wtorek, 31 maja 2011

(396). czyli patrick & the city.

zachwycam się globalnie.
atakuję na fejsbuku, lastfm, zaatakuję i tu.



też się pozachwycajcie.
ja tymczasem pomyślę czy kolokwium pisać jutro czy w czwartek, i czy jedno czy dwa. i czy może by egzamin sobie jeszcze w czwartek napisać, czy się pouśmiechać i udać w innym terminie. eh, jaki ten świat skomplikowany. i jaki gorący.


i chłopiec, coby tradycji zadość poczynić. 

[...]

poniedziałek, 30 maja 2011

(395). czyli drugie podejście.

do truskawek.



tym razem bardziej udane. aż zakrzyknąłem radośnie: jest smak!. szkoda tylko, że jakieś takie karłowate one, i szkoda, że każda ma szypułkę, i szkoda że już się skończyły w sumie, bo miałbym całkiem smaczny z nich obiad, a tak to muszę kombinować dalej, co by tu do garnka włożyć.
od wczoraj chodzi za mną zasmażany szpinak, w wersji z posadzonymi jajkami i młodymi kartoflami z koperkiem, z kefirem w zestawie do tego.  obawiam się jednak iż z braku kucharza na pokładzie (czyli chęci) będę musiał sporządzić coś prostszego albo udać się na spacer do kfc. hmm... a może jeszcze zanurkuję w lodówce ;d.
Słoneczko pojechało sobie na wycieczkę na węgry - wraca dopiero w piątek. jo. siedzi w domu u siebie, pojawi się w środę. oh, ah, w końcu będę mógł bezkarnie mówić do siebie, wykrzykując kolejne przysługujące stronie zażalenia albo inne przesłanki umorzeń, zawieszeń, nieważności... i nikt nie będzie na mnie dziwnie patrzył. i nikt nie będzie kazał muzyki dziwnej przyciszać. wszak i ja muszę swój głos czymś zagłuszyć, bo słuchanie siebie było by za dużą mordęgą ;).


i dzięki Brylantynie muzycznie znowu się zakochałem. pewnie znowu na chwilę, ale dobre i to. patricka piosenkę powyższą gorąco polecam!

[...]

niedziela, 29 maja 2011

(394). czyli nowe życie na kolację.

bo przecież nie tylko na śniadanie ;).

(za obrazek dziękuję tym razem Tahoe ;*)

odbyło się wczoraj w katowicach wręczenie EMA. po ludzku mówiąc eska music awards. nie będzie o tym co i kto dostał. o tym pewnie na jakiś plotkarskich portalach poczytać można. z resztą sam tego nie wiem.
jako że nie mam tv, nadrobiłem dzisiaj zaległości w sieci. pooglądałem sobie większość występów. niektóre wyłączałem od razu po uruchomieniu (honey, honorata, czy jak jej tam było), inne wprawiły mnie w zaciekawienia (afromental o dziwo), i wreszcie pewne dwa zapętliły się u mnie.
nie trudno zgadnąć, o które występy mi chodzi. przede wszystkim kayah, oh! ah! i leżę.



po drugie, piasek. mimo że inaczej i mimo że niektórym się nie podobało, ja się za którymś razem przekonałem do tej wersji. choć wiem, że jej tekst, z powodu zbyt długich wyrazów niezbyt się w tego typu aranż wpasowuje, ale i tak jestem na tak :D. a jego nowa płyta dopiero w lutym 2012 :((.



i w sumie wypada wspomnieć o chylińskiej na koniec. ale u niej to czekam na jakiś nowy materiał w końcu. ile można miętosić nie mogę cię zapomnieć ?

(393). czyli nadal monotematycznie.

ale nic na to poradzić nie mogę :D.



natrafiłem w sieci - choć pewnie był już tam od dawna - dziś, na making of do kayah'owego nowego teledysku (do obejrzenia TU). nie byłby pewnie on wcale warty wspominania, ale... po pierwsze na nim dostrzegam pewne skrawki. śladowo, ale zawsze. jest ciut więcej pana biegającego, w dodatku tu mówiącego. i wreszcie, choć nie wiem na ile ma to coś z making of'em wspólnego - marzą mi się remiksy tej piosenki. oj marzą...
do Słoneczka przyjechała jego koleżanka. koleżanka ma bujne lokowano-sprężyniaste włosy oraz budowę raczej słuszną, przy czym jest raczej nie-niska. chcąc być miłym, przed wyjściem na miasta Słońce rzecze do niej: wyglądasz jak magda gessler! jej oburzenie wprost nie do opisania było :D. przecież mi się tak magda podoba! - dziwne są gusta i sposoby komplementowania 'hetero' Słoneczka.


i zbieram zaproszenia na dzisiejszy obiad, bo nie mam nań kompletnie pomysłu ;o.

[...]

sobota, 28 maja 2011

(392). czyli usta szeroko otwarte.

choć wiem, że to niebezpieczne - czasem miewam.


