całotygodniowe zalatanie wysysa wszystko. kancelaria - sąd - kancelaria. i do domu i na zakupy i na zajęcia jakieś mądre. i każdy dzień taki sam. każdy tydzień w sumie. nie brzmi to dobrze, nie brzmi to optymistycznie, brzmi to powielokroć nijako i nudno. momentami takie jest. choć mimo to całkiem mi się podoba. wbrew pozorom wszelakim ;].
dziś jednak z monotonii mej wyrwało mnie seminarium i konieczność zaliczenia nań całego dotychczas przerabianego materiału (bo skoro nie chodzę co tydzień, to co pewien czas niestety trzeba się wykazać i wyraz swej wiedzy dać). przygotowaniom nań poświęciłem co prawda całe wczorajsze i przed wczorajsze popołudnie, jednak był to tylko plan minimum, liczyłem oczywiście na wiedzę wrodzoną i urok osobisty (wszak doktor żonaty, to na pewno się złapie na to! ;]) oraz łatwość popadania w słowotok o niczym i około tematyczny. i się udało, a to za sprawą szczęśliwego dla mnie losowania. przypadkiem pytania niektóre prawniczozbieżne się trafiały, więc młyn za sprawą wielkiej ilości wody obracał się w miarę prędko a i język pracował coraz to bardziej wielozłożone konstrukcje budując.
niby obowiązek, ale wyjątkowo przyjemny. dawno nie byłem na jakichkolwiek zajęciach na studiach. ot z braku czasu po prostu. i już wiem że jest mi ich jednak brak.
a jutro na zakupy, a potem na spotkanie przy piwie z chłopcami z kancelarii. ciekawe.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz