niedziela, 29 kwietnia 2012

(642). czyli długi weekend?

niby niby.


ale zanim mógł się on rozpocząć i potrwać sobie dni wolnych 9 całych, trzeba było wyczyścić pole ze wszelkich spraw zaległych. stąd też -  mniej lub bardziej radośnie - pojawić się wczoraj w kancelarii musiałem. miało być tylko na 3 godzinki, tylko jeden projekt do skończenia, a wyszło jak zawsze niemal. siedzieliśmy godzin z 6, odkrywając coraz to nowe jego aspekty i nanosząc kolejne poprawki i modyfikacje. ale skoro terminy gonią - było trzeba. było warto. i co najprzyjemniejsze mogłem wreszcie bez jakiegokolwiek skrępowania pojawić się tam w krótkich spodenkach. by swymi ślicznymi łydkami poświecić ;).
jako że byłem umówiony na 19, to po 16 nie opłacało mi się całkowicie wracać już do domu. wszak dzień wolny, autobusów mało, jeżdżą długo, i na dobrą sprawą w domu bym posiedział minut ze 45, poświęcając dwa razy tyle na dostanie się tamże i powrót do cywilizacji.
ślicznie świecące słońce i lekko wiejący wiaterek zachęcał do li tylko jednego - spaceru nad wisłą. zaopatrzywszy się uprzednio w napoje ożywiające i coś do przegryzania udać się z czystym sumieniem na bulwary mogłem. spacerowiczów multum, rowerzystów i rolkarzy także. czasem było nawet na kim oko zawiesić. po pewnym czasie jednak część deptaka od strony kazimierza zaczęła stawać się nie znośnie zacieniona. porzuciłem więc ławeczkę i udałem się na ten od podgórskiej strony. puściej, spokojniej, przyjemniej. zasiadłem na nabrzeżu kamiennym, i majtając nóżkami, poczytując politykę spoglądałem na świat wokół. świat, który znów znajdował się gdzieś poza mną. mnie interesował tylko powiewający wiaterek, promienie zachodzącego słońca i wisły spokojny nurt. szkoda tylko że czas płynąć musiał, ale na to zdaje się nie dało się już nic poradzić. 
wygrzawszy kości i - mam nadzieję - złapawszy ciut słońca udałem się na spotkanie z Lakmusowym. do domu nie wróciłem wcale prędko, a potem wcale prędko nie dane mi było położyć się spać, gdyż dopadła mnie jeszcze moja współlokatorka wypytując na tematy wszelakie. i tak jakoś o 3 w końcu w łóżku wylądowałem. po to by potem o 6 z rana już się z niego wywlec całkiem wyspanym. kawa, wanna, kawa i na mpk i na autobus do domu. pozdrawiam zatem z Końca Świata.



i jednak się nie zapłaczę, jak się okazało ;]

[...]

środa, 25 kwietnia 2012

(641). czyli faceci są dziwni.

chyba nawet bardzo.


co jeden to ciekawszy przypadek. 
niektórzy - vide Chemik - się obrażają, gdy na po raz kolejny zadane pytanie o cel spotkań odpowiadam, że jest nim li tylko wymiana myśli i spożywanie kaw i innych produktów. zdaje się, że kolejnych już nie będzie. zapłaczę się chyba.
zapłaczę się chyba też dlatego, że nikt do mnie nie pisuje na kmpl, a jeśli już pisuje, to moje odpisywanie nieco od niechcenia zdaje się jednak być im wyczuwalne i korespondencji ze mną całkiem szybko zaniechują. ooooh!
nad czym jeszcze by tu sobie popłakać. można nad niektórymi nieogarniętymi znajomymi, można pewnie i nad sobą, z racji krążących po głowie czasem myśli, ale przede wszystkim nad roztrzepaniem i brakiem zorganizowania momentami i bardzo krótką i płytką pamięcią. i nad tym że wciąż nie mogę kupić żadnych trampeczek też.
w sobotę pewnie widzę się z Lakmusowym, nad tym bynajmniej nie płaczę. gorsza jednak wydaje mi się perspektywa piątku i czyszczenia w kancelarii wszelkich zaległości i zaszłości przed nadciągającym łikendem. brrrr. a nawet BRRR.




póki co jednak warto się pozachwycać starocią usłyszaną przypadkiem w radio w pracy. bo warto nie pracować w ciszy, a przy dźwiękach muzyki płynących.

