czwartek, 29 sierpnia 2013

nie-urlop

sukcesy zawodowe męczą.
najbardziej te osiągane podczas urlopu.
choć jakaś mała satysfakcja jest, gdy po 2 godzinach negocjacji i tak staje na moim :D. i to niespodziewanie nieco. [czerwona bielizna przynosi szczęście?]
teraz jeszcze niech tylko odpowiedni organ powyższe klepnie i nie uczyni przepisując błędów żadnych :x

środa, 28 sierpnia 2013

komplementy vol. 2

chyba nie umiem na nie odpowiednio reagować, zwykle uznaję za nadmiernie przesadzone. i być może też jest poniekąd taka ich rola, a być może mam lekko niedoceniony obraz własnej osoby w swej głowie. [choć akurat uważam, że jest on obiektywnie skalkulowany].

leżałem kiedyś wiosną jeszcze w łóżku z moim serdecznym znajomym, ten na zasadzie dawnych sentymentów, jak się okazało całkiem wciąż żywych, zaczął walić takowymi raz po raz, które ja z sobie właściwą zdolnością jeden po drugim zestrzeliwałem cynicznymi i celnymi krótkimi seriami, gdy tylko te zawisły w powietrzu między nami. niezbyt mu to przeszkadzało, niezrażony - lub raczej przyzwyczajony do mej specyfiki - wyrzucał z siebie napuszone i finezyjnie kształtne niczym obłoczki słowa. gdy już otwierałem usta, by i te zanegować, kazał mi się po prostu zamknąć i słuchać dalej. zostało mi tylko przewracanie oczyma i prędka zmiana tematu.

nie umiem też powyższymi chyba zbyt obdarzać. wszelkie, które przychodzą mi na myśl, po chwilowej analizie, zdają się być za prostymi, za banalnymi, za oczywistymi; w konsekwencji niewartymi wypowiedzenia [choć pewnie ich adresat, słysząc je by się choć uśmiechnął, a jeśli nie, to by się mu cieplej zrobiło]. te, które wymyślam czasem powodują uniesienie brwi lub lekkie skonsternowanie [wskutek niezrozumienia, intencji autora przede wszystkim].
może więc powinienem mniej o nich myśleć, a nieprzemyślane wygłaszać. podobno spontaniczność bywa wskazana. w tego typu przypadkach może nawet bardzo.

wtorek, 27 sierpnia 2013

zakupowo / supergej

przelotem niedzielnym przez galerię [jeszcze z walizką] na manekinie zauważyłem cudnej urody marynarkę; granatową złamaną szarym, casualową. taką jak szukałem od jakiegoś czasu a i kolor idealnie do mnie pasujący.
wczoraj postanowiłem zajrzeć do sklepu i zlokalizować wieszak z tymi. po przedarciu się przez labirynt półek, stojaków i innych, krążąc sobie tylko znaną trasą z jeszcze bardziej krążącym po sklepie wzrokiem, w końcu trafiłem. przesuwam wieszak po wieszaku, były wszystkie rozmiary, i to po kilka razy. wszystkie oprócz mojego. przebrzydłe krakowskie cioty wykupiły :x
dziś, wydrukowawszy przezornie kupon zniżkowy, udałem się do kolejnego przybytku rozkoszy. ku memu zdziwieniu, przy wtórze - oczywiście [znak?! ;)] - piosenki TW, od której kiedyś wszystko się zaczęło [tj. moja nastoletnia miłość do nich], wygrzebałem swój numerek. nie chwytając po drodze już nic więcej pognałem do przymierzalni i... niemal się rozpłynąłem nad sobą przed lustrem :D. na szczęście, acz nie przypadkiem, bo jednak po prośbie i zawodowo musiałem pierwej coś pozałatwiać, miałem na sobie koszulę, zatem i zakładając marynarkę w miarę przyzwoity zestawik powstać mógł kolejny.
teraz wisi sobie ona na wieszaku, z nieurwaną metką. a może oddać?. dylemat tradycyjny. choć tym razem za mocno w głowę się nie wwiercający.

