piątek, 30 września 2011

(489). czyli 30wrz.

chłopcom. z najlepszymi życzeniami.
sobie zatem także ;].


+ wreszcie odebrałem swój dyplom. nie było lekko.

[...]

czwartek, 29 września 2011

(488). czyli po raz siódmy...

...w miesiącu wrześniu.


staje mi na peronie, tzn. przychodzi mi stawać (parafrazując marszałka zycha) na peronie i udawać się do krk. choć i ta pierwsza forma nie byłaby do końca nieprawdziwa, gdyż nie jest tajemnicą, że pociągi wprost uwielbiam i ze swym pociągiem nie mam zamiaru się wcale kryć!
policzyłem bilety. 7 razy nieco ponad 6 godzin, zatem prawie 2 dni życia spędziłem w składach kolejowych, telepiąc się ze wchodu na zachód lub z zachodu na wschód. mam dość. tej trasy za oknem. to już kiedyś mówiłem. dobrze, że kolejna podróż po tej odbędzie się wreszcie na jakiejś nowej trasie. choć będzie ona pewnie z lekka stresująca (w swym celu i skutku, do którego mnie wiedzie), ale zawiedzie na dworzec centralny. ale to dopiero we wtorek.
chwilowo rzec by można: kraków-sraków!



jakie piękne są te spokojne poranki, gdy świeci słońce, trawnik pokrywają kropelki rosy a jezioro spowija mgła. aż żal Koniec Świata opuszczać. chce się tylko siąść i chłonąc wszechogarniający spokój.

[...]

środa, 28 września 2011

(487). czyli pakowanie i poszukiwanie.

poszukiwanie i pakowanie.


i tak znów i znów. niby wiadomo gdzie co leży, ale gdy należy przygotować i zebrać w jednym miejscu wszystkie szpargały - nic nie znajduje się tam gdzie powinno. a górka rzeczy koniecznych do zabrania rośnie. choć i tak moim zdaniem nie ma na niej połowy rzeczy, a kolejna cześć została zapomniana i pewnie zapomnę jej do krk zabrać. wszystko się okaże.
ale to wszystko w niedzielę. tymczasem jutro tamże udam się ja. w piątek czeka mnie spotkanie z dziekanatem i kolejkami przed nim (jakby za długie były to się i tak wcisnąć planuję :D), bo w końcu dyplom wypada odebrać. wypada i trzeba, bo niestety muszę go złożyć do pewnej organizacji, której członkowie noszą czarne sukienki (bynajmniej nie sutanny) z bodaj zielonym czymś pod szyją. a że zielonego nie lubię, to mam nadzieję, że to - zgodnie z moim planem - pozostanie wyjściem awaryjnym, a mi przyjdzie kiedyś nosić takowe wdzianko z dodatkiem innego koloru ;].



i pociągający dziś jestem bardziej niż wczoraj. a i celność ma niestety spadła :(. Hekate - dziś wygrywasz!

[...]

wtorek, 27 września 2011

(486). czyli rzut za 'trzy'.

i żeby tylko jeden!!!


odkrywam w sobie nowe sportowe talenty! obecnie ćwiczę i doprowadzam do perfekcji wrzuty do kosza. siedzę sobie na fotelu przy biurku, wycieram raz po raz kapiący nos i zużyte chusteczki gniotę w kulkę i do swego pięknego czerwonego kosza na śmieci nimi celuję. i zawsze trafiam. taką skutecznością mało kto może się pochwalić. 
to nic, że w zawartości chusteczek znajduje się już pół mojego mózgu i że nos się pijacko czerwony robi. to wszystko i tak mało. od dziś jestem także posiadaczem bardzo seksownej chrypki! pod wieczór pewnie zaniemówię na amen ;). zatem póki czas głosem swym pięknym telefonujących do mnie raczyć mogę.
nauka nauką. ale wybory za pasem, zatem i zaświadczenie odebrałem. ciekawe któż interesujący startuje w krk. z tego co wiem - nikt. i jak tu coś z niczego wybrać?! bardzo lubię swój urząd gminy i brak kolejek w nim :D. szkoda tylko że na parkingu przed niem jest tak mało miejsca i musiałem uciąć sobie mały spacerek. ciekawe co grozi za cofanie na jednokierunkowej. (mam nadzieję, że nikt tego nie widział, a przede wszystkim nikt z gminnej komendy :D).
kazano mi też się pochwalić. zatem się chwalę. :P




a oto filmik z przedwojennego berlina. w kolorze. propaganda propagandą. ale ładnie tam wtedy było. 

[...]

poniedziałek, 26 września 2011

(485). czyli wysysanie.

wszystkiego. z mojej biednej osoby.


obwieszczam oficjalnie, że jestem przemęczony! radość życia prysła. i powoli mój zapał i chęć naukowa lgnie w gruzach. jedyne o czym marzę to słodkie lenistwo, najlepiej na plaży, gdzieś gdzie jest ciepło, i nic nie trzeba robić, i nic się nie musi. ale nie ma tak dobrze. siedzę na Końcu Świata, dotłukłem się tu wczoraj z opóźnieniem, tym razem gdzieś mnie poprzewiewało i zajmuję się nieustannym ssaniem tabletek i smarkaniem. a książeczki kolorowe leżą. a wymagają one ode mnie teraz tygodnia wzmożonego wysiłku. a jak on przyniesie efekty, to... zamiast nagrody czekają mnie kolejne 2 tygodnie nauki :D by potem ewentualnie na nagrodę zasłużyć. powoli mam tego serdecznie dość. a gdy nie przyniesie marnowanie wakacji żadnych efektów to... to wolę nie myśleć co.




