poniedziałek, 30 listopada 2009

36. czyli dlaczego?!

i jakiem prawem?!



[brodka: śpij]

dlaczego mpk spiskuje przeciwko mnie i 2x sprzed nosa samego tramwaje lini dwóch jedynych na koniec błoni mi odjechały?! dlaczego jeżdżą one tylko co 20 minut?! i dlaczego w związku z tym musiałem lecieć tam piechotą, taszcząc swoją teczusię w dłoni, rozwijając prędkość zawrotną, by na zajęcia powrócić zdążyć?!
chociaż wiał ciepły wiatr, świeciło słońce... i w sumie jakbym miał czas to bym sobie na ławeczce takiej przy błoniach mógł z pół dnia posiedzieć czytając, słuchając i patrząc.

i przeprowadzam się. na drugą stronę kuchni. stracę jedno łóżko, ale zyskam widok na wisłę. nie jestem do końca przekonany, czy to zamiana in plus będzie...



z mądrości zasłyszanych w nowej prowincji dziś: 'no ja idę z nim tylko do kina. bo jak się przeliżę, czyli będę miał zaspokojone potrzeby niższego rzędu z piramidy maslowa, to będę mógł się zabrać spokojnie za naukę, czyli za to, co znajduje się na szczycie tej piramidy, bo przecież nie mając zaspokojonych podstawowych potrzeb, to nie mogę...'

(...)

niedziela, 29 listopada 2009

35. czyli myślenie szkodzi.

i to bardzo-bardzo. niestety.



[ania dąbrowska: czekam...]

kończy się kolejny łikend, na który powróciłem na Koniec Świata. to tylko 6h z małym kawałkiem podróży IR i osobowym w jedną stronę. razy dwa, bo i powrócić niedługo będzie trzeba do krk. obym się tylko nie nabawił wstrętu do pkp, i oby moje zacne 4 literki się nie zbuntowały, nie powiedziały dość i nie nakazały mi podróżować czymkolwiek wygodniejszym.
ostatnio coraz bardziej te krajobrazy za oknem mijane się nudzą, sudoku nie wciąga jak dawniej, a czytanie o wykroczeniach nijak porywającym być nie chce. a ile można podsłuchiwać współpasażerów. chociaż ładnych. i to bardzo-bardzo. ale jak się potem okazało niestety hetero. 'czaisz?' - niczym 'dasz wiarę?' violetty z brzyduli, o czymkolwiek chłopięcie anielskopiękne by nie mówił sformułowaniem takim zakańczało. ciekawe jakie okoliczności przyrody napotkam teraz, i czy będą to piękne okoliczności przyrody.


czasami łapię się na tym, że budzę się w nocy tuląc do siebie poduszkę. to też brzydula. zadziwiająco życiowy serial.

(...)

czwartek, 26 listopada 2009

34. czyli będę się smażył.

a to może być wcale przyjemne.



[katie melua: shy boy]

ale zanim tym się zajmę.

stan rozdrażnienia powrócił. tym razem dzięki memu ex, który zaspał na spotkanie ze mną. a umówiliśmy się na 16 z kawałkiem. to chyba nawet na komentarz nie zasługuje. w każdym razie nie lubię, jak z moich planów nic nie wychodzi.

dawno dawno temu. czyli tak z półtora roku temu spotkałem się z pewnym chłopcem. wyglądał i podawał się za osobnika kończącego liceum. tuż przed wakacjami jego opis na gg wieścił, iż zdaje ów on... test gimnazjalny. teraz nagle odezwał się znowu. czuję się nagabywany. drogie bravo, co robić?

(...)

wtorek, 24 listopada 2009

33. czyli terapia przyniosła oczekiwane skutki.

pacjent nie żyje.



