wtorek, 31 sierpnia 2010

(163) 79. czyli jakie to smutne, jakie to smutne.

6h w pociągu siedzieć. czas do krk wracać.



jakby nie główny cel mojej wyprawy objawiający się w postaci egzaminów mógłbym całkiem uradowany tam wracać. a tak radości tylko połowa. tym bardziej że póki co nie ma jeszcze internetu w mieszkaniu, co mnie straszliwie przeraża ;) (może w większym stopniu przeraża mnie fakt iż będę musiał go sam załatwiać. jo. wróciła już do domu a mieszkające z nami Słoneczko - tak chyba wypada ochrzcić tego chłopca - najdalej jutro też wybędzie).
i egzamin już w czwartek. fuj, fuj, fuj!
z dobrych wieści - tylko przystanek tramwajowej podróży będzie dzielił mnie od Najsłodszego Przyjaciela. innych dobrych wieści chwilowo brak.
czas powrócić do pakowania swoich zabawek. choć pewnie i tak coś w piaskownicy na Końcu Świata pozostawię.


do zobaczenia zatem jak tylko upoluję internet.

[...]

niedziela, 29 sierpnia 2010

(162.) 78. czyli plebejsko-wiejsko.

i w efekcie - pysznie!



przychodzą takie dni w życiu mężczyzny, ba przychodzą takie dni w życiu geja, ze musi i on sam udać się w poszukiwaniu pożywienia do... lasu. przywdziawszy strój, w którym nikt nie powinien mnie widzieć, namówiwszy rodzicieli, za radą babci w celu napotkania czegoś nadającego się do spożycia tamże podążyliśmy. po 3 godzinach przedzierania się przez chaszcze, walcząc z rozpiętymi między wszystkimi drzewami pajęczynami oraz dwunastoma (czy tam siedmioma) plagami komarów udało się nam osiągnąć mały sukces. mały, albowiem przedmiot rzeczonego sukcesu został już spożyty. zasmażane grzyby leśne z pennami i kurczakiem w sosie śmietanowym - polecam! (mam nadzieję, że w 24 godziny od zjedzenia, nadal będę mógł się pod tym podpisać).


co prawda drobne jesienne odświeżenie szablonu nie przyprawiło mnie o żaden kisiel w majtkach ani nic w tych okolicach, ale chwilowo chyba przy tym pozostanę. choć wymaga jeszcze drobnego dopracowania, w tym znalezienia odpowiedniego kolorystycznie plejerka. ale to może 'potem'. (aa. i może w dziwny sposób szablon mutować w najbliższym czasie. wybaczcie :]).

[...]

sobota, 28 sierpnia 2010

(161) 77. czyli to nie tak miało być!

z tą całą jesienią!



nie miało padać cały czas, bębniące w okno krople nie miały mnie budzić, parasol miał spoczywać głęboko w szafie, a ja miałem jeszcze kilka razy przywdziać swoje krótkie spodenki i słoneczne okulary. tymczasem trochę nie bardzo. tymczasem mokro i zimno i taki jakiś listopad; brakuje tylko zgniłych liści i pluchy sensu stricto. nie wiedzieć czemu za to nastąpiło tajemnicze rozmnożenie pająków w ogródku; co gorsza próbują one także wtargnąć do domu. gdzie się nie obejrzę, gdzie nie pójdę, zaraz twarz moją oblepiają ichniejsze sieci, brakuje tylko bym ośmiokończyniastego jakiegoś potwora przypadkiem skonsumował. pf!
tymczasem mam 2 dni wakacji. wspaniała opiekun praktyk orzekła wczoraj, że w poniedziałek i wtorek nie muszę się już pojawiać; podstemplowała dzienniczek, gdzie tylko się da; napisała mi opinię, w której stwierdziła, że jestem 'koleżeński i sympatyczny' (brzmi jak obelga, ale niech jej będzie). całe 2 dni będę miał na odespanie 2 miesięcy wczesnego i nieludzkiego zwlekania się; w sumie całkiem proporcjonalnie. a w środę czas ruszyć na podbój krk i czarowanie profesorów, doktorów i im podobnych upierdliwców w sekretariatach i dziekanatach.


w międzyczasie usiłuję spłodzić nowy szablon. i nie da się. mimo tego, że czuję na karku już oddech Sux'a, który dybie na mój obecny, ani nic działa to na mnie w sposób twórczy. a musi on być choć w połowie fuckin' amazin' jak ten. eh, czemu mnie tak trudno zadowolić...