świat mnie chwilowo irytuje. 3D też. generalnie chyba trzeba zwolnić. i parę spokojnych oddechów wziąć.

[...]

niedziela, 25 września 2011

(484). czyli cuda na kiju!

tylko w moim instytucie :D.


dzięki piątkowej wizycie w sekretariacie okazało się, że indeks mój ma nóżki i sam zmienia półeczki, na których czeka na kolejny potrzebny wpis, a potem sam ląduje na biurku pani sekretarki a ona go rozlicza. i wszystko bez mego udziału. wielkie wow. bo tego się nigdy i nigdzie nie spodziewałem. w każdym razie po 5 latach przygód z nieco innymi standardami obsługi, jestem strasznie mile zaskoczony :D.
piątkowy poranek dostarczył mi także atrakcji w postaci kawy ze Słoneczkiem. i chyba nawet mu zależało na spotkaniu, gdyż wstał na 10.30, co w jego wypadku graniczy z cudem, gdyż dobrowolnie rzadko zdarzało mu się wstawać przed 11 :D. wygrzaliśmy kości na porannym słońcu w ogródku jednej z (niestety lansiarskich) knajpek na placu szczepańskim. szkoda tylko, że wszelkie informacje z niego wyciąga się jak drut kolczasty z dupy, ale nie od dziś wiem, że łatwym i otwartym rozmówcą on nie jest. w każdym razie nie przyćmiło mi przyjemności ze spędzenia z nim poranka.



a Brooke dziękuję za dedykowanego posta :) choć sugeruje on zdaje się, że mój (marudny) blog nadaje się do czytanie tylko przez marudy. no ale cóż. może coś w tym jest ;).

[...]

sobota, 24 września 2011

(383). czyli starcie pierwsze.

już za mną.


jestem umiarkowanym optymistą. a to w moim wypadku nie najgorszy znak. wyniki niebawem. ale tymczasem trzeba się szykować na poważniejsze starcie, a to już 5 października. i będzie mniej fajni, gdyż próg wynosi nie 66% acz 80%. ale co to dla mnie [hahah, już mam stresosraczke na samą myśl o tym]. zatem znów i dalej grzać się pisaczki i inne mózgi będą. i mam nadzieję, że połączenie pisaczkowej końcówki, poprzez palce, do mózgu prowadzi :D.
teraz zamierzam zanurzyć się w wannie, a obudzić się w łóżku, a jutro już wylądować na Końcu Świata. zatem kolejne miłe godziny spędzę w pociągu. powoli i ja mam dość tych podróży. aż się dziwię, że to piszę. ale nadmiar kolei podróży po tej samej trasie widać może zmęczyć.



a dziś w krk na Wiosennego wpadłem.

czwartek, 22 września 2011

(482). czyli porzucony.

:((.



tego się nie spodziewałem! tępym narzędziem - choć dość ostrym i spiczastym, bo się wbić musiało - w samo serce! i jeszcze przekręcił kilka razy! i zostawił. na pastwę kodeksu. jakiegoś wstrętnego. tak to niespodziewanie się stało. rozmawialiśmy jak zawsze o filmach, ładnych obraz(k)ach, scenach i teatrach, a także innych grach, generalnie o samych rzeczach wysokich. potem o rzeczach przyziemnych ale jakże interesujących i porywających. pociągi, układy, ludzie. (tak tak, bez plotek się nie obyło :D). i nagle zniknął. krzyczałem wróć!! nie odpowiadał. przepadł. Ajs! jak mogłeś mnie na gg tak porzucić :((. nieutulony i nieululany w żalu pozostaję i smutku! :P
[edit: a rzeczony twierdzi że się pożegnał i poszedł spać, a nie porzucił. ciekawe. :P]



pociąg się toczy. ja w nim. z pisaczkiem w buzi i słuchawkach w uszach i książeczką w ręce.

[...]

środa, 21 września 2011

(481). czyli zbrodnia niesłychana!

pani zabiła pana.


i to w moim ogródku! pani kotka pana rybę gwoli ścisłości. zdjęcia z miejsca zbrodni w dalszej części posta. gapiąc się przez okno niemal na gorącym uczynku konsumowania ofiary zbrodniczą puchatą kreaturę nakryłem ;D.

 
rybka pływała sobie a oczku wodnym u sąsiadów. kot też do nich należy. rybka nieświadoma zagrożenia podpływała pod samo lustro wody przy brzegu a tam wypatrywała jej od dłuższego czasu pazurzasta bestia. chwila nieuwagi, łapa w ruch i rybka już wyłowiona. ciekawe tylko czemu do konsumowania zabrał się jednak w moim ogródku.
pudel serwuje nam dziś plotki z gej światka. polecam. jeśli są one w ogóle prawdziwe... choć z pewnością interesujące. choć nie wiem co pan koszykarz w wolińskim widzi ;]. (a więcej zdjęć pana koszykarza TU, bo to zdaje się w pudlowej plocie właśnie iwo się znajduje).




a jutro o poranku kierunek kraków. gdy zobaczycie w pociągu kogoś z miną wieszczącą chęć mordu, z walizką na kółkach i garniturem wiszącym w pokrowcu obok, to pewnie będę ja.

