednio szeroki. zawartość spodni nie została sprawdzona. ważne, że tarta czekoladowa z malinami była smaczna.
wisi w powietrzu płomienny romans, romantyczne kolacje, śniadania, kina, spacery, kawy, kwiatuszki, co tylko dusza liamowa zapragnie; już ten piątek zakończy się wzięciem liama od tyłu, a sielska noc zostanie przypieczętowana tym samym o poranku. wszak atrybuty i predyspozycje nie mogą się zmarnować!
<przeciągłe ooooooo-oh!>
amen.

w taki dzień jak dziś.
dobry dzień, pełen zawodowych sukcesików i inspiracji.
udanego prima aprilis!