[...]

środa, 25 sierpnia 2010

(160) 76. czyli zakochaj się na jesień!

najlepiej platonicznie.



platonicznie i bezpiecznie. (w dodatku nie przeszkadza to innym miłościom, które na pewno się niedługo pojawią :]). oglądaj zdjęcia, wzdychaj, oh-uj!, ah-uj!, śpiewaj pod nosem. motylki w brzuchu jednak nie są wymagane; oczy świecić się od biedy mogą. ledwom o tym pomyślał - nadarzyła się ku temu okazja, którą postanowiłem wykorzystać.
zostałem nawiedzony wczoraj przez jo. nie wiem z jakiej racji, bo raczej nie zasłużyłem; może chciała być miła; whatever; ale dostałem dvd z koncertem miki. spowodowało to ożycie na nowo, rozbudzenie, czy zmartwychwstanie głęboko skrywanych i uśpionych pokładów miłości nieprzebranej i niezmierzonej do w/w osobnika. życie od razu staje się radośniejsze. im więcej się ogląda ów pozytywnie pierdolnięte kudłate coś biegające po scenie i robiące dziwne rzeczy albo grające na fortepianie i robiące cokolwiek, tym mimowolnie się człowiek uśmiechać zaczyna. nawet ja. (to już jest w ogóle bardzo dziwne).
zacowi rośnie konkurencja ;).
przyjrzyjmy się bliżej. duże brązowe oczka, ładne usta. no i płaski brzuszek. ideał. do tego bardzo ładnie mruczy.




mhm.
no ale zejdźmy na ziemię. na ziemi max dzielnie odbębnia ostatnie dni praktyk, oskarżając metodą kopiuj-wklej o kolejne czyny złych ludzi jakiś, chodzi co rano do biedronki po wodę, by mieć co jeść podczas praktyk oraz usiłuje zabierać się za to co się musiało poprzekładać z czerwca na wrzesień. br!
lepiej było na tę ziemię nie schodzić chyba.

[...]

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

(159) 75. czyli przemija szybko...

życie blogowe.



(tak, tak, chwila blogowej przerwy już się skończyła. w końcu miała to być tylko chwila).

(zaspokajając niezaspokojonych - jeśli takowi są. [...] czas chyba na porządki na fb. nadmiar osób, z którymi kiedyś-coś-gdzieś szkodzi z definicji. szkodzi tym bardziej, kiedy okazuje się, iż taki Bezpłciowy wraz ze wspomnianym kiedyś Fagasem oraz - ich już wspólnym znajomym - Wiosennym, i jeszcze jakąś hetero parą, ale to mało istotne, pojechali na wspólne wakacje. wnioski płynące z lektury stanowią ziszczenie się moich najbardziej irracjonalnych pomysłów, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością panowie B. i W. się wzięli i sparowali. urocze; ciekawe na jak długo).
(poczyniłem też kilka innych spostrzeżeń na kilka innych tematów, ale o tym przy innej okazji).


może z okazji minionego okrągłego, choć skromnego z drugiej strony, okresu powinno się pojawić tu jakieś podsumowanie, czy bon mocik, ale to raczej nie jest moja mocna strona. może tylko małe postanowienie poczynię - mniej notek bez treści ;).
sobie życzę cierpliwości i wytrwałości w płodzeniu, czytającym (jawnie i w ukryciu) życzę cierpliwości i wytrwałości w czytaniu - choć wiem, że ze mną czasem nie łatwo.
na koniec łączę serdeczności dla pośredniego sprawcy tego bloga - błąkającego się gdzieś w sieci - negrey'a i będącego ze mną tu od początku, regularnie i wciąż (w odróżnieniu od tego poprzedniego) - sansenoi'a. (wzruszeń dość).
i miał - poniekąd z tej okazji - być nowy szablon lub choć nowe logo, ale nie miałem sił albo nic ciekawego mi się nie udało spłodzić. zatem to wciąż pieśń przyszłości. mam nadzieję, że bliższej niż dalszej, ale to się dopiero okaże :D. póki co spłodziłem mały dział na swój temat. trochę megalomani nie zaszkodzi.


aa. i zakaz krytykowania zaca efrona wprowadzam. do odwołania :D.

[...]

piątek, 20 sierpnia 2010

(157) 73. czyli moda na niemiłość?

czy może zwykłe lenistwo?