[...]

wtorek, 20 września 2011

(480). czyli a może by pizzę?

chodzi ona za mną, a chodzi.


jednak na Końcu Świata to nie wiem gdzie jakąś dobrą można znaleźć. niech no tylko nadejdzie weekend, zawitam do krk, co prawda w celach egzaminacyjnych brrr, ale co tam, nie omieszkam wykonać stosownych telefonów i jakiegoś dostawcę pysznego znaleźć. tzn dostawcę z pyszną pizzą. choć jakby sam jakoś smacznie wyglądał to bym nie narzekał :D. tym czasem pozostaje mi tylko kończy skubanie tego co przywieźli mi z wakacji. niby pizza, ale to nie to czego bym dziś chciał. a i żelki pewnie są strasznie tuczące a ja o utratę każdego milimetra w pasie, brzuchu, biodrach i wszędzie indziej zaciekle walczę by potem nie mieć przykrych niespodzianek w starciu z garniturem ;)
choć jakieś niezdrowe kfc też bym chętnie odwiedził.  ono akurat na Końcu Świata jest. leniwy max też jest. zatem pewnie go nie odwiedzę :D. tylko pomarudzę i powzdycham, że bym coś chciał :D. (szczególnie, że do jedzenia drobiu tak pięknie zachęca ania przybylska).



poza tym naukowo gorąca, zatem by ogień wzniecony na mych kodeksach nie przygasł wracam doń, dorzucając kolejną pozycję na stosu i chuchając i dmuchając by żar większy wzniecić!

[...]

poniedziałek, 19 września 2011

(479). czyli w poszukiwaniu.

lekkiej radosności.


tak by jesień przepędzić, bo staje się całkiem nieprzyjemna i męcząco chłodna. trafiłem na piosenki świąteczne :D. mimo że o zimie, to jednak niosące ze sobą jakieś ciepło i małą wiązkę radości. a w dzień zamżawiony jednak takie coś się przyda. tym bardziej, że jednak kilograma słodyczy w domu nie mam, ani nawet pół. (tak tak, nastał ten smutny dzień, gdy ptasie mleczko wyfrunęło). ale to chyba lepiej, gdyż jak waga uprzejmie raczyła mi donieść jestem o 2-3 do przodu. jestem przerażony. szwy w moim garniturze pewnie też.
coby jesienią nie jadzić i nie epatować wezmę się do nauk. sobota nadciąga.




napisał też do mnie Bezpłciowy. ale o tym może innym razem.

[...]

sobota, 17 września 2011

(478). czyli jesień.

ale nie ta którą lubię.


zawitała do mnie ta jesień wewnętrzna. objawiająca się szwędaniem się, kręceniem, brakiem możliwości znalezienia sobie miejsca ani zajęcia na dłużej. do tego różne dziwne zachcianki kulinarne miewam, ale nie chce mi się ich spełniać, a na 'pstryk' to niestety niczego nie mam. 
jesień tam nie pozwala cieszyć się najlepszą pod słońcem jesienią za oknem. a jest taka jaką lubię. rześka i słoneczna. niedługo nabierze kolorów i będzie spacerom i zbieractwu sprzyjała. dorzucając do tego zapachy ognisk i gnijących owoców i innych takich... osnute mgłami i wilgocią. nic tylko się radować i wdychać!
obym już od jutra mógł na powrót. bo na smętności i melancholie nie czas!
trzeba jakiegoś poprawiacza humoru poszukać. w sumie gdzieś widziałem gin... ciekawe czy jest tonik ;>



no nic... czas na drugą część the voice! naukowo i tak dziś za wiele już nie pchnę ;|

[...]

(477). czyli dom pełen trupów.

i już nikt nie pobzyka!