[...]

niedziela, 22 kwietnia 2012

(640). czyli

nocny spacer przez uspione miasto.
zapite mordki - w tym moja - w nocnym autobisue.
spacer przez osiedle me - nie wiedzac ktorej karkowskiej duzynie kibicuje i dlaczego.

BEZCENNE.

jutro na sniadanie - mcqueen. bede trupem. dobrze ze z nim moge byc.

[...]

sobota, 21 kwietnia 2012

(639). czyli poza mną.

wszystko i wszyscy.


a wystarczy po prostu zapomnieć zabrać ze sobą z domu telefonu. cudowne uczucie. nikt nie nęka, nic nie wibruje w kieszeni. cisza spokój.
wybrałem się porankiem w końcu w odwiedziny do galerii. koszule poszukiwane, trampki poszukiwane, ładne coś co w oko wpadnie też poszukiwane. wszystko w sumie poszukiwane było. zdreptałem ekspresem w sumie 3 centra handlowe uciekając przed budzącymi się i je nawiedzającymi ludźmi. wszak nie jest moją ulubioną czynnością stać w kolejce do przymierzalni i kas. efekt całkiem zadowalający - koszule 2 i sweterek (oczywiście wszystko z niebieskimi akcentami lub w niebieskim odcieniu, bo trzeba swe śliczne oczęta jakoś podkreślać) i jeszcze - w końcu - okulary przeciwsłoneczne. i najważniejsze - znalazłem wreszcie me ulubione płatki. kosmetyczne czy jak je te zwał. w każdym razie waciki. jestem przeszczęśliwy. kupiłem aż 2 opakowania :D
zakupy bonarkowe zeszły mi prędzej niż zakładałem i do czasu pojawienia się autobusu miałem dobre pół godziny. powygrzewałem sobie kości na ławeczce na dworcu kraków bonarka. perony zarośnięte, ławeczki pamiętają jeszcze towarzyszy, cisza spokój, ptaki i nic wokół. wszyscy gdzieś pędzili prócz mnie. cudowne uczucie. w końcu. szkoda tylko, że żaden pociąg nie chciał obok przejechać ;).



no i lecimy!

[...]

piątek, 20 kwietnia 2012

(638). czyli wysublimowane rozrywki.

i potoki finezyjnych słów.


całotygodniowe zalatanie wysysa wszystko. kancelaria - sąd - kancelaria. i do domu i na zakupy i na zajęcia jakieś mądre. i każdy dzień taki sam. każdy tydzień w sumie. nie brzmi to dobrze, nie brzmi to optymistycznie, brzmi to powielokroć nijako i nudno. momentami takie jest. choć mimo to całkiem mi się podoba. wbrew pozorom wszelakim ;].
dziś jednak z monotonii mej wyrwało mnie seminarium i konieczność zaliczenia nań całego dotychczas przerabianego materiału (bo skoro nie chodzę co tydzień, to co pewien czas niestety trzeba się wykazać i wyraz swej wiedzy dać). przygotowaniom nań poświęciłem co prawda całe wczorajsze i przed wczorajsze popołudnie, jednak był to tylko plan minimum, liczyłem oczywiście na wiedzę wrodzoną i urok osobisty (wszak doktor żonaty, to na pewno się złapie na to! ;]) oraz łatwość popadania w słowotok o niczym i około tematyczny. i się udało, a to za sprawą szczęśliwego dla mnie losowania. przypadkiem pytania niektóre prawniczozbieżne się trafiały, więc młyn za sprawą wielkiej ilości wody obracał się w miarę prędko a i język pracował coraz to bardziej wielozłożone konstrukcje budując. 
niby obowiązek, ale wyjątkowo przyjemny. dawno nie byłem na jakichkolwiek zajęciach na studiach. ot z braku czasu po prostu. i już wiem że jest mi ich jednak brak.



a jutro na zakupy, a potem na spotkanie przy piwie z chłopcami z kancelarii. ciekawe.

[...]

czwartek, 19 kwietnia 2012

(637). czyli a może...



i podobno Ajs miał całkiem interesującą randkę dziś. z pewnym przeuroczym chłopięciem. prawda to? :P

[...]