[andrzej piaseczny & seweryn krajewski: remedium]

zły humor przepędzony został na amen. albo nawet na dwa ameny i w 4 strony świata. i mam nadzieję, że za szybko nie wróci z powrotem. choć niezbadane są częstotliwości zmian mego nastroju, to może teraz na dłużej będę chodził z uśmiechem na twarzy i z rękami w kieszeniach noszonych.

co pomogło? tym razem zbieg fortunnych zdarzeń. (i takowe konstelacje i mojej osobie się zdarzają!).
- dostałem zwolnienie z wf :D (dzięki czemu nie rzucam amerykanistyki, a wf był tym przedmiotem, którego nie miałem zamiaru zaliczać w żaden inny sposób niż za pomocą zwolnienia).
- kupiłem sobie książeczkę. trochę taplanie się we własnym tęczowym sosie, ale czyta się bardzo dobrze. (szkoda, że waży prawie kilogram).
- i co najważniejsze, 5 dni przed premierą do sklepów trafiła płyta koncertowa piasecznego&krajewskiego. szkoda, że bez dvd, ale to już by było za piękne. dość, że mam muzyczną ucztę.
- przypadkiem całkiem wykopałem na jutjub pocięty koncert pana turnaua oraz ani de. nic tylko siąść i słuchać. ale jak tu znaleźć czas. oraz - przede wszystkim - jak się opędzić od innych muzycznych doznań. tym bardziej, że człowiek od nich opędzić się nie chce.



[andrzej piaseczny & seweryn krajewski: niebo z moich stron]

chodziłem po mieście plącząc się dziś niemiłosiernie w te i we wte. szukałem w kogo by tu wejść, na kogo wpaść. i nic. obejrzałem niebieskie i pomarańczowe strony z lekka - też nic nie ma. ale to drobny szczegół. póki co wystarczają mi za wszystko inne muzyczne uniesienia :)

(...)

poniedziałek, 23 listopada 2009

32. czyli pierdolone poniedziałki.

nie ma żadnych powodów, bym zaczął je lubić!




[wilki feat. reni jusis: beniamin (unplugged)]

- zaspałem ciut sobie.
- spóźniłem się na tramwaj.
- co za tym idzie na ćw też dotarłem nie o czasie.
- owe ćw przedłużyły się o pół godziny.
- kolejne zajęcia za to trwały o połowę krócej, więc miałem nie potrzebne okienko.
- wykładowcy zalali mnie potokiem słów, sił pisać ręka nie miała.
- szukamy kogoś do mieszkania, bo pani x. zostawiła pana x. i się wyprowadziła, i pan x. nie ma z kim w pokoju mieszkać. (nigdy więcej nie zamieszkiwać z parą. muszę zapisać. i zapamiętać).

jedyne co dobre to moje perfumy. choć i to w sumie oznaka słabości, że je kupiłem. choć mama się zdziwiła, dlaczego dopiero teraz, skoro szaleje na ich punkcie od ponad roku.
oraz.
dowiedziałem się, że mam na sobie 'hetero-sweterek', bo taki jakiś zwyczajny. fail dnia.

(toteż z racji złego dnia obrazka z ładnym lub mniej chłopcem też nie będzie).

(...)

niedziela, 22 listopada 2009

31. czyli wyszło jak zawsze.

dobry humor minął. a że był za dobry, to pojawił się ten gorszy w formie kwalifikowanej w dodatku.

za dużo myślę o osobach, o których myśleć nie powinienem. zbyt małe rzeczy psują mi dzień. chyba nie powinienem czytać nawet opisów na gg co niektórych chłopców, z którymi cośtam kiedyśtam, a potem skończyło się dziwnie. mając nastrój jak dziś mam ochotę rozgrzebać na nowo kilka spraw, choć wiem, że nie powinienem. wielu rzeczy mając taki dzień jak dziś nie powinienem.



[kasia kowalska: chcę zatrzymać ten czas]

nawet piosenki żadne nie pomagają. ba, nie mogę znaleźć tej jedynej, coby zapętlić i mózg słuchając wyłączyć.

(...)

środa, 18 listopada 2009

30. czyli jest dobrze!

i nic i nikt nie jest w stanie popsuć mi dobrego wrażenia po koncercie!