 

tak. znowu nie mam siły na żaden wysiłek intelektualny i przeglądam brzydkie strony. tym razem coś znalazłem interesującego, ale jestem za leniwy by napisać. poza tym pewnie nie wiem co. problem odwieczny. ponarzekajmy sobie trochę. (ale we własnej głowie. tym razem daruję).


no i mamy łikend. odpoczywajmy zatem. bez marudzenia ;)

[...]

środa, 18 sierpnia 2010

(156) 72. czyli podróże kształcą.

a zwłaszcza dookoła świata.



co prawda moja była troszkę krótsza, ale bardzo rozwijająca i rozkoszy pełna. rozkosze kosztowały mnie całe 7,38 zł (bosh, jak mnie łatwo zadowolić) a dojście trwało (dwa razy po) 21 minut. po tym czasie spędzonym w pociągu (to nic, że kupiłem świeżą politykę, bowiem podróż odbywała się w przeciwnym kierunku niż jeżdżę za zwyczaj, zatem siedziałem z nosem niemal przyklejonym do szyby, wypatrując wszelkich zmian za oknem, które mogły zajść od mej ostatniej wyprawy koleją w kierunku zachodnim od Końca Świata, tj. od około 3 lat). w ten cudowny sposób dotarłem do siedliska zamieszkiwanego przez jo.
obgadano i oplotkowano wszystko co się rusza i nas interesuje albo dotyczy; udzielono sobie nawzajem porad wszelakich, by wreszcie przystąpić do kuchennych podróży. siedlisko położone 25 km za Końcem Świata, cóż że kuchnia tamtejsza zaopatrzona jest w bambusy czy inne kiełki, kiedy nie ma w niej zwykłego ryżu i chińszczyznę trzeba próbować płodzić z użyciem kaszy jęczmiennej. co ciekawsze łączenie smaków wschodu ze smakami bieszczadzkimi wcale nie najgorzej nam wyszło. kuchenne spontany polecam gorąco!


jesień już jest z nami. pociągi zapłakane deszczem, niczym autobusy u maryli. to nic, że jest połowa sierpnia, ja już wypatruję lecących kasztanów, kolorów na drzewach i oczywiście babiego lata mego ulubionego.

[...]

wtorek, 17 sierpnia 2010

(155) 71. czyli mistrzostwo świata!

w obsłudze xero. (takiej jak ta poniżej na przykład).

 

czyli max praktykuje. to nic, że wczoraj niemal pokłóciłem się ze swym opiekunem praktyk i że z praktyk wyszedłem, ot sobie - zasłaniając się kiepskim samopoczuciem. potem odstawiłem w domu małą ciotodramę. dziś już pełen sił i zapału powróciłem na stanowisko.
zadanie arcyważne: skserować, wypiąć karty z akt, wpiąć na miejsce i nie pomieszać kolejności. i tak w kółko. aż do zarżnięcia kserującej maszyny, co oczywiście także mi się udało, złorzeczą opiekunowi pod nosem :D
jedyną osobą, którą zmartwił mój stan zdrowia i zeszłotygodniowa nieobecność był pan portier (w wieku nawet młodym), który nie omieszkał przeprowadzić ze mną małego wywiadu o poranku na ten temat. krążąc korytarzami mojej arcyważnej instytucji napotykam ładnych osobników (o dziwo), obróciłem się z nudów dziś za takowym, a ten jak się okazało poczynił to samo.
ale co mi z tego :P


odwiedziłem mego kochanego doktora. po wizycie (kolejkę przemilczę) zacząłem się zastanawiać, czy nie popełniłem błędu przy wyborze kierunku studiów. wizyta minut siedem, pacjentów przez 3h przyjąć można z 25 i w tym czasie zarobić lekko licząc 2500. też tak chcę!
następnie plącząc się z mamą po galerii zawędrowaliśmy do 'smyka', by spędzić w nim niemal kwadrans. mama szukała breloka do kluczy, a ja szalałem na wyprzedażowym stanowisku z artykułami papierniczymi. bo jak się okazało gadżety z hsm właśnie tam zostały zesłane. to już chyba ostanie ich podrygi niestety. mama patrzyła a ja nabyłem 2 teczki, segregator, ołówki i brelok do kluczy także. zacusia jak był jeszcze nie-brzydki nigdy za wiele ;)
i przypadkiem również trafiłem na ładną marynarkę. i to nie-sportową. zadziwiające!

[...]

