jo. wreszcie powróciła ze swych hiszpańskich zaświatów. z tej oto okazji w sobotę miałem okazję wstać o porze dość wczesnej (jak na ten dzień tygodnia), udać się na dworzec kolejowy na Końcu Świata, by tam zastać zaczytaną w gali i podziwiającą klatę wojtka olejnicaka jo. usadowiwszy swe 4litery na plastikowej, wyprofilowanej w dziwny sposób ławeczce zdezelowanego ezt, trwająca 80 minut podróż, do oddalonego 65 km wro, zaspokoiła moje najskrytsze sadomasochistyczne pragnienia na długo. (chyba nawet całkowicie się ich wyzbyłem).
opis pięknie pachnące, rozbabranego remontem wrocławskiego dworca, z powodu zbyt wielkich kontrastów z klimatyzowanym wnętrzem pasażu grunwaldzkiego miłosiernie daruję. (chwilowo). nie wiedzieć czemu największą przyjemność sprawia zawsze jedzenie czegoś niezdrowego; frytek produkowanych bez udziału ziemniaków, kurczaka zawierającego w sobie 87% soi, czy genetycznej, zawsze chrupkiej sałaty. bez pysznego śniadania (i kawy kawopodobnej, bo jakżeby inaczej) w kfc obyć się nie mogło. ja: zara-h&m-bershka-pull&bear-bata-reserved-pepe jeans i nawet pieprzonych bokserek na pieprzonej wyprzedaży (albo i nie) znaleźć nie potrafiłem. jo.: pimkie-zara-h&m-reserved-orsey-...-bershka i się obkupiła w ilościach nieprzyzwoitych, mimo że niczego za bardzo kupować nie planowała. i gdzie tu sprawiedliwość?!
w międzyczasie zaglądania do sklepów, rozglądałem się i dzielnie i bacznie po korytarzach, schodach ruchomych i innych im podobnych urządzeniach, celem poszukiwań osobników godnych uwagi (ubrań może żadnych nie kupię, ale może choć na kimś ładnym wzrok zawieszę). coś-nieco przemknęło. i zaraz zniknęło. marnie zatem.
jedno stworzenie, które przemknęło i zniknęło okazało się być kasjerem w h&m na damskim. jo. mierzyła sobie cuda-wianki, czy inne staniki, ja tymczasem wypatrzyłem ów. ów, który - gdy przyszło do płacenia - okazał się znajomym jo. z liceum, którego po przeszperaniu własnej pamięci skojarzyłem.
i na sam koniec włóczenia się po świątyni konsumpcyjnej rozpusty: coffee heaven i ichniejsze wielgaśne fotele, w które tak wspaniale się wpada i tak wspaniale zagłębia. jak długo można wybierać kawę? ano około 5 minut; najpierw zastanawiając się zaczytawszy się w kawową listę i dreptając w miejscu czy przestępują z nogi na nogę, a następnie marudząc i rozważając swe poważne problemy i rozterki z uroczym, o powalającym uśmiechu baristą. tyle dobrego.
na szczęście podstawiony, po spędzeniu na ławeczce 20paru minut, odegnaniu natrętnych gołębi oraz równie namolnych żebraków, na peron skład posiadał już tapicerowane siedziska. i jak się okazało tego samego konduktora, który nie chciał oglądać nawet mojej legitymacji, albowiem stwierdził, że nas pamięta, na potwierdzenie czego podał mój rok urodzenia...
awesome.
nigdy więcej zakupów z gorączką. nigdy więcej pisania notek z gorączką. (za brak ładu i składu niniejszym przepraszam).
[...]
konduktor pamiętał Twój rok urodzenia, było pytać o jego numer telefonu jeśli był przystojny, toć facet musiał być "nasz"
OdpowiedzUsuńbershka, reserved, pull&bear, pasaż grunwaldzki, wrocław - lubię!
OdpowiedzUsuńWrocław (tylko) lubię:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie mogłem przyzwyczaić się do Pasażu. Ja to albo Magnolia albo Arkady. Niemniej jednak udanych zakupów już nie pamiętam. Ilekroć gdzieś idę, wracam z pustą torbą :(. Solidaryzuję się z Tobą w bólu.
OdpowiedzUsuńMax, łowiłeś wzrokiem jakieś ciacha, a sam wpadłeś w oko- konduktora :) no no no, ładne kwiatki :)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem zapytaj o bezpłatny przejazd :)
@nemst: właśnie za ładny nie był. dość wrażeń dostarczyła mi jego aż za dobra pamięć :D
OdpowiedzUsuń@brylantyna: ja bym z listy 'lubię' wrocław jednak wyrzucił ;)
@brooke: tylko lubisz, czy lubisz jako jedyną rzecz z listy?
@mr.foxy: ależ a arkadach nawet zary nie ma! magnolia jest położona hen daleko. a pusta torba boli bardziej niż pusty portfel, gdy torba pełna :D
@tahoe: jak napotkam ładniejszego konduktora to spytam, co jeszcze w cene przejazdu jest wliczone chyba ;P