piątek, 26 listopada 2010

(209).


przerwa w nadawaniu potrwa jeszcze kilka chwil. ku rozpaczy albo radości - wrócę. może niebawem. może nawet bardzo niebawem ;].

[...]

niedziela, 21 listopada 2010

(208). czyli z życiem oko w oko mierzyć się wysoko.

czyli będzie to kolejna muzyczna wycieczka. tym razem nieco dłuższa niż ta poprzednia. bo jutjub niestety jest kopalnią muzyki, kopalnią wspomnień i skojarzeń z dzieciństwa. jest kopalnią wciągającą swym bogactwem do środka bardzo-bardzo. hermetycznie pewnie też ciut bardzo będzie.

1. powstawały dawno temu dość dziwne programy rozrywkowe. początkujące wtedy - i jeszcze szczupłe - gwiazdy, uśmiechały się w nich, pozwalały dzieciom przychodzić do siebie, pokazywały jak bardzo są spontaniczne i nie-sztywne. a pomysły ich są z lekka kuriozalne, choć w sumie proste. (poniżej m.in. szczupła maryla).


2. wąsy jak widać powyżej były wtedy wszędobylskie. im bardziej kto zarośnięty, tym bardziej męski, bardziej pociągający. a że wąsy ów podcięte nierówno i postrzępione szczegół to drobny. teledyski zaskakująco dziwne z dzisiejszej perspektywy, ale utrwalające to, co ledwo pamiętam. czasem żałuję, że nie udało mi się poprzedniej epoki liznąć ciut bardziej, że kojarzę tylko jak przez mgłę jej wycinki. czekam na możliwość podróży w czasie.
(poniżej wąsy nieodżałowanego andrzeja zauchy. wraz z teledyskami z epoki).

 

3. waga zmienną jest. nie tylko u mnie. waga jest kobietą, więc i bardziej zmienna u kobiet być musi. (tak, tak, w ogóle nie logiczna logika ma). czasem większa, czasem mniejsza bywała ewa bem. jedyne co jej się nie zmieniało to wspaniały głos.
(najpierw krótko obcięta szczupła chłopczyca, po kilku latach ciut większe, następnie po diecie opartej na wodzie bonaqua została jej połowa i znowu zataczając koło do wielkości. jedyne co niezmienne zawsze - głos. w drugim filmie w tle majaczy arcykonferancjer, czyli lucjan kydryński, wraz z podśpiewującym młynarskim wojciechem).


4. nieumiejący zbyt śpiewać pierwszy wamp prl, potem najczarniejszy charakter pierwszych odcinków 'klanu'. nic dodać, nic ująć. po prostu iza. i jej makijaż nie do podrobienia.


5. landmarki prl w jednym filmiku. szopowłosy wodecki, pierwsza dama - santor irena, wciąż szukająca prawdziwych mężczyzn danuta rinn podrygująca w rytm, a to wszystko w benefisie organizowanym przez teatr stu. pigułka. jedna z wielu. a każda była wieloskładnikowa i najwyższej jakości. jak na tamte czasy. choć i dziś - przynajmniej na nie robi wrażenie lekkość.


i mógłbym wklejać tak nadal. tylko kto potem to zechce obejrzeć? kto obejrzy choć kawałek połowy z powyższych filmików? no właśnie. a warto chyba poświęcić kilka chwil na to. skoro dziś możemy liczyć na muzyczne cudo w formie tego, co poniżej ;). (beata tyszkiewicz stanowi wartość dodaną. maluję jej serduszko).
 

 

a poza tymi dziwnymi rozważaniami, czy też pseudorozważaniami, o czasach zamierzchłych, acz przywołujących skojarzenia (bobo-fruty, kuku-ruku i gumy donald i turbo) obejrzałem z McQueenem nowego harrego, przegoniłem go po dwóch galeriach, także truchtem na tramwaj, który omal nam nie uciekł, podtuczyłem go tostami i innymi takimi. jednocześnie postarałem się by parę kalorii spalił. oh jak co cudownie mieć łaskotki.  tzn jak ktoś je ma.

ponad to podziękowania dla avangardo za cierpliwość :).

[...]

czwartek, 18 listopada 2010

środa, 17 listopada 2010

(206). czyli ustami.

można robić rzeczy różne.



najczęściej jednak poruszamy nimi wydając z siebie artykułowane dźwięki. i o dwóch takich razach teraz będzie.

I. (ćwiczenia z problematyki kanadyjskiej. prowadząca pochodzi z kanady, ma polskie korzenie i po polsku dość uroczo się wypowiada).
- i proszę państwa zrobimy mały teścik. ale nie martwcie się, to znaczy nie bądźcie martwi. nie na ocenę.
zatem postanowiłem żyć nadal.
II. (będąc miłym współlokatorem postanowiłem zrealizować w sklepie i Słoneczka zamówienie. 2 pomidory chciał. średnie. kupiłem przyniosłem. on zabrał się za ich sparzanie. po czym nachyla się nad miseczką, w której pomidor we wrzątku się tapla i mówi do mnie: ).
-śmierdzi. ten pomidor strasznie śmierdzi. sama chemia. ale nie przejmuj się, to nie Twoja wina.
dziękuję za uznanie mej nieskazitelności.


a jutro, po ponad 4 latach studiowania, wreszcie zapiszę się do biblioteki jagiellońskiej ;D

[...]

poniedziałek, 15 listopada 2010

(205). czyli leniwa głowa.

mi się kiwa.



oj coś leniwa
głowa mi się kiwa
kiedy wieje, wieje wiatr.
od tego wiania i kiwania
obrzydł mi już cały, cały świat.

trzeba by zrobić coś, psia kość.

można by, ale kto i czym.
trzeba by ale jak i gdzie.
dałoby się, ale nikt nie wie co...

oj trzeba by. bo mnie coś lekko nosi, a dopiero do co domu wróciłem. trzeba gdzieś wyjść koniecznie. trzeba najpierw wymyślić dokąd. kiedy i z kim. albo i nie wychodzić i robić coś w domu. tylko co.
jak wymyślę to dam znać. za wszelkie pomysły podrzucane będę oczywiście wdzięczny po stokroć.


pan z dziś podrzucony przez Brylantynę. danke! (a jak się nie podoba, to reklamacje do niego kierować).

[...]

sobota, 13 listopada 2010

(204). czyli porozmawiaj z nim.

to groźnie brzmi!




bohaterowie:
B - babcia
D - dziadek
max (czyli ja)
brat - czyli mój brat, lat 19.

akt1
występują: babcia, dziadek i max.

pierogi na stole. rozmowa rodzinna jak gdyby nigdy nic.
b: musimy z Tobą porozmawiać.
m (znad pieroga): mhm (wyrażając zaciekawienie).
b: bo wiesz w pewnym wieku myśli się już o rodzinie...
(maxowi staje w gardle pieróg - znowu to samo).
b: kontynuuje nie zauważywszy tego: ale wiesz Twój brat jest jeszcze młody...
(max uspokojony, że tym razem nie o niego chodzi, przeżuwa dalej)
...a on i ta jego dziewczyna, to wiesz. są już ze 4 lata. i ona go sobie tak owinęła. nie wiem czy on już wie co i jak. i jak się zabezpieczać.
max: pewnie wie, na biologie chodził.
d: no ale miał z niej 3. hehehe
b: no właśnie, wiec mógłbyś z nim na te tematy porozmawiać, bo nie wiem czy to rodzice z nim rozmawiali czy nie.
max mruczy memlając kolejnego pieroga.
b: bo żeby nie było tak jak pisali w gazecie. (babcia się tu ciut wczuła). że jeden chłopak nieśmiały spytał kolegi jak się zabezpieczać. i posłuchawszy porady przed stosunkiem prezerwatywę połknął.
max: no on chyba głupi nie jest. po za tym wątpię by jego dziewczyna była.
b: a bo ja wiem. może ona chce go złapać. ona się wychowała na wsi, tam już panny po 19 roku życia szukają stałych chłopaków i usidlają. i tak czasem specjalnie czy przypadkiem dążą do stosunku.
max: no może...

akt 2
pojawia się brat.

d. (jak gdyby nigdy nic): czy ty wiesz jak sie zabezpieczac przed seksem?
brat: tak.
d: to dobrze, bo trzeba uważać by sobie życia nie zmarnować.
brat: teraz nie to mi w głowie.
d: no wiem wiem, ale jakby co to pamiętaj.

mnie cieszy za to, że nie padło pytanie, choćby retoryczne, o moje doświadczenia z kobietami. brr!


i powróciłem do krk. pisanie esejów i robienie prezentacji nie szło w parze z pobytem w domu zbyt.
a na samo odjezdne się załamałem, bo przytyłem. tym razem naprawdę. waga przecież nie może kłamać!

[...]

piątek, 12 listopada 2010

(203). czyli muzyczne podróże.

lubię najbardziej.



oczywiście zaraz po tych kolejowych. a jeśli można te pierwsze z drugimi połączyć jest idealnie. co prawda na ostatnią kolejową eskapadę zapomniałem wziąć ze sobą słuchawek (ale skoro pakowałem się w 10 minut...), zatem i ta powrotna do krk odbędzie tylko przy wtórze kół stukotu i podsłuchiwanych rozmów (bo mam nadzieję, że nikt do mnie zagadywać nie będzie nawet próbował. w razie czego postraszę książką w dłoni i się w niej zanurzę).
te muzyczne zwykle wiążą się z osobami, które gdzieśtam pojawiają się w moim życiu; muzyczne inspiracje kradnę z waszych blogów, gdy zamieszczacie jakiekolwiek piosenki (ostatnio sansenoi'owe 'single'); także wszelkie dziwne relacja i korespondencje prowadzone na last.fm sprzyjają muzycznym poszerzeniem horyzontów własnych. stąd też ostatnio powoli przekonuję się do hey i nosowskiej oraz do lżejszych piosenek o.n.a., co przy słuchanym przeze mnie namiętnie szerokopojmowanym popie, pewnie w jego granicach nadal się mieści. choć pewnie inni przypięliby temu kilka innych etykietek, to jednak uważam, że jeśli wykonawca sprzedaje dziesiątki tysięcy egzemplarzy swej płyty, staje się wykonawcą muzyki popularnej, bo przecie trafia do szerokiej rzeszy odbiorców. i dopiero potem można uszczegóławiać jego muzyczną działkę. whatever. w każdym razie bardzom kontent z powodu nowości na mej plejliście.


perfumidła na szczęście mamie się spodobały. zatem największe ryzyko ostatnich dni się opłaciło. mama lata uchachana od ucha do ucha. rozpylając i wąchając wciąż. a sobie mogę pogratulować perfekcyjnego nosa :D.
i nie ma jak to pierogi ruskie prosto z babcinego kociołka na śniadanie. tzn tak po 13, na które czas mi lecieć.

[...]

środa, 10 listopada 2010

(202). czyli zły czas.

od dni kilku permanentnie wstaję lewą nogą. tą najbardziej lewą.
dziś po nabyciu przelotem przez miasto gazet, biletu i prezentu na urodziny mamine, powracam do domu na łikend. na łikend, przez który wiem, że nie za wiele zrobię naukowego a w poniedziałek muszę oddać esej i zrobić prezentację. sam nie wiem po co ja tam jadę. pewnie dla świętego spokoju.




[...]

(201). czyli dla Yomosy & Tahoe.

szanownym Panom, 
Yomosie & Tahoe 
w Ich szóstą czyli piątą rocznicę z najlepszymi życzeniami 
kolejnych milionów szczęśliwych wspólnie spędzonych chwil!


[...]

poniedziałek, 8 listopada 2010

(200). czyli pozamiatane.

na błysk.



nie lubię sprzątać ale lubię efekt sprzątania. gdy wszystko znajduje się na swoim miejscu, nic nie wala się tam, gdzie nie powinno. gdy panuje harmonia i spokój. dzięki porządkowi - także ten wewnętrzny.
w każdym razie ład po imprezie został zaprowadzony. wyniesiono kilka worów odpadków, pozmywano, powycierano, poukładano. także podłoga doczekała się masażu mopem. co ciekawsze, ze 30 bawiących się, próbujących potańcowywać - a przede wszystkim - gadających i słuchających muzyki do godziny 5 nad ranem osób, nie wzbudziło niezadowolenia u sąsiadów ani policji. co do zasady ja, jo. oraz Słoneczko jesteśmy z gości naszych oraz samej parapetówki jesteśmy o dziwo zadowoleni. nawet McQueen zachowywał się w miarę grzecznie. w miarę.


a jesień i tym podobne sprawy chyba i na mnie zaczynają źle wpływać...