(i kto ma ładniejszą fryzurę? edyta czy zbigniew?)

ale i dość szybko zamykam. tak i było tym razem. nie tak dawno wspominałem o mejlu od Bezpłciowego i efektach, o które mnie przyprawił. z tydzień czasu od tego minął, że okazało się, że ów ma dziś urodziny zmuszony byłem na tegoż odpisać. 
usta me rozdziawił, nie tyle sam fakt, iż dostałem od niego mejla, ale raczej jego treść. zaproponowano mi bowiem, primo, spotkanie w czasie najbliższym w krk (do którego pewnie dojdzie, chyba że mi coś wypadnie ;]), secundo (otwierające buzię) wspólne wakacje. wakacje z nim, jego obecnym (tj. Wiosennym) i ich przyjaciółką (autorowi bloga osobiście znaną). czyż ten pomysł sam w sobie nie jest przeuroczy? ja i moich dwóch niedoszłych, z którymi różne rzeczy mnie łączyły i miały miejsce, do tego ich przyjaciółka. do tego może dodajmy jeszcze majaczącego w tle mego kuzyna, który z całym tym towarzystwem jest za pan brat. pomysł poroniony przy samym poczęciu. widać ktoś Bezpłciowemu musiał w międzyczasie mózg od dupy strony uszkodzić (pewnie Wiosenny coś w tym maczał albo umoczył), bo wcześniej takie irracjonalności mu się nie zdarzały.
w każdym razie; miłe życzenia złożone, a na wakacje plany już wszak posiadam.


a korzystając z chwili nemstowej nieuwagi i jego pochłonięcia przez remonty, drugie posta popełnić dziś postanowiłem :D.
i może tak czas się do jakiejś roboty by zabrać. hmm.

[...]

(391). czyli znacie? pamiętacie?

pana takiego ładnego jednego. o tego o:

 (więcej zdjęć TU)

teraz gwiazdka dość znana. kiedyś występował w serialu oni, ona i pizzeria emitowanym na antenie tv4. a było to z lat 10 temu, w czasach mego głębokiego gimnazjum jak mniemam. pewnie połowy podtekstów w tej produkcji nie rozumiałem, ale wciągała mnie jak mało która. nie będę ukrywał, że głównie właśnie z jego powodu. a wtedy był ciut gładszy, bardziej młodzieńczy. oh, ah. aż wróciłem wczoraj w sieci do tegoż. przejrzałem kilka epizodów. i gdyby tylko były dostępne w ciut lepszej jakości zacząłbym na nowo oglądać i się rozpływać.
z jego udziałem polecam też szkołę życia. choć niektórzy także zachwycają się komedią just friends - ja nie, chyba że tylko ze względów estetycznych ;).

(zdjęcia są powiększalne, po kliknięciu na każde)

to były czasy... heh. a drugim takim oh ah serialem zagranicznym było jezioro marzeń. oglądaliście któryś z nich?
tymczasem pada deszcz, który sponsoruje bezapelacyjnie me siedzenie w domu z nosem w kodeksie jakimś. sponsorował także me usypianie. także wespół z burzą i grzmotami me usypianie bardzo utrudnione. 

[...]

piątek, 27 maja 2011

(390). czyli za późno!




zachwycać się!
piosenką znowuż.
chłopcem i jego grzyweczką.
no i jego całą fizjognomią.
mimo że niczego nie pokazuje mi ulubionego.
zachwycać się!

(negrey, pozdrawiam! z widokiem na kopiec :P)

[...]

czwartek, 26 maja 2011

(389). czyli zaczyna się ;/

[smark][smark]



i jeszcze raz [smark]. a byłem tylko wieczorem w jagiellonce oddać książki. radosny po odciążeniu się, postanowiłem wrócić do domu spacerując wzdłuż  błoń. i miło się szło, i słońce świecił, i wietrzyk wiał, i ładni ludzie (czyt. chłopcy) jeździli na rolkach całkiem zwinnie lub truchtali - dość ciężko. aż tu z nagła mnie zaatakowały jakieś pyłki przeklęte. jak się okazuje, nie jest głupim noszenie w każdej możliwej przegródce torby paczuszki chusteczek. jeszcze tylko alma i nowa porcja soku grejpfrutoworubinowego i wysmarkawszy wszystko co się dało tylko, z oczami lekko mokrymi do domu się doczłapałem. nie dla mnie wielki trawnik jak widać.

wyborcza donosi o nowych aktywnościach naszych wspaniałych reprezentantów w senacie. 

Rodzice zastępczy i osoby prowadzące rodzinny dom dziecka nie mogą być homoseksualistami - zdecydowali senatorowie. Senat poparł poprawkę senatora Piotra Kalety (PiS) zgłoszoną do ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej. Poprawkę poparło 39 senatorów, 37 było przeciwnych. Na razie nie wiadomo jak senatorowie wyobrażają sobie badanie orientacji seksualnej zainteresowanych osób.

 pomijając absurdalność pomysłu (zdaje się że w obywatelu milku podobny problem został poruszony, z tym że dotyczył homoseksualnych nauczycieli), zastanawia mnie jakim cudem senacka mniejszość zdołała to przepchnąć. a przede wszystkim, gdzie było 20 senatorów (zapewne naszej kochanej partii rządzącej), a jeśli się wstrzymali od głosu, to dlaczego. z nadzieją, że w sejmie to pięknie zdechnie.

