środa, 4 listopada 2009

23. czyli święta-święta.

i po świętach.




[grzegorz turnau: skąd przychodzimy, kim jesteśmy]

nie wiem czemu ale bardzo lubię chodzić na cmentarz. patrzeć na kolorowe chryzantemy, skubać ich płatki i zjadać. wiem dziwny nałóg, ale spróbujcie sami, są naprawdę smaczne. szkoda, że nie ma cukierków o takim smaku albo nadzieniu.
także samo zapalanie świeczek, a potem wieczorem łuna sponad nich się unosząca ma w sobie coś magicznego. (choć to już nie te same świeczki co kiedyś z lejącą się parafiną i kopcące na potęgę).
i spadające na to wszystko z drzew kolorowe liście.


i żeby zmarudzić na koniec:
dziś akurat naszło mnie by coś na kolację zjeść. ochota to dziwna. mianowicie miałem apetyt na ciemne pieczywo z pasztetem z zielonym pieprzem. ale oczywiście takowego nie było w sklepie. a sklep to duży i co do zasady dobrze zaopatrzony. można się załamać. naprawdę :(

(...)

4 komentarze:

  1. czyli w końcu biedaku bez kolacji byłeś?:P czy zadowoliłeś się czymś innym?:P
    i fakt, ta łuna nad cmentarzem zawsze ma w sobie coś magicznego, choć w tym roku jej nie widziałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. pożywiłem się pasztetem bez zielonego pieprzu ;p nie zadowolił mnie on nawet w najmniejszym stopniu.

    gdyby nie fakt że na cmentarzu spoczywa tyle - jakby nie było - zwłok, byłoby to całkiem romantyczne miejsce (sic)

    OdpowiedzUsuń
  3. kolejne skradzione zdjęcie :P:D

    heh yy w sumie powiem tyle, że pm napiszę, jeśli znajdę wolną chwilę w weekend.. bo przyznam, że ostrrrrro jest..

    OdpowiedzUsuń
  4. nie rozumiem o jakie skradzenie Ci chodzi :P

    jak masz ostro to miej ;) ja cierpliwie i grzecznie czekam ;]

    OdpowiedzUsuń