od razu żyje się przyjemniej gdy insekty bzyczące, atakujące i podjadające nie czynią tego, do czego stworzone zostały :D. leżą bezradnie na pleckach, pobzykują jeszcze niemrawo, kręcą się w kółko, póki ducha nie wyzioną. potem tylko zwłoki posprzątać i czystość nastąpi :D.
a rodzinka ma na weselu kuzyna jakiegoś. jeszcze duszą mnie opary perfum ;). na weselu jednak tylko pół rodziny, bo druga połowa albo pokłócona z tą pierwszą albo na gesty solidarności z niezaproszonymi się zdobyła i poszła ino na ślub. podejrzewam że już nikt nie wie o co chodzi, ale nadal zimna wojna trwa. matka pana młodego jest pokłócona z siostrą swej matki (a tak wyszło że to rówieśnice akurat), zatem nikogo z jej rodziny nie zaprosiła (poprzednio podobne działania zachodziły w drugą stronę :D), a moja babcia, czyli trzecia z sióstr protestuje swą nieobecność zaznaczając :D. (oficjalnie zasłaniając się problemami zdrowotnymi. by wszystko ładnie było ;). ot druga hiacyna bukiet). co więcej: matka pana młodego nie lubi obecnego partnera swej siostry, zatem ona musiała przyjść bez niego :D. a dalej w ten galimatias brnąć ów matka pana młodego nie lubi także swej przyrodniej siostry, zatem i jej z rodziną nie zaprosiła.
ktoś zrozumiał? nie? nic nie szkodzi. mój brat też nie wie kto jest kim i z kim i dlaczego :D tylko ja jeszcze się łapię w rodzinnym zamieszaniu. widać rzeszowskiej krwi we mnie nie mało płynie, gdyż to właśnie tamże, hen na podkarpaciu leż źródło całego zamieszania. podobno :D. jakaś saga harlequina by pewnie powstać mogła, bo pewnie wiele tajemnic jeszcze skrywanych drzemie gdzieś ;].



z kampanijnych ciekawostek, choć miałem nic o tym nie pisać, ale to mi się wyjątkowo urocze wydało. w ramach swojej kampanii wyborczej Słomka w rocznicę agresji ZSRR na Polskę wysłał do prezydenta Rosji list w sprawie zagrabionych przez Rosję od 1772 r. dzieł sztuki, żądając ich zwrotu. co ma piernik do wiatraka nie wiem. o innych działaniach tego pana TU.

[...]

piątek, 16 września 2011

(476). czyli ile prawdy w żartach?

zawsze co najmniej ziarno. tylko jak duże to ziarno jest?


a temat zmieniając prędko, bo nie wiem jak by go tu za bardzo rozwinąć, trzeba jakiś równie interesujący zamiennik znaleźć. a że to zadanie niełatwe i przerastające mnie dziś, napiszę tylko że się gorączkowo uczę i zakończę płodzenie farmazonów dziś :D
ciekawe co dziś na obiad :>



a łikendującym się życzę pomyślnych wiatrów i przyjemnego surfowania!

[...]

czwartek, 15 września 2011

(475). czyli prawie typowy koziorożec.

podrzucił mi dziś krikrakren charakterystykę mojego znaku zodiaku. zatrważające że prawie wszystko się zgadza. no właśnie PRAWIE. zgadujcie co się nie zgadza :D
[krikrakrenie drogi, znający odpowiedź, upraszam Cię o milczenie w tej kwestii :D].

Główne cechy charakteru: pracowitość, punktualność, obowiązkowość, dążenie do spełnienie w sferze zawodowej.
Twoje wady: despotyzm, pracoholizm, skrytość.
Koziorożec jest bardzo pracowity, obowiązkowy, ambitny, punktualny. Kariera, osiągnięcie sukcesu zawodowego jest dla niego priorytetem. Koziorożce lubią mieć wszystko zaplanowane, najpierw chcą osiągnąć stabilizację zawodową, dopiero później wolą zakładać rodzinę. Silna osobowość, odpowiedzialność, niezawodność, stanowczość, konsekwencja, skrupulatność to jego największe atrybuty. W życiu kieruje się rozsądkiem, ma trudności w okazywaniu uczuć, jest skryty, ale i wierny, oddany, troskliwy. Dobry przyjaciel, lojalny i uczciwy. W miłości jest spokojny, powściągliwy, ale potrafi zapewnić poczucie bezpieczeństwa i nie ma skłonności do romansów. Umiarkowany temperament. Ostrożny, wymagający w stosunku do swoich bliskich, często milczący, zamyślony, może sprawiać wrażenie ponuraka. Zdystansowany, zachowawczy, brak mu spontaniczności, otwartości. Perfekcjonista, malkontent, ciężko go zadowolić, jest bardzo krytyczny, również wobec siebie. Pracoholik, często spędza więcej czasu w pracy niż z rodziną, ale Koziorożec uwielbia wspinać się po szczeblach kariery i nic nie sprawia mu większej satysfakcji niż możliwość awansu. Łatwo go czymś urazić, przy czym trudniej mu wybaczyć doznane krzywdy. Czasami ludzie się go boja, w znaku Koziorożca jest dużo ludzi z bardzo silną osobowością, wręcz despotyczną. Otoczenie go szanuje i podziwia jego zapał w dążeniu do osiągnięcia sukcesu zawodowego, umiejętność wpływania na innych i wyjątkową konsekwentność w działaniu. [źródło]
 coby nudno nie były jeszcze jakiś chłopiec na koniec :D.


[...]