osiągnąłem także sukces jako supergej ze śrubokrętem w ręku oraz wkrętami i kątownikami pod ręką [a także z ów urządzeniem okazywanym poprzednio]. blat stołu kuchennego już nie chce spadać pod wpływem mocniejszego nań nacisku :D

niedziela, 25 sierpnia 2013

kraina czarow

wyobrazcie sobie sklep a w nim regal a na nim w dziesiatkach przegrodek leza rozne rodzaje zelkow, cukierkow, pralinek i innych slicznych rzeczy dostepnych na wage po zapakowaniu do papierowej torebki. i regaly takie wypelniaja cale pomieszczenie.
przed wyjazdem jeszcze bylem w tego rodzaju sklepie ale ze srubkami, wkretami, nakretkami oraz wszelkiej masci katownikami, ceownikami etc. nawet bez niczyjej pomocy udalo mi sie nabyc to czego potrzebowalem, co wcale prostym zadaniem nie bylo, gdyz slicznie zbudowana obsluga az nazbyt rozpraszala. i teraz w krk bede mogl sie na chwile przeistoczyc w boba budowniczego :D
swoja droga, wie ktos do czego sluzy przedmiot ze zdjecia?

sobota, 24 sierpnia 2013

jesień vol. 2

pogoda do nauki cudowna, jesiennie ciepłe powietrze, moje ulubione skarpetki i ukochane książeczki.
prawie niczego nie brak ;)
jesień na wsi wydaje się taka cudownie leniwa!
aż żal jutro do krk wracać [nie przypuszczałbym, że to napiszę]


piątek, 23 sierpnia 2013

urodziny

cztery lata temu dokładnie, gdzieś w blogowej przestrzeni, nakłoniony przez n., postawiłem swe pierwsze kroki. wciągnęło na dobre.

sobie i czytaczom życzę wytrwałości.

bez jakichkolwiek podsumowań, choć kusi.

prezenty z tej okazji chętnie przyjmę ;)

czwartek, 22 sierpnia 2013

blogoterapia

blogi są cudownym miejscem, w które można wypuścić informacje nt swego gorszego humoru.
cierpliwe, zawsze wysłuchają i wszystko zniosą. prawie jak pamiętniki, tylko trafiają do jakiegośtam grona odbiorców, którzy w zależności też od nastroju coś odpiszą lub nie. choć zdaje się, że nie o ów interakcję chodzi, tylko raczej o wyrzucenie z siebie tego, co nas trapi.

mi po wczorajszym poście, który dziś czytam z leciutkim zażenowaniem, po jakiejś pół godzinie humory i buzowanie minęło. bez trucia na te tematy osobom, z którymi mam jakiśtam kontakt żywy. [o ile zdrowiej dla nich!]

kiedyś któryś z mądrych pisarzy prowadzących własny dziennik stwierdził, że takowe się prowadzi, gdy jest się nie do końca szczęśliwym/nie do końca w życiu się układa. przełożenie na blogi nader oczywiste. [choć może poziom wypocin tu nieco od wielkich odstaje. nikomu ani sobie nie umniejszając w jego grafomaństwu ;)]

// dziś napychamy się strudlem *.*

środa, 21 sierpnia 2013

grbrgr

gdy tylko wstałem wiedziałem, że to nie będzie dobry dzień. już samo preludium do wstawania czyli zasypianie polegające na przewracaniu się z boku na bok przez niemal godzinę oraz bycie budzonym przez natrętnego komara, za którym ganiałem dobrych kilka chwil po pokoju zanim unieszkodliwiłem nie wieściły niczego dobrego. z trudem dobudziłem się słuchając dzwoniącego co 7 minut przez ponad 40 minut budzika. posnułem się po domu jak zombie, trafiłem na kawę, trafiłem na jogurt.

lubię znajdować niespodzianki w potrawach robionych przez babcią.
co dosypałaś do ciasta?
nic, nic.
to od czego takie żółte?
od jajek wiejskich.
to nie ten kolor żółtego.
no dosypałam kurkumy, ale tak tylko na czubek noża.
[pochuj]
dziś do obiadu dostałem surówkę, niby zwyczajną, ale coś w niej było czego jeszcze nie zidentyfikowałem. uwielbiam niepotrzebne ulepszenia! domowe tuczenie też.

siedzę sam w domu [pomijając przelotne wizyty dziadków], rodzice wyjeżdżając nad morze opróżnili też barek z moich ulubionych trunków. akurat jak mi się chce. po wszelkie inne uspokajacze, które słodyczami nie są, musiałbym jechać do sklepu - nie chce mi się.

nastrój pt. roznosi mnie nie wpływa zdecydowanie dodatnie na moją naukę. im bardziej mnie nosi, tym mniej siedzę nad książkami, a im mniej siedzę, tym bardziej mnie nosi. cudowny stan.
a nie ma ani czego popsuć, ani czego zniszczyć, ani na kim się wyżyć.

może coś posprzątam, może ania pomoże.