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

(154) 70. czyli pragnienie niefartu.

cudzego. to takie ludzkie.



nie chodzi oczywiście, by źle działo się wszystkim dookoła. to nawet nas by nie bawiło. widzieć tylko smutne minki, zapłakane oczęta i ten wkurw na twarzy. żaden interes.
źle się ma dziać tym ściśle wybranym, wg klucza naszego, co za tym idzie dość dziwnego, bardzo subiektywnego i niepowtarzalnego. wątpliwym, by ktokolwiek inny chciał aby akurat takie a nie inne złe wydarzenie spotkało daną osobę.
a jeśli nawet niekoniecznie wydarzyć musi się coś złego, to choć by skończyło się czyjej szczęście i sielanka. bo co to za beczka miodu bez łyżki (choć łyżeczki) dziegciu. nudno.
komu źle życzymy? exom, tym niedoszłym exom także, tym podpadniętym wszelako księciom etc etc. po co? o czymś trzeba przecie rozmyślać ;]. 
będąc ostatnio we wro, widziałem we flo, laleczkę voo-doo. następnym razem chyba nabędę drogą kupna takową. ciekawe czy działa....


aż dziwne, że nikt z blogosfery mi jeszcze nie podpadł :P

[...]

sobota, 14 sierpnia 2010

(153) 69. czyli kraków. krakowa...

mi trzeba.




któregokolwiek z powyższych.
w trybie raczej pilnym.

[...]

(152) 68. czyli pod nadzorem.

Starsza Pani ma małą obsesję. swego czasu, gdy chorowała na kręgosłup i męczyła ją każda potrzeba wyjścia z łóżka bała się zostawać w domu choćby na chwilę. także bardzo nie lubiła, gdy Starszy Pan szedł, czy to na zakupy, czy to do garażu po samochód, czy to gdziekolwiek. Starsza Pani lubi mieć wszystko pod kontrolą i nie słucha raczej tego, co się do niej mówi, bo ona i tak zawsze wszystko wie najlepiej. dziś już Starsza Pani ma się dość dobrze, ma się nawet bardzo dobrze; pewien zmyślny lekarz (jeden z byłych absztyfikantów jej córki) wypisał magiczne tabletki, które przywróciły jej wszelkie siły i spowodowały ustąpienie bóli w plecach.
pewnego dnia Młody Człowiek zaniemógł lekko, łykał od 3 tygodni antybiotyki i inne przeciwbólowe pastylki, przy czym czuł się, mimo kolek drobnych i lekko nieświeżego wyglądu - wszak od tygodnia się nie golił - i ocząt podkrążonych, w miarę zdrowo. siedział sobie w domu, czytał, pisał, próbował się cośtam uczyć, grzebał w sieci i zajmował się sobą (w każdym tego wyrażenia znaczeniu i cokolwiek to znaczy); czas upływał mu bardzo przyjemnie. co kilka godzin Starsza Pani dzwoniła kontrolnie; rozmawiali o niczym i wszystkim. Starsza Pani podkreślała, że boi się jak Młody Człowiek siedzi sam w domu, kiedy jest chory, bo przecież, bliżej niezidentyfikowane, coś może mu się stać.
spożywane antybiotyki (i zbyt długie przesiadywanie w domu) prowadziły u Młodego Człowieka do braku apetytu, wzrostu rozdrażnienia i marudności. gdy nadeszła sobota, rodzice Młodego Człowieka postanowili wybrać się na wieś, zostawiając go, ku jego radości, samego w domu. już się zdążył prawie ucieszyć, już się prawie z gąską przywitał, już na ganku był, gdy zza rogu wyłoniła się Starsza Pani ze Starszym Panem, wszak Młody człowiek nie może być sam; coś złego może się mu stać. chuj Młodego Człowieka w miejscu strzelił. strzelony tymże chujem Młody Człowiek siedzi teraz w jednym pokoju ze Starszą Panią. Starsza Pani czyta książkę, rozmawiają, piją herbatę. Młody Człowiek pisze notkę, by obniżyć sobie ciśnienie - wszak sposobów opisanych TU zastosować nie może. Młody Człowiek jest zbyt kulturalny, by w mniej lub bardziej subtelny sposób poprosić by Starsza Pani wróciła sobie do domu i pozwoliła mu nacieszyć się w spokoju pustym domem.
czy niemal zdrowy 23latek potrzebuje permanentnej kontroli i czy musi zaspokajać swoim kosztem dziwne fanaberie... jeśli jest wzorowym wnuczkiem, odpowiedź jest pozytywna.


wdech-wydech. bo babcia jest tylko jedna :)

[...]

piątek, 13 sierpnia 2010

(151) 67. po-qaf.

innymi słowy: skończyłem!