(474). czyli wysokie obcasy.

nosić każdy może.


co prawda tym razem to nie ja i nich marzę i na stopy swe przywdziewam, choć to samo w sobie mogłoby być interesującym i ciekawym doświadczeniem (kończącym się zagipsowaniem mych stawów skokowych zapewne). tym razem to nie ja chcę być największą elegantką w okolicy. tym razem to moja babcia (rocznik 38, gwoli ścisłości) :D.
byłem z nią wczoraj w banku (pominę żółwie tempo, a raczej nadmiar spraw załatwianych przez poprzedzających nas w kolejce petentów i nazbyt rozbudowane procedury). w butach na obcasie mi się najlepiej chodzi. ostatnio chodziłam trochę w płaskich albo na niskim obcasie, bo bolał mnie kręgosłup, ale potem doszłam do wniosku, że to musi być inna przyczyna. wróciłam do obcasów (tak z 8 cm na moje oko) i od razu lepiej się czuję! kiedyś jak jeździłam na wakacje (a kiedyś to jeździło się do wielkiej titowej jugosławii) to tylko takie buty brałam i wszyscy się dziwili, że ciągle w nich chodzę, a ja po prostu od zawsze uwielbiam. do tego garsonka, coś ładnego na szyję, (duszące) perfumy opium i gotowe. czyli w każdym wieku może się chcieć! im więcej pozytywnych osób w takim wieku (niżli tych zrzędzących), tym świat jest piękniejszy.



omal nie oplułem półowy biurka i lapa kawą przed chwilą. yomosa, Ty pewnie wiesz dlaczego ;>

[...]

środa, 14 września 2011

(473). czyli otwórz usta. szeroko.

i mów to na co masz ochotę.

[bez nadinterpretacji i dysinterpretacji :P]

szkoda tylko, że nie zawsze można sobie na to pozwolić. świetnie, że czasem jednak nie trzeba się hamować i po pewnym okresie gryzienia się ze sobą w końcu udaje się uwolnić kłębiące się w głowie różne myśli i pragnienia. by móc to jednak uczynić należy pierwej powoli i mozolnie budować odpowiednie ku temu fundamenty. a to nie tak hop-siup. i im mniej wielkich słów tym lepiej, im więcej czynów mówiących więcej niż słów tysiąc, tym lepiej. [brzmi nieco jak polityczny pr stosowany w kampanii wyborczej, ale zaiste nim nie jest :D]. 
ale o czym to ja miałem...
na marginesie do poczytania polecam gorąco nowy numer magazynu do czytania KSIĄŻKI. mimo naukowego kolejowego szału poświęciłem mu ponad 2 godziny dnia wczorajszego. zakupy najbliższe zaplanowane. w sumie tylko potwierdziły się moje wcześniejsze książkowe pragnienia. ale to bardzo dobrze :D.
muzycznie, mało ambitny dzień mam, bo rihannowy ;D.



gdy kiedyś zobaczycie tu wielki napis PRZERWA zamiast mych wypocin, będzie to tylko oznaczało, że na poważne wziąłem się do nauki. [hahaha]. bo to już za półtora tygodnia. zatem spowolnienie może nie tyle notkowe, co komentarzowe zapowiadam.

[...]

wtorek, 13 września 2011

(472). czyli upadły.

potwornie upadły.


4 dni. w tym w trzy z tych dni spędziłem po 6h w pociągu :D. wytelepało mnie za wsze czasy. raz wracając w sobotę do domu na spotkanie powracającej z wakacji rodzinki, dwa w poniedziałkowe do południa mknąć do krk na wtorkowo poranne zapisy na seminaria (bo trzeba osobiście etc etc), trzy - podróż dzisiejsza powrotna. puff. nudzi już mi się ta trasa. za oknem wszystkie przemykające elementy krajobrazu i okoliczności przyrody znam na pamięć. szkoda, że nie może za każdym razem jechać inną trasą, ale trwającą tyle samo, bo jednak okrężną drogą, dwa razy dłużej to jednak nie chcę się zbyt tłuc ;]. podróże upłynęły naukowo z miłymi smsowymi akcentami :D.
[mądrzej ciut może, a może ciekawiej będzie w kolejnych postach, bo tym razem średnio udaje mi się zebrać myśli i ledwo w literki w odpowiedniej kolejności trafiam. czas zatem chyba trafić do łóżka!].



jak już się naukowo opędzę, listopad zapowiada się wyjątkowo ciekawie. pod względem kolejowych podróży i nie tylko ;].

niedziela, 11 września 2011

(471). czyli meliska.

podwójna. rano wieczór we dnie w nocy. do tego wdech-wydech. i spokój wewnętrzny może jakoś uda się zachować. 
(li tylko pamiętać: co cię nie zabije, to cię wku*wi).


dziś na Końcu Świata, jutro w krk, a pojutrze znów na Końcu Świata. na kolejowy szlak czas wyruszać!