[i pewnie wychodzi, żem lekko stuknięty, ale cóż ;)]

wtorek, 20 sierpnia 2013

boys boys boys

czas nauki, to czas zaspokajania się na wszelkie możliwe sposoby, w tym muzycznie.
nie wiem jak to się dzieje, że pani znana z piosenki zamieszczonej poniżej [choć czasem sprawiająca wrażenie, chyba z powodu swoich ust, że po godzinach dorabia sobie w innych sposób], w kolejnych, losowo wybranych teledyskach też ma całkiem ładnych panów.

piosenka znana:



dwie pozostałe:




macie swego ulubionego pana już :>

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

jesień / maliny

nadchodzi w końcu moja ulubiona pora roku!
poranki i wieczory stają się rześkie i lekko mgliste i wilgotne; przed snem zamiast rechotu żab słyszę już świerszcze cykające; promienie słońca już nie parzą i nawet mnie ciągnie, by się w nich powygrzewać. tylko czekać kolorów na drzewach, spadających liści, zapachu gnijących owoców i snującego się leniwie dymu z ognisk. [ale to dopiero, gdy jesień w pełni będzie, pewnie więc jeszcze przyjdzie mi się zachwycać tym].
póki co pozostaje znad książeczek obserwować desanty szpaków na jarzębinę :D

to także czas kolejnych owocowych fascynacji. przełakome żółte śliwki, nadal jeżyny, ale przede wszystkim maliny. [przynajmniej kalorii niewiele ;)]
w temacie malin(ek) pozostając - i owoce uwielbiam, i robić takowe także [żebym to ja wiedział skąd mi sie to wzięło :x.]

sobota, 17 sierpnia 2013

w głowie

tysiąc myśli przez przez głowę przelatuje. nie wiem skąd one się w natłoku takim nagle biorą.
skupiony jestem [powinienem być] na nauce, czytaniu i kolorowaniu książeczek oraz wszelkich innych dziwnych czynnościach, dzięki których ich zawartość wyląduje w mej głowie.
nosi mnie przez to i rozprasza.
cudowne wieści z pracy [które normalnie by mnie cieszyły, ale obecnie raczej komplikują sytuację]; płodzenie jednym okiem projektów na odległość, które do tego wymagają konsultacji z wwa, terminy gonią, a z definicji są na mej głowie [tak, mam urlop];
plany pisane palcem po wodzie nieśmiałe [jeśli wszystkie jesienne egzaminy zakończą się rezultatem pozytywnym] powodują snucie kolejnych, tych dalszych i jeszcze nieśmielej pisanych. przypominają one stawiane jedną za druga kostkę domina i krążącą wokół pierwszej z nich złą rękę lub palec boży, który de facto okazuje się moim palcem, z mojej ręki.
prócz zapętlanych piosenek [tak, straszne the wanted nadal] radość w codzienne życie wprowadza dźwięk przychodzącego mejla, choć i czasem ten okazuje się zwodniczy, gdy zamiast tego, na który człowiek czeka, w skrzynce ląduje kolejna propozycja typu get skin [przecież już kurwa jestem! prawie].

potrzebuję... hm... póki co drinka. w sumie nic inne i tak bym nie dostał z tego co po głowie mi chodzi.

piątek, 16 sierpnia 2013

powiedz

powiedz czemu... tzn powiedz to ciasteczkiem.
siedzenie w domu sprzyja poszukiwaniem słodkości różnych w kuchennych szafkach. dziś natrafiłem na ciasteczka. pomysł zaskakująco prosty, nie wiem do końca czemu mi się spodobały na tyle, by zająć się ich układaniem. [by o kilka beztroskich chwil naukę odsunąć pewnie i zadbać o brzuszek też :x].


a Ty co powiesz?