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

(636). czyli nic trudnego.

przespać się z kimś.


każdemu się zdarza (no może nie tym, którzy znajdują od razu miłość od pierwszego wejrzenia i na całe życie. takim to tylko zazdrościć!). ot pojawia się odpowiedni znajomy, pojawiają się odpowiednie okoliczności i chęci i w łóżku człowiek ląduje. w celu stricte stosunkowym lub tylko w połowie.
następnego poranka, czasem też przez kilka kolejnych dni prowadzi się różne rozważania głębokie 'co by to było gdyby'. bo przecież było tak fajnie, tak blisko, czule, ciepło. w końcu. trafiło się na to czego ostatnio brakowało. to nic że z definicji wiemy, że to tylko na chwile, że takie są założenia i że następnego dnia powinniśmy się zachowywać jak gdyby nigdy nic. czasem mózg nie chce wygrać z pewnym innym organem (i bynajmniej nie chodzi o penisa) i prowadzone są na kanwie ów czułości zaliczanych do koleżeńskich usług analizy zmierzające w stronę, w którą zmierzać nie powinny.
za którymś razem na szczęście nie ma już to miejsca, gdyż zasady gry wchodzą w krew.
zdarzało się mi, zdarzało się moim znajomym i pewnie zdarzać wciąż czasem będzie. (jacyż to my zepsuci i rozpuszczeni!) ot życie. ważne by potem nie rozmyślać. ja już potrafię od dłuższego czasu. w sumie jestem całkiem dumny z siebie, może nie powinienem. czort jeden raczy wiedzieć.




ostatnio pewien mój znajomy jednakowoż popadł w owe dziwne rozmyślania, z których raczył mi się pozwierzać. porozwiewałem jego chmurki nieco, jednak zadał mi pytanie jak to bywało właśnie w moim przypadku, przy okazji korzystania instytucji friend with benefits. a że pytał dość szczegółowo, to i padło pytanie jak to było przy okazji  moich kontaktów z nim (choć te jednak miały w swym założeniu cel raczej poważniejszy niż przelotny). czasem pewnych pytań nie powinno się zadawać, tym bardziej gdy pewne rozmyślania wciąż chodzą po głowie mi, a jeśli chodzą i jemu (o czym z pewnych źródeł wiem), tym lepiej unikać tematu. dość szybko rakiem zaczął się wycofywać, jednak karty, które odkrył, odkrytymi już pozostaną. moje niektóre w sumie też. ale to i tak do niczego nigdy nie doprowadzi. chociaż kto wie. za rok może dwa.

[...]

sobota, 14 kwietnia 2012

(635). czyli na błonia marsz!

w końcu, wreszcie i nareszcie!


umówiłem się dziś na śniadanie późne z Chemikiem Młodym. to w sumie najmniej istotna wiadomość dnia dzisiejszego, bo nie wiele wnosząca. ot odbyło się spotkanie. nic nie wnoszące dziś, wczoraj, ani też jutro. jedyne co to się miło rozmawia, więc sobie porozmawialiśmy. no i coś zjedliśmy.
najważniejsze i najprzyjemniejsze wydarzyło się przed spotkaniem ów. wybrałem się na nie ponad półtorej godziny wcześniej tylko po to by obkrążyć z nogi na nogę błonia (zwane 'tym mega dużym trawnikiem' przez kerama). wietrzyk wiosenny lekko wiał (chciało by się dopisać że rozwiewał mi misternie ułożoną fryzurę, ale to akurat lekko z prawdą by się mijało), kwitnące dzikie śliwki pachniały, w uszach grało
samotne spacery są najlepsze pod słońcem właśnie dlatego, że są samotne i nikt nie psuje i nie mąci w nich spokoju i ciszy niepotrzebnymi słowami. sam spacer jest najdoskonalszym celem samym w sobie.
45 minut i zapasy wewnętrznej harmonii i spokoju zostały na najbliższy tydzień odbudowane. 



a jutro może jakieś zaległości by się nadrobiło. hmm....

