czwartek, 29 maja 2014

pokusa

zwykle pojawia się znienacka. ot kupuje człowiek chleb, a z witrynki obok uśmiechają się babeczki, ciasteczka; kolorowe, z budyniem, owocami, kremem.
i wtedy na szatańskie pytanie pani zza lady: coś jeszcze? odpowiadamy twierdząco prosząc o porcję ulubionych słodkości.
kalorii z 500. zjadamy prędko. potem zastanawiając się po co.
a wystarczy się z problemem 'przespać'. odczekać minut kilka, ochota minie sama, tak samo prędko jak i się pojawiła.
i dupa nie urośnie.

wtorek, 27 maja 2014

buciki

chodzą za mną od jakiegoś czasu buciki sportowe.
nawiedzam namiętnie sklepy, oglądam poukładane kolorowe egzemplarze na półkach. kraina czarów.
panowie też jak z krainy czarów. aż żal nie kontynuować z nimi konwersacji. pomocni, nawet nie ze złym gustem, ładnie zbudowani. i o dziwo mi nie przeszkadzało, że mówią mi na ty.
jeszcze kilka wizyt i pewnie na coś się zdecyduję ;)

sobota, 24 maja 2014

leniviec

i ani się człek obejrzał a minęło prawie 10 dni.
już nie pada. chyba że liam. świeci niemiłosiernie i praży.
chęci do czegokolwiek brak, a lista rzeczy do zrobienia długa.



dni sobie płyną. między pracą a domem. z przerwą na bieganie co drugi dzień, jeśli sił starcza.
waga nieco spada, co nawet cieszy.
jakoś sobie leniwie acz zalatany egzystuje. z większym celem lub i bez.

czwartek, 15 maja 2014

pada

szaro, buro, ponuro.
pada, pada, pada.
pizga.
idealna pogoda by się zakopać w łóżku. ale jakoś i tego mi się nie chce.

brrr.

dobrze, że są zaległe odcinki glee.

czwartek, 8 maja 2014

biegamy

wiosna przyszła, czas znów spróbować pozbyć się bebeszka.
dobrze by było ze 3 razy w tygodniu. [póki co udaje się 2]. koło 10 km [póki co jest 8 z haczykiem]. w mniej niż godzinę; najlepiej koło 45 minut [to się nawet udaje].
i niech co ma spadać spada, co ma się rzeźbić niechaj się rzeźbi.
pytanie tylko czy w krakowskich warunkach smogowo-klimatycznych to oby na pewno zdrowe ;)

poniedziałek, 5 maja 2014

nalot

miała majówka minąć leniwie i spokojnie, ale w końcu taka być nie mogła. skusić się dałem szatańskim podszeptom ludzkim głosem czynionym i wpuścić ów w swe progi się zdecydowałem.
wszelkie zło jak wiadomo zawsze nadciąga ze wschodu. i to prawie w samo południe.
trzy dni pobytu z małym haczykiem minęły całkiem prędko. gdzieś się poszwędaliśmy, coś zjedliśmy [za dużo aż], gość się pokrzywił [zapamiętam sobie!], miewał mimo wielkich mych starań poker face [bez komentarza], ale także wyrażał swą miną całkiem przekonująco orgazmiczny zachwyt podczas spożywania niektórych szykowanych uprzednio w pocie czoła przez kilka wieczorów przysmaków czekoladowych [bezcenne]. nic że krk nawiedził po raz wtóry, wawel nadal pozostaje dlań dużą budowlą za krzakami. 
mam nadzieję, że byłem całkiem znośny, a moja miłość do ekipy zrozumiana; dzięki! :)

ledwo wsadziwszy gościa w pociąg przyszło mi spróbować przetrwać kontrolę rodzicielską. na szczęście wszystkie niewłaściwe ślady i przedmioty zostały w porę usunięte z zasięgu wzroku, zatem przebiegła ona pomyślnie.