środa, 14 sierpnia 2013

sen / domowo vol. 2

śnił mi się mój straszny egzamin, który był naprawdę straszny. pytania były z kosmosu, brakło mi czasu i wszystko było nie takie jakbym chciał.
wczoraj i parę dni wstecz funkcjonowałem w myśl zasady nie-chce-mi-się-nie-chce-mi-się-nie-chce-mi-się; dziś obudziłem się naukowo zmotywowany i od rana w myśl zasady szybciej, mocniej, głębiej czytam i koloruję po raz enty swe książeczki i wiedzę tajemną przyswajam. i furczę na wszystkich, którzy chcą mi w tym przeszkadzać.

odmówiłem wyjazdu na wieś, by obejrzeć kwiatki; odmówiłem wizyty u babci na naleśniki - naleśniki przyjechały do mnie i o dziwo dziadek nie chciał nawet na kawę zostać. widać mój naukowy nastrój udzielił się i im, i wiedzą że lepiej się do mnie nie zbliżać, gdy chodzę ze swym błędnym wzrokiem w stanie pobudzonym.
na utuczenie jeszcze dostałem porcję śliwek [choć to pewnie przyniesie efekt odwrotny ;)] i jeżyn. yummie! chwilowo rozważałem upieczenie jakiejś tarty, ale z braku czasu [vel lenistwa], postanowiłem jednak je zjeść :D


wtorek, 13 sierpnia 2013

domowo

pojechałem na parę dni do domu.
nie do końca wiem po co, bo w sumie nie ma większej różnicy czy się uczę w krk czy tu. [plus taki że mniej wydam, bo codzienne sklepy kusić nie będą]

22 ruskie raz. to zupki już nawet nie spróbujesz? i spróbować musiałem.
biorąc pod uwagę ilość mej obecnej aktywności fizycznej przejawiającej się głównie w zmianie boków lub pozycji do leżenia, robienia kolejnych kaw etc, pewnie niebawem znowu stanie się coś niedobrego z moją wagą i niebawem będę mógł robić komuś za poduszkę :x
nie wiem czemu matki i babki nie znoszą odmowy, gdy podsuwają talerz z pysznym czymś specjalnie dla mnie robionym. szkopuł w tym, ze ja o nic nie prosiłem ;]

sobota, 10 sierpnia 2013

zdrada / the wanted vol. 2

podczas swej podróży na wschód o krk i me progi zahaczył keram, którym prócz specjalnych zamówień kulinarnych, które złożył, wprowadził także spore zamieszanie w moim życiu.
nadszedł czas zdrad oraz zmiany towarzysza mych poranków.
do tej pory spędzałem je zawsze na kawie z zackiem, teraz będę towarzyszyć mi nowe śliczne dupy ;).
yay!


czwartek, 8 sierpnia 2013

nocą

najbardziej lubię duże miasta nocą.
[tak jak nie cierpię stolicy, tak jej widok z tarasu pałacu, setki migoczących świateł jest cudowny i o dziwo tchnący spokojem. ale to wwa.]

w krk jest jeszcze cudowniej.
stąd też lubię swe powroty z wieczornych wyjść przeciągających się do pór późniejszych. spacery pustymi, tylko rozświetlonymi latarniami ulicami, szczególnie latem, gdy jest to jedyny moment, w którym można odetchnąć od gorąca.
rześkość na bulwarach, choć ciemnych, rozświetlonych odbiciami w rzecze neonów z okolicznych budynków.

najprzyjemniej jednak letnimi nocami na kopcu.
nie udaje mi się wybierać tam za często.
miejsce położone niby niedaleko od centrum, ale daleko od całego zgiełku, z widokiem na miasto, na świecące gwiazdy i... dildo. z płynącym zapachem owoców z niedalekich ogródków oraz przemykającymi zwierzętami. miejsce z ławeczkami idealnymi na niespieszne rozmowy i spędzanie czasu, który zdaje się płynąć wtedy gdzieś obok.
w tym roku udało mi się wybrać tam raz i śmiem twierdzić, że z racji okoliczności przyrody wokół i tych obok, była to chyba najfajniejsza noc w tym roku.
szkoda, ze taka ino krótka.

wtorek, 6 sierpnia 2013

smerfy

wypędzony z domu brakiem sałaty udałem się na zakupy.
krążąc w okolicach lady chłodniczej trafiłem na jogurty jagodowe [które okazały się truskawkowymi, wszak produkowali je bracia czesi] ze smerfami na etykiecie. uważna lektura wskazała, iż w każdym kubeczku znajduje się smerfastyczna figurka.
i obudziło się we mnie dziecko, które chciało mieć je wszystkie i byłoby zawiedzione, gdyby w każdym jogurcie był taki sam smerf. dziecko szybko poszło spać - jogurty w koszyku wylądowały dwa.
po cichu liczyłem na lalusia i ważniaka, nie pogardziłbym też osiłkiem. tymczasem okazało się, że znajduje się tam jakaś faraońsko-egipska kolekcja niebieskich stworków.
jestem rozczarowany!
bu?