[...]

środa, 25 maja 2011

(388). czyli akcja ewakuacja!

ratatuj się kto może!



mówiąc bardziej obrazowo: odbył się próbny alarm pożarowy, bombowy czy jakikolwiek inny. nikt nie zginął, nikt nie został ranny, nikt się zatem też nie stratował. jedyna strata, która miała miejsce, to taka merytoryczna. przerwane zostały zajęcia. a i tak jedne nam przepadają i z materiałem i prezentacjami gonimy. bardzo mi się to nie podobało. chyba dziwny jestem. ale to może dlatego, że lubię po prostu gdy wszystko idzie wg planu.


tymczasem walczymy z prezentacją. pracę od promotora odzyskałem. wszystko fajnie, szkoda tylko, że nie mogę rozszyfrować jego hieroglifów z uwagami ;<.

[...]

wtorek, 24 maja 2011

(387). czyli głowa.

słaba i leniwa.



a z wiekiem tylko gorzej. wczoraj dwa drinki ekspresowe z Byłą, dziś też tylko że w ramach oblewania jo. obrony. oj coś leniwa głowa mi się kiwa. a prezentacja na czwartek w głębokim lesie. mam cały jeden slajd. tytułowy.
muszę też nauczyć się wycinać z filmów klipy, by móc epatować homoseksualną propagandą na całego. przez całe 45-50 minut. oh. mam nadzieję, że współćwiczeniouczestnicy nie mogą się tego doczekać tak samo jak ja ;)


kupiłem truskawki. szkoda że tylko pachną. smaku nie stwierdzono. teraz tylko wypatruję wysypki ;).

[...]

poniedziałek, 23 maja 2011

(386). czyli zagadka.

taka podnosząca ciśnienie nawet.



i jakże życiowa.
PYTANIE: co mogą robić rodzice z 2 letnim dzieckiem podczas jazdy pociągiem? (gwoli wyjaśnienia, nie jest to ich prywatny pociąg).

mogą otóż:
- z dzieckiem się bawić;
- dziecko do śmiechu i gaworzenia doprowadzać;
- karmić dziecko, nawet rosołkiem ze słoiczka, ciasteczkami, czym tylko chcą (jeśli nie zasmradzają tym całego wagonu);
- głaskać dziecko, tulić. od biedy nawet łaskotać;
- także ileś innych - uznawanych powszechnie za normalne czynności wykonywać.
wszystko to zaakceptuję, może się skrzywię, ale jednak, to wszystko ujdzie. wsadzę sobie słuchaweczki w uszy a nos w książkę. i będę ich głęboko poważał sobie. 
no ale kurwa stawianie nocnika na podłodze i wysadzanie nad nim dziecka na siku jest co najmniej przegięciem. tym bardziej że toaleta była tuż za drzwiami i tam spokojnie na sedesie można było nocniczek postawić, albo dzieciątko podtrzymać. a nie pokazywać to i owo. pozwalając na uzewnętrznienie pewnych płynów. no litości. szkoda, że nie na kupkę. ja tak marzę każdego poranka, o tym, by móc wdychać takie zapaszki swojskie i wiedzieć, co dzieciątko jadło minionymi czasy. 
zatem jak widać znowu trafiłem, nie tyle na upierdliwe dziecko, co jego co najmniej poje*anych rodziców. jeśli ktoś się się w stodole urodził, niech odpowiednimi wagonami podróżuje, a najlepiej wcale.
GRRRR!


tak. dziś nie lubię głupich ludzi i złego świata!

[...]

niedziela, 22 maja 2011

(385). czyli na wszystkich dworcach...

tych kolejowych oczywiście rzecz się dzieje.



na dworcu we wro dziś nocną porą, dziadkowie moi udają się w wakacyjną podróż pociągiem nocnym nad morze. strasznie im zazdroszczę. raz podróży pociągiem, dwa wizyty nad polskim morzem, nad którym nie byłem już lat hoho. a polskie plaże, szum, oh jak mi się marzą!
jutro na dworcu na Końcu Świata ja się usadowię w pociągu mknącym do krk. z garniakiem w etui w ręku. uwielbiam obładowanie swe wielkie. z nadzieją, że dzieci tylko w przedziale nie będzie. 
upiekłem też ciasto z rabarbarem :D. chętnych głodomorów zapraszam ;].


i czytam to swoje dziadostwo. i mam już serdecznie dość poprawiania przecinków, kropek i kresek.
edit: napisał do mnie właśnie mejla Bezpłciowy. nie, nie rozstał się z Wiosennym. ale i tak wciąż podnieść usiłuję swą szczękę z biurka.