[ania dąbrowska: nigdy nie mów nigdy]

i ani mój ex ze swoim obecnym, który udaje, że mnie nie widzi. ani Chłopiec Z Którym Mogło Wydarzyć Się Więcej, który przylazł ze jakimś facetem, a chłopca tego widuje co dzień na zajęciach na amerykanistyce i patrzymy sobie głęboko w oczęta na wykładach i nie odzywamy się do siebie jak zaklęci. i stanie w tłumie do szatni po koncercie i przypadkowe zmacanie się tego nie zmieniło i nie zmieni.

ale DOBRZE JEST! więcej ani de. więcej takich koncertów. i więcej alkoholu! i to nic, że jutro mam na 8 seminarium.

(...)

29. czyli czasem korci, żeby spaść.

i mieć święty spokój raz na zawsze.



[reni jusis: dwoje na huśtawce]

zastanawiającym jest co zwiastują huśtawki nastrojów. u kobiet to podobno występuje w stanie ciążą zwanym. ja kobietą nie jestem, co do zasady i wyklucza moją możliwość zachodzenia w ciążę. wyklucza ciążę także brak okazji do zajścia. (a wg poradnika 'czekając na dziecko' w 34 tygodniu ciąży należy słuchać tylko tych rad, które poprawiają samopoczucie). u mnie to jednak najprawdopodobniej oznaka wszechobecnej jesieni, jesiennego przesilenia, jesiennego rozdrażnienia, albo przechodzonej i pojawiającej się ot tak lekkiej depresji. mam nadzieję, że bardzo lekkiej.
zwlokłem się o niemiłosiernie wczesnej 8.08 rano, po ponad 9 godzinach snu w stanie niemalże agonalnym. nie miałem pojęcia jak się nazywam, po co piję kawę, skoro nawet troszkę mnie ona nie pobudza, nie wiedziałem co ubrać i jaka pogoda jest za oknem i dlaczego pada skoro miało świecić słońca oraz... wiedziałem tylko, że mam wyjść z domu na zajęcia z Doktorem Pokażę Wam Swoją Bielizną. dziś jak na złość nie pokazał, ale za to się spóźniłem, to chociaż miałem efektowne wejście, po wspinaczce na 3 piętro poprzedzonej przelotem przez pół starego miasta.
kolejne zajęcia postanowiłem sobie odpuścić, by powrócić do domu i chociaż godzinę jeszcze pospać. po drodze oczywiście kupiłem 2 kremówki hiszpańskie (nie ma jak dietetyczne śniadanie), czyli takie z bezą na wierzchu. pochłonąłem, popiłem kolejną kawą i... spać mi się odechciało. ale od czego jest farmville! obsiałem całe poletko zieloną herbatą. awesome.
kolejne senne zajęcia. kolejny powrót do domu. herbatka sobie rośnie, więc czas swe grafomańskie zapędy realizować, co niniejszym czynię. potem kolejne zajęcia. i chce się żyć!


i zapomniałem kupić sobie wina. bu!

a po ostatnich zajęciach wieczór z anią de! ciekawe jaki będę miał nastrój po powrocie...



[ania dąbrowska: nigdy nie mów nigdy]

(...)

wtorek, 17 listopada 2009

28. czyli szczęściu nic nie trzeba więcej!

choć szczęście to przelotny gość.



[andrzej piaseczny: rysowane tobie]

niedzielny koncert krajewskiego&piasecznego zrobił mi zdecydowanie dobrze. muzycznie-ślicznie. wizualnie... cóż no mógłbym jeśli nie godzinami, to kwadransami rozpływać jakie z piaska ciacho się zrobiło. a jakby kto pytał, to w niedzielę byłem w filharmonii, bo tamże koncert miejsce miał.
jutro wieczorową porą niestety nie odwiedza mnie żaden brunet, ale za to udaję się, by posłuchać wokalnych popisów ani de. i mam dziwne wrażenie, że one wywrą na mnie ciut większe wrażenie niż piasek. któż nie wzrusza się słysząc o pustym koncie w banku i charlie'm. może kiedyś i ja swego znajdę. ale chyba nie jutro, gdyż wybieram się z moją przyjaciółką (w niedzielę byłem z ex mym. więc towarzystwo iście związkogenne :D).

me niemal obsesje życia codziennego zaczęły wkraczać i w me sny. dziś pierwszy raz od nie-wiem-już-kiedy śnił mi się chłopiec. chłopiec brązowooki, brunet w dodatku, o cerze śniadej; czyli co do zasady mój ideał. co do zasady, gdyż póki co w żadnym tego typu nawet się nie zadurzyłem ;]
śnił się więc ów on i co ciekawsze był to sen z hepiendem. zadziwiające. i aż szkoda było wstawać z mej serduszkowej pościeli.
pół królestwa i rękę księcia oddam...


3 godziny spędzone z niemieckim zabijają. a czynię do dobrowolnie. dziwnym...
i ostrzegam przed pieczywem ryżowym z bananami, musli i algami. smakuje tylko tymi glonami...

(...)

sobota, 14 listopada 2009

27. czyli miniprasówka.

radośnie wszem i wobec ogłaszam...



[duffy: warwick avenue]

przekopałem się przez stos gazet wielki. obcasy wysokie i formaty duże robią mi zdecydowanie dobrze. a że z natury i ja jestem dobry, i dobrze zrobić chcę i innym ludziom. toteż niniejszym polecam lekturę tego co następuje:

a) mariusz szczygieł o wizycie b16 w czechach.
b) wywiad z zuzanną ziomecką z TYCH ziomeckich.
c) o różowym irokezie i nauce tolerancji.

(...)

26. czyli zrób co możesz.

ot spóźnione opętanie.



[anna maria jopek: zrób co możesz (radio edit, mix & master)]

spóźnione, gdyż na jej koncercie byłem ze 2 tygodnie temu. i o dziwo tuż po nim nie naszła mnie faza na jej muzykę. a dziś, kiedy powinienem się napiaskowywać, przed jutrem, to miłość do amj się we mnie odezwała. cóż...

miał dzisiejszy dzień upływać pod znakiem robienia porządków. a póki co byłem jedynie na zakupach. jogurty, jogurty, chrupkie pieczywo (tym razem z algami, bananem i kokosem w składzie. ciekawe co to za cudo). mandarynek oczywiście ładnych nie było :( oczywiście jak nie odkurzyłem do tej pory, tak i teraz nie odkurzam. także kubeczki czekają cierpliwie na potraktowanie ich gąpeczką. powodzenia.
planuję też zlitować się nad stosem wyborczych. jak je przelecę choć z grubsza, będę na bieżąco z tym co się wydarzyło w przeciągu minionych 17 dni.
a nic mi się nie chce...
(żeby nie było, że jestem chodzącym i leżącym uosobieniem lenistwa - posłałem łóżeczko dziś. tzn zasłałem :D).


i na spacerze byłem. w promieniach słońca dookoła błoń, mrużąc oczy, sobie kroczyłem. na ludzi spoglądałem, ale nikogo ciekawego nie zauważyłem. rzec bym chciał: 'wiosna, wiosna', ale to niestety już ostatnie i spóźnione podrygi jesieni.

(...)

piątek, 13 listopada 2009

25. czyli pomyśl trzy razy.

a potem strzel sobie w łeb i nic nie mów.