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

slim


zastanawiam się kto i co chce mi zakomunikować i zasugerować zalewając co dzień moją skrzynkę mejlingiem oferującym mi możliwość spalenia tłuszczu i bycia bardziej slim.

a może jeszcze nie dość śliczny jestem...
a siłownia za rogiem kusi. [bo do biegania jednak nie wrócę, z powodów - teraz już - podwójnie oczywistych ;)]

niedziela, 4 sierpnia 2013

mury

skończyłem oglądać 6 stóp.
nie zrozum mnie źle. jesteś dobrym, porządnym, człowiekiem z wielkim sercem. ale wokół tego serca są mury. i za tymi murami kolejne mury i mury.
[ruth do george'a] 
to tak w kontekście pojawiających się postów [np. u ajsa] nt. oziębłości emocjonalnej etc. traktowanej jako forma zabezpieczenia.
dorzucając własne trzy grosze - warto poczekać i się poprzebijać przez nie. szkoda ino, że nie wszyscy są dostatecznie cierpliwi. [marne to grosze, ale w sumie zależało mi w głównej mierze na cytacie]
[rozważań na przykładzie własnym kontynuował jednakowoż nie będę; własne mechanizmy obronne znam aż za dobrze]

sobota, 3 sierpnia 2013

mamba

[z rozmyślań nad kolorowymi książeczkami]

wszyscy prawie maja mambę.
czasem nie koniecznie smak, który najbardziej lubią; czasem smak, którego kiedyś nie lubili, ale jakimś cudem po zjedzeniu przymusowym kilku paczuszek im przypadł do gustu; czasem jedzą ją wiedząc, że szkodzi im na zęby lub niebezpiecznie podnosi poziom cukru.
ja póki co wiem wciąż tylko gdzie można ją nabyć. ale albo sklep z ulubionym i poszukiwanym smakiem okazuje się położony za daleko albo, jeśli już jest do niego blisko, to nie ma odpowiedniego smaku albo jest paczuszka przeterminowana lub z innych przyczyn nie nadająca się do spożycia.

a może mam ochotę na smak, który nie istnieje?

TdP

nieswiadom wielkich atrakcji, ktore przetaczaja sie dzus przez krk wybralem sie na poranna przechadzke po starym miescie i oczywiscie jakas zimna kawe w zimnym wnetrzu.
pol rynku poobstawiane jakimis barierkami, drugie pol przykryte jakims dmuchanym namiotem. i gdyby nie niektorzy sliczni panowe bez koszulek, ktorzy to stawiaja, z czystym sumieniem wyslalbym to w kosmos. tak ino pozerkalem zza slonecznych okularo, z mordercza mina, brwia uniesiona i czym predzej zarzadzilem odwrot do domu.

piątek, 2 sierpnia 2013

piosenka wieczoru

szukałem szukałem i znalazłem!
od ponad roku za mną chodziła, zawsze słyszałem ją w swej ulubionej knajpie, ale byłem albo za pijany, albo zbyt zajęty rozmówcą by zapamiętać coś więcej niż melodię.


dzień zapowiadał się znośnie.
zjadłem śniadanie z plotkami, słysząc niektóre aż cieszyłem się, że siedzę [ph. pozdrawiam].
zjadłem drugie śniadanie, kawę, tradycyjną sałatę - nadal ok.

i tak się przewalełem potem. niepokój wewnętrzny wzięty z kosmosu narastał. aż wybrałem się do sklepu w poszukiwaniu słodkości.
pomysł to nie był najlepszy, gdyż kupno takowych wymagało podejmowania decyzji dotyczących wyboru. wróciłem z paczką żelek [o wielkanocnych kształtach, ale choć duża], rurkami z nadzieniem czekoladowym, deserkami waniliowymi. w lodówce do tego chłodzi się wino [znalezione w szafce; mam nadzieję, że mi gin zastąpi].
zapowiada się całkiem miły wieczór.
będzie seks. co prawda za ścianą, ale będzie. dodatkowa para butów na korytarzu mówi sama za siebie.

kto widział mój korkociąg...