[...]

sobota, 21 maja 2011

(384). czyli ciacha dwa.

a ja jeden.



i mi się wzięło i wszystko doszczętnie pomieszało. choć jak się potem okazało nie do końca. ale po kolei ;d
pisał mi bowiem Yomosa smsy, w których się rozpływał, dodając także informacje o planach pieczenia jabłecznika i herbacie waniliowej i w ogóle. o pieczeniu też coś pisał mi Tahoe, nie wspominając jednak cóż spod jego rąk wyjdzie. i mi się to wszystko pozlewało, pomieszało. w efekcie tego wszystkiego odebrałem Yomosie jego ciastkowe zasługi, a ten w depresję popaść postanowił.
prostując i wykładając wszystko co ciastkowe tutaj. 
ciacho pierwszego ciacha opisane jest TU. i nawet zdjęcia są. mhmhhm. ślinka cieknie!
ciacho drugiego ciacha opinano TU.
i oba są jabłecznikami. i ja już się zamotałem i motał dalej nie będę. skosztuję obu :D. oby mi tylko w boczki nie poszło.


eh to moje łakomstwo ;).
i z serdecznymi pozdrowieniami dla Was obu! :*

[...]

(383). czyli podróży ciąg dalszy.

dziś czas na te kulinarne.



a rozpocząłem już z samego rana od wypiekanego w domu chleba z ziarnami dyni, pokrojonego na grube kromki i posmarowanego masłem i posypanego solą. zwyczajnie i prosto, ale nad wyraz smacznie.
dalej w rozkładzie jazdy pojawiły się wspominane już babcine pierogi ruskie, prosto z kotła na talerz wyławiane, polane masłem z przyrumienioną na złoto cebulką, do mej buzi, nabite na widelec, w całości trafiające. tak, jestem łakomy.
właśnie skończyłem wędzenie się przy grillu. babcia dostała dwie kaszanki na chrupiąco przysmażone, dziadek równie piękne co złociste boczku plastry, mama niemal zwęglone kiełbaski (ze smakowymi gustami też się nie dyskutuje), tata skrzydła kurczacze, a ja oczywiście piersi dwie. skoro przerażają mnie kobiece, to by z nimi choć trochę obcować, wybieram te drobiowe. i ogórki. yummi!
pewnie jeszcze jakieś słodkości dziś przede mną. i dziś i jutro. jutro albowiem czeka na mnie przepyszna szarlotka z migdałami (kawałek duży) i waniliową herbatą (mam nadzieję, że z mlekiem) u Tahoe :D.
(ja ja się potem w ten garnitur wcisnę, zaprawdę nie wiem).


a teraz czas na jakieś ziółka na żołądek. ku lepszemu trawieniu. tak profilaktycznie.

[...]

piątek, 20 maja 2011

(382). czyli podróże.

te duże. i te mniejsze.



i sam nie wiem które bardziej wyczerpujące.
ale po kolei i z koleją w tle, a nawet w jej środku. wczorajszym popołudniem pociąg relacji krk-Koniec Świata, na rzeczony mnie dowiózł. 6h. początkowo w piekarniku, przyklejając się do siedzenia. cały czas z pootwieranymi wszystkimi oknami, zatem z przeciągami głowę urywającymi i wwiewającymi pyłki, które katar wywoływały. coś poczytałem, coś popodkreślałem. kolejne akapity zakończonej mgr myślę że w domu powstaną. a co. jak szaleć to szaleć :D. rozpocząłem także przygodę z balladynami i romansami karpowicza, wszak trzeba było się nań wreszcie skusić. a do samych kato towarzyszył mi mój dawny współromansowicz. nazwijmy go Szpulka. i o dziwo nie nudziło się nam przez ten czas, po ponownej wymianie numerów telefonów ustawiliśmy się na piwo z plotkami. bo przecież czym się geje innym zajmować mogą ;).


dziś za to - skoro magisterkę posiadłem - posiąść postanowiłem i garnitur na obronę. w tym celu udałem się z mamą do wro. kolejowym szlakiem oczywiście. po śniadaniu u dziadków, o 10 w drogę ruszyliśmy. pociągiem niby niemieckim, stąd z założenia wspaniałym i cudownym i klimatyzowanym. ale jak się okazuję nie wtedy, gdy obsługuje go polska załoga, która nie umie regulować temperatury i jedzie się jak w saunie ;o. 
we wro mama udała się na spotkanie firmowe, a ja pognałem na spotkanie z Brylantyną. udało mi się także poznać (czy raczej wymieć cześć i zostać wzajem przedstawionym) jego boyfriend-to-be, czyli Jima. całkiem ładny to chłopiec. i tak cudownie szczupły!
a lato było upalne tej wiosny.
nie da się z Brylantyną usiąść i siedzieć. chodzić trzeba. zwiedzać trzeba. a potem posty pochwalne nt jego miasta tworzyć. co niniejszym czynię. czynię, mimo że bałem się, że tramwaj ze mną z szyn na każdym zakręcie wypadnie. okolice nieznane poznałem, parki zielone, choć trawa z nich jak na łąkach wysoka, chwalmy łąki umajone!, akacje pachniały przecudnie, ptaki świergoliły, takoż i my informacje o świecie wymieniając przeróżne. i tak krążąc drogami nie zawsze znanymi i wytyczonymi, dotarliśmy do celu mej wyprawy czyli pasażu grunwaldzkiego, gdzie miałem poszukiwać swego garnituru. zanim jednak to nastąpiło, co poniektórzy zdążyli ubabrać galeriową podłogę lodem i spąsowieć zaraz po tym, z miejsca zdarzenia czym prędzej się oddalając. za towarzyszenie i spotkanie dzięki serdeczne składam!
oto nasza trasa:

LEGENDA: trasa Maxa = przemieszczenie; trasa Brylantyny = droga.

pędem po sklepach. przymiarki i odkładamy. grunwaldzki, renoma, arkady. kawa lodowata w międzyczasie oczywiście, bo jeść coś trzeba. i wreszcie koło 16 mama do mnie też dołączyła. i znów powrót do pasażu, akceptacja wybranego kroju garnitury i podróż do magnolii, celem nabycia odłożonych telefonicznie spodni odpowiedniego rozmiaru. tyle ile podróży różnymi środkami transportu dziś odbyłem we wro, nie poczyniłem nigdy.
efekt choć porządny, garnitur jest. wszyscy szczęśliwi. a ja nawet lekko opalony :D.
a jutro pierogi ruskie babcine!! :D.

[...]

środa, 18 maja 2011

(381). czyli prawie-prawie.

eh, chyba zły ze mnie człowiek.



mój Ex grywa w studenckim teatrzyku. postanowiłem z Aparatką zrobić mu niespodziankę pojawiając się z nagła na widowni, licząc na jego zaskoczoną reakcję. i wszystko szło zgodnie z planem. pojawiliśmy się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. stres większy niż przed egzaminem. siedzimy - czekamy. a tu nadchodzi jego - chyba wciąż - obecny. jego mina na mój widok - bezcenna. po czym pokręcił się i począł pisać smsy ostrzegające iż się pojawiłem zapewne.
potknięć żadnych nie odnotowałem niestety, może i nawet schudł, ale poci się tak samo okrutnie, i tak samo okrutnie grzywka do czoła mu się przykleja. tyle radości w jeden wieczór.
wiem okropny jestem, ale jakąś taką dziwną potrzebę miałem :DD.


a jutro udaję się na Koniec Świata.

wtorek, 17 maja 2011

(380). czyli skończyłem!

i tu powinno nastąpić głębokie stęknięcie.



statystycznie:
  • 104 strony
  • 932 akapity
  • 3650 wierszy
  • 35467 słów
  • 250656 znaków
tak przynajmniej podaje edytor tekstu. 
promotor wersję pierwszą czyta, ja niecierpliwie czekam na jego poprawki i (ewentualne) uwagi, w międzyczasie jednak planuję coś nieco jeszcze dopisać, gdyż odkryłem pewne smaczki, które chętnie w pracy umieszczę i potem objawią się one promotorowi w wersji 1.1 ;)
nieco z nudów wyeksportowałem pracę do pdf. od razu poważniej wygląda. i nie wiem czemu jakoś mnie to dziecięco cieszy. choć raczej powinienem czuć się jak dumny ojciec (na którego się pewnie nie nadaję).
chwilowo więc mogę zając się przyjemnościami, czyli dopracowywaniem prezentacji o kinie gejowskim, heteromatriksach i innych cudach. biedne moje audytorium na ćwiczeniach :DD.


trzeba się jeszcze jakoś nagrodzić, chwilowo tylko nie mam pomysłu jak...

[...]

poniedziałek, 16 maja 2011

(379). czyli już dochodzę!

do końca.


[tak, tak, to jest polski zespół]

już witam się z gąską, już jestem o krok od postawienia ostatniej kropki. wymodziłem wczoraj najgorsze zło, czyli wstęp. mam nadzieję, że z zakończeniem lepiej mi dziś pójdzie. potem przelot przez przypisy, ich drobna korekta i można o poranku radośnie zapakować wydruk w teczuszkę i zanieść promotorowi :D


i tradycyjna poniedziałkowa trasa biblioteka - ksero - biblioteka, została dziś wzbogacona o dwie galerie, które przemierzałem tylko sobie znanym szlakiem wężykowym pomiędzy sklepami i piętrami.
muszę zapamiętać, by kupować ciuchy od razu jak wpadają mi w oko, a nie odkładać zakupy o kilka dni, bo potem rozmiary znikają i jest smutno :(.

[...]

niedziela, 15 maja 2011

(378). czyli kap-kap.

i pełna wanna.



a w wannie siedzi madox. oglądam już któryś raz z rzędu teledysk. wyjątkowo prosty, jeśli chodzi o ilość barw, i wyjątkowo świeży i nimi nasycony mimo to. pierwsza część (jasna) podoba mi się bardzo, do drugiej powoli się przekonuję. podobnie do piosenki. sam się sobie chyba trochę dziwie, że mi się ona wkręcać zaczyna. o samym jego bohaterze nie wiem co mam powiedzieć, jest w nim momentami coś magnetycznego i elektryzującego, co powoduje, że za każdym razem spogląda się z jakimś zainteresowaniem. i też nie wiem dlaczego. może to ten róż na paznokciach.


ja tymczasem walczę ze wstępem i zakończeniem nadal. to gorsze niż pisanie samej pracy. brr!