[...]

sobota, 10 września 2011

(470). czyli kolejowy szlak i inne przyjemności.

ten sam od lat. przemierzam znów.


tym razem jednak ma miejsce odmiana. zamiast IR podróżuję TLK. niestety z przesiadką na pięknym, coraz bardziej schludnie i niemiecko wyglądającym dworcu w breslau. i niech schludnie jak najdłużej będzie i niech nikt nie zanieczyszcza i nie niszczy. 
ale toczmy się dalej. kolejowo i tematycznie. czas na przyjemności. przyjemności przyjemne, pozwalające się zatracić, zapomnieć co się robi i po co. tudzież inne drobne rzeczy, które, gdy tylko, znajdą się w zasięgu naszego wzroku, nakazują podążać ich tropem. czasem jest to powalający, robiący zakupy w markecie pan (albo jeden z jego atrybutów typu kawałek ładnej nóżki, majtek, stopy, tyłka, zniewalające spojrzenie etc), zdążając, za którym szlak naszych zakupów porzucamy; czy zapach, za którego źródłem i nosicielem nosem pociągamy; albo chłopiec, za którym się na ulicy obracamy, by tylko dłużej móc wzrokiem pożerać. słoneczne okulary bywają w tym procederze akcesorium przydatnym.
wszak jedynym sposobem wygrania z pokusą jest ulegnięcie jej. a jeśli można sprawić sobie różne przyjemności mniejsze lub większe, grzeczniejsze lub ciut niegrzeczne. wszelkie fetysze wskazane jak najbardziej, życie dzięki nim jest o wiele przyjemniejsze, radośniejsze i bardziej zaskakujące, wszak nie wiadomo kiedy zostaniemy sprowokowani przez jakiś działający na nas bodziec. bywają wprost cudownie zniewalające. i każdy z nas je ma :D.




tymczasem czas się jakoś przygotować psychicznie na niekończące się opowieści wracających z wakacji i milion zdjęć oO.

[...]

piątek, 9 września 2011

(469). czyli skaczące drobinki.

jedna po jednej. tak na mnie.


jak łatwo się domyślić dziś będę marudził ciut :D. siedziałem sobie w autobusie w miejscu strategicznie bezpiecznym (takim by nikomu nie trzeba było go zwalniać. tj. daleko od drzwi oraz przy oknie), aż nagle do autobusu weszło i zasiadło w siedziska przede mną stworzenie śmierdzące jakieś. zanim zapach dotarł do mnie chwila minęła, ale jak już dostał, to żałowałem, ze nie mam kataru alergicznego tym razem i zatkanego nosa. dosłownie czułem jak te cząstki smrodu mnie obsiadają. i wypierają ładne moje diamentowe zapachy. eh. powinna być jakaś kontrola przy drzwiach każdego ze środków komunikacji miejskiej!
ostatni egzamin napisany, wyniki będą jak się pojawią, gdyż nie zdążyła moja postrzelona pani profesor sprawdzić tego w międzyczasie, ale pytania się powtórzyły, więc co do zasady jestem spokojny. i jadę sobie jutro z rana na Koniec Świata. by w poniedziałek powrócić do krk na jeden dzień, czyli powrót znów we wtorek ;D. albowiem zapisy na seminaria startują, a można tylko osobiście (telefonicznie się nie da), a dziś nielegalnie przed czasem nie chciano mnie zapisać :(. mnie. nie chciano :((. bu! niby mógłbym sobie siedzieć do tego wtorku tutaj, ale byłby to czas naukowo bezproduktywny, zatem wracam do moich kolorowych książeczek do domu. a i rodzinka z urlopu jutro też wraca, więc tym bardziej mam na tą podróż ochotę.



ciekawe kiedy kasztany zaczną się z drzew sypać. to tak swoją drogą.

[...]

czwartek, 8 września 2011

(468). czyli wykopki.

googlopki w zasadzie.


dziś zapowiadany ciąg dalszy googlowych haseł w wyszukiwarkę wpisywanych i doprowadzających zbłąkane internetowe owieczki do mnie.
  • oddam się staremu - o tym nigdy u siebie nie pisałem, to leży zdecydowanie poza sferą nawet moich fantazji;
  • kieszeń w spodniach - jeśli jest dziurawa, pewnie może doprowadzić do kisielu w majtkach, wspominanego już poprzednim razem;
  • jak podniecić geja - żebym to ja wiedział... nie znam żadnego;
  • co zwiastują biedronki w listopadzie - pewnie koniec świata ;];
  • ciśnienie 152/68 - sugeruję wizytę u lekarza, jest podwyższone;
  • cipiule stare - : O. tak, jestem największym koneserem;
  • co to jest ciotodrama - dyscyplina, w której max ociera się o mistrzostwo;
  • białe chryzantemy na urodziny - mi się zawsze wydawało, że takie kwiatki to są na inne nieco okazje;   
  • romans o poranku - dopuszczam tylko, gdy zaczyna się jeszcze wieczorem dnia poprzedniego;
i dwa dokonania Hekate złośliwej. zupełnie nie oddające rzeczywistości i mijające się z prawdą. trafiła ona na mego bloga - nie wiem jakim cudem, pewnie zhakowała googla, by to się udało - wpisując max marudny oraz max aue marudzi.  ale proszę się tym nie sugerować :D. ja nie jestem marudny.




miałem jechać do miasta na spacer i na zakupy, ale pada :(. skończy się pewnie tylko wizytą w sklepie obok. wszak bez mleka żyć nie mogę. czarnej kawy nie tykam.

[...]