[...]

sobota, 6 listopada 2010

(199). czyli parapetowo.

w dodatku u mnie.
to takie przerażające. ci goście wszyscy, ci moi, ci od jo., a najbardziej ci od Słoneczka. zlezie się tego - to nawet miło, ale potem sobie pójdą - to jest najgorsze chyba. albo jeszcze gorsze jest to że po nich ślady będzie trzeba potem uprzątać. ślady po 30paru osobach. ale już może nie będę narzekał, bo się okaże żem niegościnny, a to się mija z prawdą. 
w każdym razie - przygotowawszy odpowiednią ilość sałatek, kanapek i innych cudów, kupiwszy 10 toreb rzeczy różnych, koniecznie potrzebnych - z niecierpliwością gości oczekujemy.


i ojj, coś mi się nie chce pisać. to jakiś filmik umieszczę :D.



[...]

środa, 3 listopada 2010

(198). czyli déjà vu.

uczucie dziwne.



uczucie powracające. przypadkiem zawsze. w momentach najbardziej nieodpowiednich. przepędzać je trzeba raczej. tak dla świętego spokoju.
ciekawe czy można się go raz na zawsze pozbyć ze swej pustej, że aż pełnej poplątanych myśli głowy.


poza tym życie jakoś toczy się dziwnie szybko. powróciłem do krk. w pociągu prócz wstrętnego dziecka różowego i jego babci z ciekawych rzeczy wpadł mi w ręce ostatni numer cosmo. cudownie odmóżdżający. ale dowiedziałem się, że pingwiny się prostytuują. w zamian za stosunek otrzymają kamyk do budowy gniazda.

max: czytałem dziś cosmo.
mcqueen (głosem rozmarzonym): dawno nie czytałem biblii.

[...]

poniedziałek, 1 listopada 2010

(197). czyli z dziecięcej perspektywy.

grzebiąc w pamięci ciut.



ubierała zawsze najlepsze futro i ciepłe buty. na usta kładła koralową szminkę. szal ciepły i rękawiczki skórzane. buty na niskim ale obcasie. w końcu trzeba wyglądać jakoś. taka okazja zdarza się nie często. do torebki pakowała czekoladki, mandarynki i inne frykasy, by karmić wnuki i prawnuki. a było ich trochę. jej córki - trzy siostry posiadały w sumie dzieci sześcioro, co dawało przełożenie na z tuzin młodszych latorośli. siadywała w listopadowym słońcu na ławeczce albo kręciła się wokół gdy było ciut chłodniej. rozmawiała o wszystkim i o niczym z dziatwą, karmiąc usilnie i w dłonie małe wpychając skarby ze swej torebki. a że i sama słodycze uwielbiała - nie odmawiała sobie podskubnięcia tego i owego.
wraz z młodym pokoleniem pojawiali się i ich rodzice. i tak przy ławeczce owej zbierała się nie ma cała rodzina z mego Końca Świata. wujki, ciocie, kuzyni, szwagrowie, szwagierki, wnuki, prawnuki, także te cioteczne. gwarno, tłoczno. rozmowy, wspomnienia.
[...]
zawsze lubiłem przestawiać świeczki. by stały symetrycznie. bardzo denerwowało mnie, że te dostawiane przez kolejne osoby burzą moją koncepcję. zawsze musiało być po mojemu. 
świeczki czy też znicze, wtedy te prawdziwe z parafiny a nie jakiegoś granulatu, kopciły niemiłosiernie. i dawały tyle ciepła. i ile skupienia i cierpliwości wymagała walka z wiejącym wiatrem, by je zapalić. nie miały przecież tak powszechnych dziś kapturków. 
powoli zapadał zmierzch. rodzina rozchodziła się do domu.
[...]
przed rozpoczęciem ostatniej wędrówki do torebki starszej pani włożono czekoladę. by zawsze miała pod ręką.
 
może są to złudne skojarzenia, ale chcę takie mieć. i innych refleksji tu nie uświadczycie.

[...]