[...]

sobota, 14 maja 2011

(377). czyli plaga.

prawie jak ta egipskie.



jak donoszą blogi nawiedziła nasze okolice plaga motyli, istna ich inwazja. i u Nemsta, i u Ajsa, a wiem ze swych źródeł i z międzywierszy, że i u Brylantyny. świat się kończy albo wiosna w pełni.
mnie na szczęście one omijają, dzięki czemu mogę w pełni skupić się na szlifowaniu mego dziełka. jeszcze tylko doskrobać wstęp i zakończenie, kilka przypisów, coby ukazać, że i obcojęzyczna literatura wcale obcą mi nie jest i można będzie pierwszą wersję swego płodu promotorowi we wtorkowy poranek oddać. i niech li tylko spróbuje on się do czegoś przyczepić!


i gdzie u licha jest jakiś garnitur dla mnie?! byłem z 3D o poranku w świątyni. obskoczyliśmy wszystkie punkty uwagi warte i nic. jestem zdruzgotany. jutro drugie podejście.

[...]

piątek, 13 maja 2011

(376). czyli trzynastego...

i to w piątek, zdarzyć się może wszystko.




wróżono co prawda mi złamanie nogi albo wpadnięcie pod tramwaj, ale nic z tych rzeczy nie miało miejsca. miała za to miejsce rzecz jeszcze gorsza, która dziać zaczęła się już wczoraj. mianowicie blogger odmówił współpracy. me wielkie uzależnienie wzięło i wyparowało. dziwnie się czułem nie mogąc obejrzeć statystyk, czy podglądnąć co się w blogowym światku dzieje. ale już wszystko wróciło do normy, a i nawet posty co póki co są znikniętymi, wg zapowiedzi niedługo mają powrócić. czekam niecierpliwie i numeruję dalej zatem.
i słońce zniknęło nawet dziś za chmurami, ochłodziło się, straszono mnie deszczem. jednak rozejrzawszy się o poranku za oknem stwierdziłem, że parasol mi się nie przyda. udałem się do galerii odebrać reklamację, która po spędzeniu 10 minut w sklepie okazało się, że wyparowała, i naprawionych spodni nie ma. nigdzie. pooglądałem zatem inne ciuszki, już miałem nawet garnitur mierzyć, gdy jednak dostrzegłem pana sprzedawcę, a że wolę jednak być obsługiwany przez panie, które mnie mniej onieśmielają - wyszedłem.
po drodze na zajęcia potem oczywiście zaczęło mżyć. a parasol był sobie oczywiście w domu.
popołudniową porą trzynastka została odczarowana za sprawą telefonu z zary. miła pani stwierdziła, że zapomnieli o moich spodniach i cośtam cośtam i że już nowe takie same na mnie czekają. w sumie mnie to bardzo cieszy. szkoda tylko, że spodnie są to długie, a pogoda wymaga noszenia raczej krótkich. no ale cóż.



i napisałem już prawie swą pracę. muszę dodać tylko wstęp i zakończenie oraz wprowadzić poprawki językowo-stylistyczne. oh jak mnie to cieszy. cieszyło mnie już dziś w nocy. aż usnąć nie mogłem :D.

[...]

czwartek, 12 maja 2011

(375). czyli chciałbym...

chciałbym wreszcie skończyć. 
zanosi się, że jutro mi się to uda.
póki co moje wpisy będą takie pingerowate.
mam nadzieję, że ten jest jednym z ostatnich w tym stylu.


wtorek, 10 maja 2011

(373). czyli złośliwość.

świata albo losu.



bo tym razem nie rzeczy martwych, tylko raczej całkiem żywych i to ludzi.
jako że dziś miałem się wywlec na 8 postanowiłem wczoraj położyć się wcześniej, tj. koło północy lub tuż po. i co? i nie dało się. za dobrze mi się pisało, za żywy byłem, ba nawet energii pełen. co dziwniejsze energii zasoby wzrosły mi po wypiciu melisy. co też nie było dobrym pomysłem, bo potem musiałem do łazienki latać. położyłem się przed 1, przewracałem chyba z godzinę zanim usnąłem, by wywlec się przed 7. (co jest porą wcześniejszą niż Tahoe i Yomosa, którzy jeszcze o wpół do 8 w łóżku się gnieździli jak się potem okazało. co mnie bardzo cieszy :D).
tymczasem gdy mam możliwości pisania, czyli gdy nie muszę się następnego dnia zwlekać, to senność dopada mnie dużo szybciej. ale nic. chęci wczorajsze we mnie pozostały, dlatego też odpuściłem sobie wizytę w galerii i auchan i zapał na papier przelewał zaraz będę. i już się do tego biorę. bo w sumie jakby przysiąść poważnie to 2 dni i bym skończył. tylko ja przysiąść nie umiem. heh.


i zapowiedziałem promotorowi, że za tydzień moją pracę całą dostanie, zatem tym bardziej spiąć się wypada :].