    środa, 7 września 2011

    (467). czyli nowa postać.

    tak by blogowego zamieszania trochę zasiać :D.


    przywołał we wczorajszym komentarzu Tahoe - jak dziś zweryfikowałem, całkiem celowo - Klatkowego. skoro tak, trzeba by go w blogową akcję wprowadzić. a zatem: jest to jeden z moich niezrealizowanych wakacyjnych planów, gdyż miałem w końcu go bliżej poznać, ale z braku czasu i nadmiaru innych obowiązków nie mogłem sobie na to pozwolić (jak i na inne o niebo przyjemniejsze sprawy, o czym już kiedyś pisałem). chłopiec ów mieszka gdzieś w Krainie Pyr, pisuje do mnie hmmm pewnie ponad rok. a skacząc od tematów muzycznych (gdyż od nich się zaczęło), przez wszelakie inne życiowe i nieżyciowe, grzeczne i mniej grzeczne, udało się nam dość zakumplować (i chyba właśnie owa pośrednia forma znajomości kumpel idealnie odzwierciedla nasze relacje). relacje od-do z drobiną chili ;). pojawiał się zatem czasem i on w notkach będzie :D.
    jest w sumie zupełnie nie tym czego szukam, gdyż to typ piłkarzyka (ładny, gładki, dobrze zbudowany, nawet baaaardzo dobrze, ale bez przesady zakrawającej na przypakowanie). zatem i na niektóre tematy z nim się nie udaje porozmawiać. ale może - nie odmawiając mu niczego, bo lubię go bardzo - on ma być ładny a nie głęboki (parafrazując jedną z kwestii z latter days). bardzo przyjemna internetowa znajomość, bez długoterminowych perspektyw, ale z możliwymi bonusami, gdyż kiedyś pewnie się spotkamy. tak, jestem troszkę zepsuty.
    [właśnie prawie wykipiał mi makaron. eh kuchnia taka zazdrosna jest! nawet pisać spokojnie nie daje!]
    wyszpiegował mnie wczoraj google-samochód kamerami najeżony i dwa razy co najmniej uwiecznił. pewnie w nowej edycji google maps będę widoczny zmierzający ulicą z torbą z zakupami.




    a serial 'na wspólnej' promuje seks bez zabezpieczeń. jestem w szoku. (choć dzięki temu porusza też problem aborcji, ale jednak ja bym stawiał na prewencję ;]).

    [...]

    wtorek, 6 września 2011

    (466). czyli załamany i zdruzgotany!

    dzisiejszym egzaminem.


    wszystko legło w gruzach. a do tej pory było tak pięknie. semestr letni piąteczka do piąteczki i tak w kółko. a teraz?! nie wiem jak się w domu pokażę. nie wiem jak spojrzę w lustro. świat się zawalił. jak ja mogłem sobie na taką wpadkę i blamaż pozwolić. bang-bang. w główkę tylko pozostaje. eh. wstrętne 4.5 :P. w piątek już tak nie mogę wtopić!!!
    ale dziś obiecałem sobie posta bez marudzenia (hahaha). a zatem będę poszukiwał radosnych aspektów w tym co się dookoła mnie dzieje :D.
    1. remontują klatkę schodową, wymieniają jakieś okna i inne cuda. w każdym razie tłuką się nie miłosiernie. ale kto się tłucze? jak się przyjrzeć to jest to baaaaardzo ładnie zbudowany pan, z szerokimi plecami, umięśnionymi ramionami, opalony wspaniale. może i się by on mógł dotłuc do mego pokoju ;).
    2. dooobra, nie umiem nie marudzić chyba :D zatem zaprzestańmy tego naciąganego procederu bycia niemarudzącym :D

    po egzaminie dziś, jak i wczoraj w sumie, coby lekko przywyknąć na powrót do krk, odwiedziłem także po jednej galerii. tradycyjnie nic nie kupiłem, bo nic mi się nie spodobało, ale też i niczego nie szukałem konkretnego :D. jedyne co chodzi za mną od dłuższego czasu to czerwone trampki. no ewentualnie turkusowe. ale to by trzeba przysiąść, poprzymierzać, a w tym celu to trzeba buta własnego zdjąć :P leniwy jestem :D.
    spacerki o porannym chłodzie zdecydowanie lubię, puste miasto także. pusta galeria tylko jest nieco dziwna. aż strach do sklepów wchodzić tuż po otwarciu, bo i szkoda sprzedawców budzić ;).




    z serii pieprzenie kotka za pomocą młotka, Była poinformowała mnie że Szyszek mi odpisał, i skarżył się nie brak odpowiedzi z mojej strony. wszystko fajnie, ale ja żadnej pm na fejsie ani na mejlu od niego nie mam :D.  cóż za pasjonująca znajomość się kroi! :DD

    [...]

    poniedziałek, 5 września 2011

    (465). czyli językowe zdolności me.

    nie najgorsze wcale są!