5 sezonów, 83 odcinki i prawie półtora miesiąca, co oznaczy ni mniej ni więcej, tylko tyle iż nie zostałem całkowicie porwany. ale fakt, iż udało mi się przebrnąć przez całość najgorzej o serialu raczej nie świadczy. źle za to świadczyć może o mnie, że zabrałem się za klasykę dopiero w podeszłym już wieku.

 

ładne ciała, ładne tyłki, ładne sceny łóżkowe (w ilości całkiem znacznej)... ogląda się je dość przyjemnie, szkoda tylko że z każdym odcinkiem robi się coraz bardziej oderwany od rzeczywistości, coraz bardziej nieprawdopodobny, a w swej nieprawdopodobności (jest takie słowo?) aż przewidywalny. porusza tematy społecznie ważne, bla-bla-bla, o tym można pewnie na stronie serialu czy wikipedii poczytać też.
z odcinka na odcinek jedne postaci brzydły, inne piękniały (w sensie fizyczności); nawet lesbijki wydawały się coraz mniej straszne (tak globalnie).

czegokolwiek nie oglądam, zawsze wynajduję sobie jakiegoś ulubionego bohatera. oglądałem, oglądałem i oczarowany zostałem tym złym, a zarazem tym super, czyli brianem. być może dlatego, że ma w sobie to, co swego czasu urzekające było w postaci całkiem realnej, bo w Bezpłciowym. oglądałem, oglądałem i stwierdziłem 'bosh, żeby tylko nigdy nie stać się taką życiową cipą jak michael'. oglądałem, oglądałem i odkryłem zaskakujące podobieństwa w zachowaniu emmetta, do tych, które swego czasu zwykł był przejawiać mój Ex (który po tym odkryciu zaczął nawiedzać mnie w snach. br!). by oglądając i oglądając dalej w końcu odkryć, że najwięcej sympatii budzi jednak justin, bo jest najzwyczajniejszy mimo wszystko (a i coraz apetyczniejszy się stawał). a Wy jeśli uraczyliście się już tą produkcją - macie własne ulubione postaci?
marnej jakości mi wyszło to powyżej (przyznaję nie mam cierpliwości do pisanie ostatno). zachęcić nikogo pewnie nie zachęci. choć warto się zabrać. 8.5/11. ;)

od jednego ze znajomych usłyszałem kiedyś: 'każdy chciałby i dąży do tego by być jak brian, ba czasem wydaje się nam, że nim jesteśmy, tymczasem prawda jest taka, że bliżej nam do takiego michaela'.


dziś piątek. piątek trzynastego. ciekawe co złego się wydarzy :>

[...]

czwartek, 12 sierpnia 2010

(150) 66. czyli nieważne.

słowo - klucz.

 
[jakby tylko usunąć personę stinga, teledysk byłby całkiem estetyczny ;)]

czyli chyba znowu przyszło mi pomarudzić sobie. nie wiem w sumie w jakim celu (tzw. w tym co zawsze) wlazłem sobie po dłuższym czasie nieobecności na pomarańczowe strony. nie wiem w sumie czego tam szukałem (tzn. tego co zawsze), skoro wszystko jest tam niezmiennie zmienne, a zatem wciąż takie same. wykazując się jednak (po raz kolejny) życiową naiwnością, że może właśnie dziś kliknąwszy 'krk', wpisawszy właściwy wiek, wyskoczy na białym rumaku siedzący dumnie książę mój. księcia nie ma. ale co się za to pojawiło to rumaki. ogiery. nawet stado by się uzbierało jakby je zsumować. same najlepszej maści, doskonale umięśnione, zmyślne i inteligentne, do tego błyskotliwe. potrafią kopiować teksty piosenek, których nie rozumieją, dodawać linki z jutjub, a nawet piszą słówka w obcych językach (wplatane w te w ojczystym). wypłynąłem na suchego przestwór oceanu. zawróciłem czym prędzej, w końcu ja nie 'jestem jaki jestem' i jednak nieprawda, że 'nic o mnie beze mnie'; dobrze, że wszystkie ostre przedmioty leżą poza zasięgiem moich rąk, podobno mój antybiotyk w niektórych sytuacjach może prowadzić do prób samobójczych. pomarańczowe strony w połączeniu z nim - tym bardziej ;).


czas chyba poszukać swatki z prawdziwego zdarzenia, bo i pomarańczowe, i niebieskie, i ślepy los coś średnio się w tej roli sprawdzają ;].