[...]

poniedziałek, 9 maja 2011

(372). czyli pęknięcie.

głębokie a wąskie.



łatwo się w nie wpada i wbrew pozorom też łatwo wygrzebuje. wpadłem-wyszedłem. po porankowym lekkozniżkowym nastroju wszystko wróciło do spokoju. spacery i załatwianie sprawunków w mieście idealnie odciążają umysł, a wymuszane kontakty z ludźmi (w sekretariatach, bibliotekach) wymuszają pojawienie się uśmiechu oraz miłego tonu głosu. dopychając się jedyną zdrową potrawą w kfc (czyli sałatą) wypchałem z siebie złe i niewesołe emocje i mogę powrócić do mej ulubionej aktywności.
i jeszcze ślicznych maturzystów w garniturkach widziałem. i nie tylko maturzystów w sumie. oh i ah! teraz muszę wreszcie i ja sobie czegoś na tę obronę poszukać. eh!



i wiosna taka letnia aż się zrobiła. krótkie spodnie, trampeczki i okulary słoneczne. prawie jak wakacje ;D

[...]

niedziela, 8 maja 2011

(371). czyli nożyczki.

nawet te odnajduję z opóźnieniem.



zastanawiam się czy wolę bardziej słuchać czy bardziej patrzyć i nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. bo wokalista niby i ciało ma ładne i nie-niby całkiem się nim porusza (albo w ogóle porusza w miarę rytmicznie, co przy mojej sztywności samo w sobie już na uwagę i pochylenie się zasługuje), ale jako całokształt jego fizjognomii jakoś przeszywających dreszczy u mnie nie wywołuje. choć przyznać trzeba, po przejrzeniu iluśtam filmików na yt, że wyładniał na przestrzeni lat (i że jednak lepiej mu z wydepilowaną klatką ;]).
powygrzebywały mi się jakieś ich występy na żywo, w tym te z kylie. pierwszy już znany z któregoś z blogów (all tle lovers), i kolejne na pobudzenie w leniwy niedzielny poranek. a potem wspomagające wszelkie pisarskie nudne aktywności. (uprzejmie także donoszę o realizacji planu - dwa pierwsze rozdziały ukończone :D).


a najładniejszy z tych śpiewających i tak jest mika :D.

[...]

sobota, 7 maja 2011

(370). czyli kolejna pętelka.

oczywiście muzyczna.



i oczywiście znowu jakaś staroć. ale tak to jest, gdy się zaczyna słuchać albumów ze 'złotej kolekcji'. i choć było kiedyś wiele piosenek niewartych uwagi, to perełki wykopać można. ta zdaje się być spokojniejszą wersją alei gwiazd. i już chyba setny raz słucham. i wciąż nucę pod nosem. (jak to dobrze, że nikt tego nie słyszy).
poza tym - kto rano wstaje, ten w kolejkach wystaje. co mnie podkusiło by się wywlec rano na zakupy - nie wiem. wiem za to, że to średnio roztropny pomysł był. tyle ile się wystałem w kolejce w markecie, żeby otrzymać od pani rzeźniczki piersi to moje (bo oczywiście przed 10 kupić cokolwiek w mięsnym graniczy z cudem, bo ino puste haki można zastać ;o).



a w planach na dziś zakończenie rozdziału. ciekawe czy się uda... MUSI!

[...]

piątek, 6 maja 2011

(369). czyli dobrze wstać!

nawet o porze bardzo wczesnej.



a jeszcze lepiej jest się nie spóźnić. obu tych rzeczy udało mi się dziś dokonać. jestem z siebie bardzo dumny ;). a do tego arcyuradowany jestem, gdyż wreszcie udało mi się poznać Tahoe. ponieważ pewne inne plany niestety nie wypaliły, jedyną ku temu okazją było przelotne spotkanie w dzisiejszy poranek... na  jednym z krakowskich dworców. czas przelotny starczył akurat na wypicie kawy, przełamanie pierwszych lodów i umówienie się na wakacyjne zakupy i już tuż po tym niespostrzeżenie wybiła godzina W i zapakować w stanie nienaruszonym musiałem z żalem wielkim Tahoe w kolejny środek transportu, by wreszcie mógł dotrzeć w stęsknione ramiona Yomosy. (udanego tygodnia Wam życzę! :*). jakoś ten poranek naładował mnie arcypozytywną energią, w sumie nie dziwota, dawno nie spędzałem poranka z tak sympatyczną osobą. (która w dodatku mnie nie chce pobić. Sansi - odkryłem kolejne siniaki! :P).

(zdjęcie pochodzi z zapasów Brylantynowych. grazie!)

cóż poza tym... po mieście tabuny maturzystów pięknych się kręcą. niektórzy wyglądają w garniturach tak pięknie, że mam ochotę się na nich rzucić albo zaciągnąć w jakiś ciemny zaułek lub bramę. pośród nich napotkałem w poniedziałek pewnego - już nieco starszego wiekiem i studiującego - bloggera, które pingeruje sobie gdzieś w sieci. a studiuje u mnie na wydziale.
łikend tradycyjnie zapracowany. może uda mi się co nieco skończyć. 