[natalia lesz: coś za coś]

jedni szukają na chłopaka na gwałt, a ja szukam na gwałt kogokolwiek. kogokolwiek, kto się ze mną wybierze na koncert. i jeśli zawiedzie moja ostatnia deska ratunku to będę bardzo głęboko w bardzo ciemnej dupie. tak artystycznie i wrażeniowo. czemu nikt nie lubi ani de?

ale to powyższe to tak na marginesie. a także nie stanowi tamta informacja oferty w rozumieniu kc. bo miało być o podróżach. tych trochę większych.
otóż początek tygodnia spędziłem u Jo. w barcelonie. pomijam już fakt, że lot był z katowic opóźniony o 2h, dzięki czemu siedziałem na tamtejszej pięknej ławeczce w sumie ponad 4h, pomijam też to, iż hiszpanie są - może nie masakrycznie, ale - brzydcy, a także to co widziałem i ile pieniędzy w sklepach zostawiłem (a we wszelakich zarach i bershkach wszystko już na dzień dobry jest 20% tańsze na metce niż w innych krajach ue!), gdyż najważniejszym i najradośniejszym faktem jest świecące tam SŁOŃCE i temperatura w okolicach 18 st. można sobie brykać w tiszerciku i okularkach przeciwsłonecznych. zupełnie jak na wakacjach. (wakacjach, których w tym roku nie miałem, a których - ca prawda krótkich - ale się doczekałem).
po powrocie w polsce przywitały mnie mgły, deszcze i chłody. idzie nabawić się depresji.


w ramach pogłębionej refleksji na koniec: 'pff'.

(...)

piątek, 6 listopada 2009

24. czyli przyglądam się.

ludziom. tzn. chłopcom. tzn. ich bieliźnie.



[jason mraz & colbie caillat: lucky]

i dziś miałbym ku temu idealną okazję. miałbym ale nie mam, albowiem z powodu godzin rektorskich odwołali mi wykład z Doktorem Pokaże Wam Swoje Majtki. bo ilekroć ów doktor pokazuje nam coś na mapie, tylekroć pokazuje jaką bieliznę ma na sobie i jak nawet ładny brzuszek ma. a bielizna oczywiście kolorowa. i jak tu się na tych mapach i wykładzie skupić, skoro
to wszystko jest prezentowane właśnie przez niego. no ale nie dziś...
ale w sumie jestem w stanie jakoś to nawet przeboleć, gdyż wczoraj miałem okazję przez 4 godziny podziwiać bardzo ładnego pana barmana (taki ashtonkopodobny) i jego równie ładną bieliznę...
widziałem też... tzn byłem na zakupach z mym Słodkim Przyjacielem. 3 galerie, 3 godziny. i 3 tony zakupów. teraz zastanawiam się co oddać, bo z lekka mi się poszalało. i nie było to mądre. ani roztropne. ani rozważne. ani tym bardziej zaplanowane. a to ostatnie boli najbardziej.
cóż chyba zrobię wyliczankę. bo i katanka ładna, i bluza, i rękawiczki, i rękawiczki bez palców, i... eh... a listopad wreszcie miał być miesiącem oszczędzania.


i muszę zapamiętać, że nie każdy facet, który mi się podoba musi być gejem ;)

(...)

środa, 4 listopada 2009

23. czyli święta-święta.

i po świętach.




[grzegorz turnau: skąd przychodzimy, kim jesteśmy]

nie wiem czemu ale bardzo lubię chodzić na cmentarz. patrzeć na kolorowe chryzantemy, skubać ich płatki i zjadać. wiem dziwny nałóg, ale spróbujcie sami, są naprawdę smaczne. szkoda, że nie ma cukierków o takim smaku albo nadzieniu.
także samo zapalanie świeczek, a potem wieczorem łuna sponad nich się unosząca ma w sobie coś magicznego. (choć to już nie te same świeczki co kiedyś z lejącą się parafiną i kopcące na potęgę).
i spadające na to wszystko z drzew kolorowe liście.


i żeby zmarudzić na koniec:
dziś akurat naszło mnie by coś na kolację zjeść. ochota to dziwna. mianowicie miałem apetyt na ciemne pieczywo z pasztetem z zielonym pieprzem. ale oczywiście takowego nie było w sklepie. a sklep to duży i co do zasady dobrze zaopatrzony. można się załamać. naprawdę :(

(...)