[...]

środa, 11 sierpnia 2010

(149) 65. czyli poranek na wsi.

lekka mgła, mała rosa i promienie słońca. kto mieszka na wsi - wie o co chodzi, kto nie mieszka na wsi - pewnie na niej i tak kiedyś być, więc kontynuowanie opisu sobie daruję. nie mniej jednak stan to za oknem bardzo przyjemny i napełniający chęcią do życia. nawet mnie. dzisiaj.



kiedy muszę wstać w jakimkolwiek celu o porze nieludzko porannej (czyt. okolice 7), wymaga to ode mnie nadludzkiego wysiłku. kiedy tylko mogę sobie pospać do woli, budzę się wyspany o 7.30, jak to miało miejsce i dziś. posiadając do końca tygodnia zwolnienie z praktyk, mógłbym się przewracać z boku na bok do woli, ale nie mam tak dobrze, od 8 przeczesuję sieć, nadrabiam blogowe, mejlowe, czytelnicze zaległości. tyle dobrego z bezsenności o poranku.
trzeci zółtoniebieski kubeczek z kawą za mną.


jakby moja wieś była prawdziwa, to musiałbym tu zaraz jakiś krów do wydojenia poszukać czy innych istot piejących, którym jajka trzeba podebrać, tymczasem jedyne zwierzęta w otoczeniu to psy, koty i dzieci (te najgorsze, sześćdziesięcio i siedemdziesięciocentymetrowe wersje).

aa. i mam nową porcję leków, zatem niedługo jakieś kwiatki z ulotek pewnie wynajdę :D.

[...]

wtorek, 10 sierpnia 2010

(148) 64. czyli antidotum: brak.

pokochałem lekturę wszelkich ulotek i etykiet informacyjnych. powyższy fragment pochodzi z butelki roundapu na chwasty wszelakie. póki co pić zamiaru tego nie mam.



i telefon zmieniłem. na taki bez szału, na żaden new arrival do macania. a na zwykła, klasyczna, porządna i intuicyjną nokię. oddałem przy okazji swój pierwszy telefon, czy też pratelefon do utylizacji. simensa c45. znacie? pamiętacie? panie konsultantki pamiętały. i się zaczęły rozczulać nad nim, nad dźwiękami, grami, no i pomarańczowym wyświetlaczem. potem wspólnie doszliśmy do wniosków, że już z 9 lat minęło.
i był to pierwszy i ostatni simens w mej karierze.

z cyklu poradnika ekologicznego: sprzętu rtv/agd etc nie wyrzucamy wraz z innymi odpadami z gospodarstwa domowego. kupując nowy oddajemy stary. :).


jutro - czy też dziś - drugie podejście do mego ukochanego małego przyjaciela. może wreszcie się go pozbędę. i z radością nieskrywaną za czas niedługi powiem 'kamyczku bajbaj'.

[...]

niedziela, 8 sierpnia 2010

(147) 63. czyli jo.&wro.

& 38,3.



jo. wreszcie powróciła ze swych hiszpańskich zaświatów. z tej oto okazji w sobotę miałem okazję wstać o porze dość wczesnej (jak na ten dzień tygodnia), udać się na dworzec kolejowy na Końcu Świata, by tam zastać zaczytaną w gali i podziwiającą klatę wojtka olejnicaka jo. usadowiwszy swe 4litery na plastikowej, wyprofilowanej w dziwny sposób ławeczce zdezelowanego ezt, trwająca 80 minut podróż, do oddalonego 65 km wro, zaspokoiła moje najskrytsze sadomasochistyczne pragnienia na długo. (chyba nawet całkowicie się ich wyzbyłem).
opis pięknie pachnące, rozbabranego remontem wrocławskiego dworca, z powodu zbyt wielkich kontrastów z klimatyzowanym wnętrzem pasażu grunwaldzkiego miłosiernie daruję. (chwilowo). nie wiedzieć czemu największą przyjemność sprawia zawsze jedzenie czegoś niezdrowego; frytek produkowanych bez udziału ziemniaków, kurczaka zawierającego w sobie 87% soi, czy genetycznej, zawsze chrupkiej sałaty. bez pysznego śniadania (i kawy kawopodobnej, bo jakżeby inaczej) w kfc obyć się nie mogło. ja: zara-h&m-bershka-pull&bear-bata-reserved-pepe jeans i nawet pieprzonych bokserek na pieprzonej wyprzedaży (albo i nie) znaleźć nie potrafiłem. jo.: pimkie-zara-h&m-reserved-orsey-...-bershka i się obkupiła w ilościach nieprzyzwoitych, mimo że niczego za bardzo kupować nie planowała. i gdzie tu sprawiedliwość?!
w międzyczasie zaglądania do sklepów, rozglądałem się i dzielnie i bacznie po korytarzach, schodach ruchomych i innych im podobnych urządzeniach, celem poszukiwań osobników godnych uwagi (ubrań może żadnych nie kupię, ale może choć na kimś ładnym wzrok zawieszę). coś-nieco przemknęło. i zaraz zniknęło. marnie zatem. 
jedno stworzenie, które przemknęło i zniknęło okazało się być kasjerem w h&m na damskim. jo. mierzyła sobie cuda-wianki, czy inne staniki, ja tymczasem wypatrzyłem ów. ów, który - gdy przyszło do płacenia - okazał się znajomym jo. z liceum, którego po przeszperaniu własnej pamięci skojarzyłem.
i na sam koniec włóczenia się po świątyni konsumpcyjnej rozpusty: coffee heaven i ichniejsze wielgaśne fotele, w które tak wspaniale się wpada i tak wspaniale zagłębia. jak długo można wybierać kawę? ano około 5 minut; najpierw zastanawiając się zaczytawszy się w kawową listę i dreptając w miejscu czy przestępują z nogi na nogę, a następnie marudząc i rozważając swe poważne problemy i rozterki z uroczym, o powalającym uśmiechu baristą. tyle dobrego.
na szczęście podstawiony, po spędzeniu na ławeczce 20paru minut, odegnaniu natrętnych gołębi oraz równie namolnych żebraków, na peron skład posiadał już tapicerowane siedziska. i jak się okazało tego samego konduktora, który nie chciał oglądać nawet mojej legitymacji, albowiem stwierdził, że nas pamięta, na potwierdzenie czego podał mój rok urodzenia...
awesome.

nigdy więcej zakupów z gorączką. nigdy więcej pisania notek z gorączką. (za brak ładu i składu niniejszym przepraszam).

[...]

czwartek, 5 sierpnia 2010

(146) 62. czyli tradżedi!

utyłem.
:(



i na tym powinna się w sumie treść notki zakończyć, a ja powinienem w żalu i smutku pogrążyć. ale pomyślałem sobie, że zajmę się tym, co od zawsze wychodzi mi najlepiej, czyli marudzeniem.
a zatem :D
odkąd biorę moje kochane antybiotyki, z racji zakazu lekarza, ogólnego osłabienia i groźby omdleń przy wysiłku fizycznym (taki mały dreszczyk emocji ;p), nie biegam. udając się do mego kochanego dra dziś liczyłem na powrót do cowieczornych wypraw dookoła jeziora. a tu figa. kolejny antybiotyk, o działaniu podobnym do poprzedniego. nadal będę mógł siedzieć i jeść. i rosnąć. bynajmniej niezdrowo. a kuchnia babci pracuje pełną parą...


o taki brzuszek bym chciał na przykład.

[...]

środa, 4 sierpnia 2010

(145) 61. czyli uspokajacze.

niezbędnie i koniecznie potrzebne.
dziś.

gdy siedzę w krk, zwykle w okresie wzrostu tzw wkurwienia mam pod nosem żabkę, w której można nabyć coś nieznośnie słodkiego albo cukiernię, która w sumie służy do tych samych celów.
siedząc na Końcu Świata, czy też nawet na swej wiosce położonej nieopodal Końca Świata, bowiem z rzeczonego czym prędzej dziś uciekłem, pozostaje mi tylko włączenie na pół domu, a nawet cały z kawałkiem (sprawdzałem, na zewnątrz też słychać) odstresowującej muzyki. ale jak się okazało chwilowo nawet to było za mało. na dnie jednego z ikeowych kartonów - tego, do którego zaglądać nie należy - stojących w rogu mego pokoju, odgrzebać postanowiłem porzuconą ponad miesiąc temu paczkę mentolowych davidoffów i zapalniczkę z panem na obudowie muskularnym i opalonym.


spokój powoli zapanowuje. a ja tymczasem znowu powracam do miast, by się po sklepach z mamą szlajać; z nadzieją, że nie będę chciał już dziś nikogo więcej zamordować (a chciałem: 5 dzieci w wieki 3-5 lat biegających, drących się, skaczący, tupiących, krzyczących, rzucających, głupie pytania zadających, czort jeden wie co jeszcze robiących w poczekalni gabinetu rtg; mendę (śmierdzącą, nieogoloną mordę zapitą) która miała do mnie tylko jedną prośbę, która nie rozumie odmowy i prośbę swą bezczelnie ponowiła; nie chciałem zamordować za to żebrzącej cyganki, która na widok mej 'radosnej&uśmiechniętej' twarzy z przestrachu aż rękę wyciągniętą schowała ;]).