[...]

czwartek, 5 maja 2011

(368). czyli dyżurny ruchu.

może tym razem się uda.



miałem witać już dawno temu na peronie Brylantynę - z powodu kaca się spóźniłem i rzeczony czekał już przed dworcem. miałem widać nie tak dawno Sansenoia - kaca nie miałem, nie spóźniłem się, ale jego pociąg przyjechał za wcześnie, zatem zgarnąłem go już spod maka. mam nadzieję, że jutro uda mi się o poranku dotrzeć na dworzec o porze odpowiedniej by wyczekiwać pojawienia się składu przybywającego z zachodu. więcej szczegółów - jutro.
bo przecież samo siedzenie na dworcu, słuchanie komunikatów (może znów pan gej zapowiadał będzie głosem swym kojącym), obserwowanie pędzących ludzi, będąc jednocześnie z boku tego wszystkiego, nie wiedzieć czemu sprawia mi przyjemność. może to ta świadomość, że ja nigdzie jechać nie muszę, tłoczyć się przy krawędzi peronu a potem dźwigać walizki na półkę. (aspekt złych ludzi w przedziale ze mną siedzących pominę).


urlop od studiów by mi się przydał!

[...]

środa, 4 maja 2011

(367). czyli czas nas zmienia.

wygrzebane podczas wczorajszej nauki. mam jakąś dziwną słabość do tego co z dawnych lat pochodzi. (i o pięknych włosach proszę nic nie pisać jego :P).



każdy ma takie słowa,
które komuś chciał dać
ale w sobie je schował
no a teraz żal.


a ja wracam do mego kolokwium, jeszcze godzin kilka więc może cokolwiek się zdołam nauczyć ;).
[...]

wtorek, 3 maja 2011

(366). czyli pada.

na przykład deszcz za oknem.



a na Końcu Świata spadł nawet śnieg. inne rzeczy też czasem padają. np. chęci do pożerania treści na jutrzejsze kolokwium. leń mnie ogarnął. ale to chyba z powodu braku słońca. i czekolady.
i najchętniej ponownie umieściłbym tu nową piosenkę kayah, bo mnie opętała totalnie. ale chyba nie można się tak powtarzać strasznie.


i śniadanie z 3D zjadłem. jednym z niewielu takich (...) oraz złośliwych i aspołecznych jak ja ;).

[...]

poniedziałek, 2 maja 2011

(365). czyli ten, który się nie dzieli.

i broni zawzięcie wszystkiego co już w jego ręce wpadnie.



mówiąc inaczej - zagrożenie minęło. Sansenoi wsadzony do pociągu, a nawet ulokowany w przedziale, mam nadzieję, że po drodze gdzieś nie wysiadł i mknie już w stronę stolicy.
w międzyczasie, od tego posta ostatniego i nieco bełkotliwego, przyznaję sam nie wiem do końca o co w nim teraz miało chodzić, ów Sansenoi został przepędzony po krk. skosztował lodów śmietankowych, odwiedził smoka, także kopiec kościuszki oraz lasek dookoła niego, popodziwiał widoki z góry, a także zdołał chronić się ponad 30 minut na przystanku przed deszczem, by następnie urządzić sobie ze mną bieg między kałużami i kroplami deszczu do mieszkania aż. wywiozłem go także na drugą stronę rzeki, próbowałem wyswatać z McQueenem - niestety bezskutecznie chyba, nakarmiony został też co nieco i filmami odpowiednimi potraktowany. 
wracając jednak do samego tytułu posta. nie chciał się ze mną podzielić ani pół łyżeczką owsianki truskawkowej, którą go uraczyłem, nie dawał się karmić czekoladkami ani głaskać po głowie zbyt często. w zamian za to okazał się dość silny i wojowniczy - niczym pokemony - i często swym sprytem i zwinnością mnie przewyższał, po czym lądowałem na łopatkach i już nie mogłem się z nich podnieść. popychał mnie także butelką na schodach, pomagając wtoczyć się na piętro.
wyczyniał także parę innych rzeczy, pozostawił po sobie trochę różniastych gadżetów, ale nie o tym w tym miejscu ;]. (poza tym było całkiem grzecznie).
po 4 dniach już mu papa zrobiłem. i zabieram się do nauki już naprawdę.


sms od sansiego z pociągu (czyli, że jednak wyjechał naprawdę! :D): pan co był w przedziale zapytał czy będę tęsknił za chłopakiem, który wyszedł. ale już się sansi nie przyznał co odpowiedział i czy będzie za mną tęsknił. ciekawe czy istnieje tu jakaś fikcja odpowiedzi negatywnej albo pozytywnej, a jeśli tak - to która ;). (ale to pewnie zdradzi Ajs w swojej kolejnej notce).
kraków pozdrawia i dziękuje za wizytę :].

[...]