[...]

wtorek, 10 kwietnia 2012

(634). czyli odpowiedź uniwersalna.

zawsze warto taką mieć.



u jednych jest to proste nie wiem. cokolwiek takiego osobnika nie spytasz, to właśnie usłyszysz. możliwe, że okraszone tłumaczeniem jakimś, ale nie zawsze ono się pojawi.
u mnie ostatnio jest to nie chce mi się. nie mogę niestety stosować tego w kancelarii, tam muszę być zwarty i gotowy, nie przeszkadza mi to jednak budować stert z rzeczami do zrobienie 'jutro'. jednak chodząc na zakupy ów zwrot przez mą głowę przewija się milion razy. ilekroć pojawia się coś co powinienem przymierzyć, lub choć przyłożyć do siebie by sprawdzić czy pasuje kolorystycznie. bo buty trzeba rozwiązywać, koszulę zdejmować, rozpinać. a wszak nie chce mi się. 
z pisaniem to samo, czego skutki widać tu. to chyba sprawka tej wahliwej w swym zdecydowaniu lub jego braku, wiosny.

czekających na to zdjęcie pozdrawiam! :P
i jak się udał Dyngus? :P

[...]

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

(633). czyli wszystkiego....

mokrego, na dyngusa!


posta kiedyś napiszę, jak mi ino się zachce. bo póki co piszę po kilka słów, potem dochodzę do wniosków, że mi się nie chce i kasuję.
cierpliwości.

[...]

środa, 4 kwietnia 2012

(632). czyli mężczyzna czy chłopiec.

chłopiec czy mężczyzna.


zastanawiające kogo szukamy i pożądamy i kim sami tak naprawdę jesteśmy. albo w jakich proporcjach.
czy bardziej zdecydowani, czy podejmujący wszelkie decyzje z trudem. a może w zależności od ich przedmiotu i konieczności. spontaniczni czy przemyślani i uporządkowani. pragmatyczni romantyczni. wybierać przebierać w miksach osobowości i ludzkich profili charakterów. i nie wiadomo co lepsze, czego szukamy i dokąd zmierzamy. i co jest bardziej urokliwe i miękko i mokro robiące.
na deserek jeszcze dialog z kancelarii. sytuacja wiedzy chłopców się nie zmieniła. nadal nic nie wiedzą o mnie. a mnie pechowo właśnie zimno wyskoczyło na wardze, toteż w połowie dnia udać się do apteki po odpowiednią substancję. smutne wieści o tym co mi wyskoczyło, chłopiec skwitował: ojej to dziś nie będziemy się całowć? :(. odrzekłem że i mi szkoda i żal i w ogóle, ale że innym razem i owszem.




wiosnę czuć w powietrzu! w końcu!

[...]

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

(631). czyli tak niewiele.

trzeba, tak niewiele :D.


wyznaczyła ma kochana rada termin sprawdzianu majowego. a na jego wyznaczenie czekałem jak na szpilkach posiadając zarys także pewnych majowych planów. bynajmniej niezwiązanych z majowym łikendem, gdyż ten jak zawsze spędzę naukowo w krk. (swoją drogą ciekawe czy jak zawsze :P).
tym razem dzięki radosnemu zbiegowi wielu okoliczności, wielkiej chęci i zapału będę mógł się oddawać rozrywkom niczym chłopcy na filmiku. (no może tylko panienek wyrywał nie będę, choć jeśli słowo 'panienki' rozumieć funkcjonalnie - to i owszem, będę).
marzyło mi się to już od dobrych kilku lat, ubiorę czerwone portki, trampeczki i w drogę. koleją i samolotem. niech już nadejdzie końcówka maja!



i jeszcze niech sierpniowe plany ułożą się po mojej myśli. oh! oh!

[...]

niedziela, 1 kwietnia 2012

(630). czyli nic nic nic.

i jeszcze raz NIC.


i jak mnie to nic cieszy! nic się dziś nie dzieje. siedzę sobie sam w domu, nikt do mnie nic nie mówi, nikt się nie szwęda (współlokatorka na wycieczce), muzyka sobie gra, a ja dzielnie zajmuję się sobą, chodzić do woli mogę w bokserkach i nie przejmować się nikim i niczym.
limit kontaktów bezpośrednich wyczerpałem podczas zakupów w lidlu mówiąc dzień dobry, dziękuję, do widzenia do pani kasjerki. teraz mogę się w pełni oddać swej aspołeczności, socjopatycznemu podejściu do świata i introwertycznej, skrupulatnie pielęgnowanej części osobowości.
donikąd się nie spieszę, nic mnie dziś już nie czeka, nic nade mną nie wisi (prócz prania nad wanną).
bezludne dni są takie przyjemne!
swoją drogą ciekawe czemu niektórzy dziś szli święcić koszyczki a nie palemki. 



ja już wybrałem tego z którym chętnie spędzę wieczór, a wy? ;)

[...]