[...]

wtorek, 3 sierpnia 2010

(144) 60. czyli boję się.


boję się żyć w kraju, którym trzęsie garstka 'nawiedzonych dewotek z obłędem w oczach' (tako moja babcia rzecze na widok tych ludzi w telewizorze). boję się o państwo, którego instytucje trzęsą się przed w/w ludźmi. boję się.
zastanawiam się, czemu tak chętnie angażujący się w kampanię wyborczą i sprawę tzw mordu katyńskiego, kościół w rozwiązaniu tego (politycznego już) sporu, jedyne co ma do zaoferowania to msza w intencji rozwiązania kwestii przenosin krzyża. zastanawiam się co to za kościół i co to za hierarchowie, których postanowienia mają zwyczajnie w dupie tego kościoła członkowie. (rym niezamierzony.) bo to przecież oni koczują pod krzyżem różańce klepiąc, odmawiając, barki śpiewając i wyzywając wszystko co się rusza, niezależnie od tego, czy nosi sutannę, harcerski mundurek, czy mundur służb porządkowych.
chciałem napisać, że szkoda, że nikt się do krzyża nie przykuł, ale i tu widać muszę czoła chylić, pewna pani próbowała się do niego przywiązać. proponuję zatem krok dalej. może ktoś będzie się gotów pod krzyżem wysadzić. rozwiązałoby to w pewnym sensie problem i samego krzyża. 

używając wiadomej retoryki: chciałbym by polskie władze były tam, gdzie było zomo (choć podobno już tam są.) i by posiadało i zastosowało posiadane przez nie przymioty - oczywiście odpowiednio dostosowane do zasad demokratycznego państwa prawa. chciałbym by skończył się czas anarchii. chciałbym być z władz dumny. chciałbym.

z nadzieją, że odrobinę umiaru ja choć zachowałem, gryząc się w język i waląc po łapach i linijką po palcach, chcących za dużo napisać, polecam obronę krzyża na fejsbuku. 

a gdyby tak zwiać z tego kraju...

[...]

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

(143) 59. czyli sezon ogórkowy.

u mnie też?


[kylie: come into my world]

tak. broniłem się jak mogłem, ale chyba nie mogę się mu oprzeć. tym bardziej trudno się oprzeć, gdy co rusz ogórków świeżą porcję w domu się znajduje. wszystkie świeże, prosto z ogródka, czekające na zjedzenie. najlepiej w formie mizerii. a żeby zjeść takową, ogórka rzeczonego należy pozbawić skórki. chwytamy go w dłoń lewą (jeśli jesteś mańkutem postępuj na odwrót, gdy oburącz sprawny - ganz egal) zaczynamy od znalezienia główki. tej jaśniejszej. obcinamy trzymanym w drugiej ręce nożykiem czy obierałką. i tak ruchami posuwistymi od pozbawionej skórki główki w dół. miejsce w miejsce, aż pozbawimy go okrycia w całości. na koniec główka ciemniejsza idzie out. potem zabieramy się za kolejnego i kolejnego ogóra. podobno największe nadają się najlepiej, ale tylko podobno. wszystko zależy od wprawności rąk i chęci do obierania ich większej ilości.
następnie w plasterki i skoro przyszło lato - choć słońce na chwilę się za chmury schowało (nie dziwię się mu w sumie, też bym się na własny widok ukrył) - sporządzamy wersję słodką z koperkiem. a że przepis każdy zna, opowieści kontynuował już nie będę. nie zapomnijcie o cukrze pudrze, pieprzu i śmietanie.


czy już wspominałem, że do szewskiej pasji doprowadza mnie obrazkowa kontrola przed dodaniem komentarza? i że chętnie bym ukręcił głowę co niektórym za posiadanie takowej? nie? zatem wspominam :)
pozdrawiam serdecznie. jak zawsze :)

[...]