    potrafię nawet hetero żonatego doktora zadowolić. i to bardzo dobrze. i oby to był ostatni ustny egzamin w najbliższym czasie. jutro jeszcze tylko coś napisać i w piątek. a potem uczyć się dalej tych poważnych rzeczy już.
    miałem tu ciąg dalszy googlowych mądrości wrzucić, ale wymyśliłem, że może sobie trochę pomarudzę :D na ludzi, na świata, na krk. a co. na krk dawno nie narzekałem :D
    1. duchota w autobusach. na drzwiach wielka niczym [tu sobie pomyślcie co dużego znacie lub macie] naklejka że autobus klimatyzowany. a ludzie okna otwierają. i mimo komunikatów nie zamykają. brawo. takich proponuję przesadzić do jakiś autobusów rozklekotanych, jelcze stare, autosany, ikarusy, czekają. różnicy pewnie nie odczują. też im będzie ciepło. ale choć mi życia zatruwać nie będą gorącem zza okna!
    2. kraków, stare miasto, godzina 11. co nam umila spacer swymi odgłosami i zapachami? śmieciarka. czemu nie można tego w nocy robić lub nad ranem? bo pewnie trzeba by pomyśleć. a to skomplikowane. o mieszkańców się nie martwię, podobno na starym mieście mieszka ledwie 200 osób. więc ważąc jedno i drugie....
    3. zapomniałem już :(



    niech już jesień przyjdzie!

    [...]

    niedziela, 4 września 2011

    (464). czyli w drogę!

    nach krakau!!!!




     


    [wypatrujcie mnie na dworcach i peronach, na pewno będę rzucał się w oczy ;) Yomosa, za fotkę 100krotne dzięki!]




    od dziś urzęduję w krk przez pewien czas, jeśli tylko dotłukę się tym przeklętym pociągiem ;). ale zaufajmy kolejom :D.


    poniedziałkowy poranek pod znakiem orala. nie ma jak to zacząć tydzień z pierdolnięciem. szkoda tylko że z takim akurat. egzaminów o poranku nie cierpię. tych w poniedziałki szczególnie. a ustnych to już w ogóle. ale cóż począć. wtorkowy poranek pod tym samym znakiem, ale o tym pewnie zdołam napisać jeszcze w poniedziałek ;]. w końcu blog czynny przez cały rok, niezależnie od sesji ;).


    śnił mi się dziś mój Ex. ciekawe czemu. sen lepiej niech się nie ziszcza, bo zbyt miły w tym śnie nie byłem, ale cóż, widać musiał sobie zasłużyć na to ;].








    a wszystkim czytającym udanej niedzieli życzę :]



    [...]

    sobota, 3 września 2011

    (463). czyli słowa, słowa...

    słowa-klucze.


    namówiła mnie poniekąd wczoraj Hekate, by podobnie jak ona przyjrzeć się liście słówek wpisywanych w google, dzięki którym ludzie do mnie docierają. przyjrzałem się. lekkom zaskoczony. ale tylko lekko. oto kilka kwiatków (wbrew sugestiom nie ma tam słowa maruda, ani jemu pochodnych):
    • miś nóż - mam nadzieję, że jednak do rozlewu krwi ani wypełnienia misiowego nie doszło...
    • klata zdrowy paker - no to raczej nie ja. i nie wiem czego takie coś do mnie prowadzi...
    • kisiel w majtkach - fakt, któż nie miewa.
    • mój penis w bokserkach nie wygląda na dużego - pewnie masz za duże i za luźne te bokserki...
    • chryzantemy czemu nie rosną okrągłe kubeczki - w sumie pierwszy listopada nadciąga, nowe trendy czuję!
    • ricky martin and helena vondrackova - o tym duecie nawet ja nie słyszałem jeszcze!
    • zaczepka na facebooku - klasyka, definicja w jednych z moich dawnych komentarzy.
    • zakochaj się na jesień - przydałoby się ;)
    • pominę nazwiska modeli, bo to nam nic nie wniesie ciekawego do porannych rozważań.
    a do czytania na sobotnie dopołudnia polecam 3 artykuły: o tym ile niemcy wiedzą o początku 2WŚ, o wyborach tap menl, oraz recenzję nowego filmu polańskiego, których w ciemno polecam, gdyż pozycja w oparciu, o którą powstał scenariusz jest bezdyskusyjnie świetna, takoż jej adaptacja teatralna, a i romanowi ufam ;).
    a na sobotni wieczór - the voice of poland na dwójce :D.



    a Brylantynę witamy back!

    [...]

    piątek, 2 września 2011

    (462). czyli strudel.

    prosty i cudowny!








    chwalmy zatem kuchnię galicyjską i dziedzictwo c.k. monarchii mej kochanej! i zdolności kulinarne mej babci takoż :D. pycha.


    tylko niech taka pych trwa godzinę bo ja się muszę uczyć. a uczę się zawsze przy głośnej muzyce, bo tak mi najlepiej. a babcia siedzi i pyta czemu tak głośno i że pewnie się nie da uczyć przy takiej. ... wyłączyłem. siedzę. nosi mnie. ciśnienie rośnie. roznosi. a babcia siedzi. czyta gazetę. by nie było mi smutno samemu w domu. kiedy ja właśnie uwielbiam być sam!!! ale tego nikt nie potrafi zrozumieć. 








    a Tahoe, Nemstowi i Yomosie dziękuję pięknie za allegrowe wsparcie :*



    [...]