niedziela, 25 września 2011

(484). czyli cuda na kiju!

tylko w moim instytucie :D.


dzięki piątkowej wizycie w sekretariacie okazało się, że indeks mój ma nóżki i sam zmienia półeczki, na których czeka na kolejny potrzebny wpis, a potem sam ląduje na biurku pani sekretarki a ona go rozlicza. i wszystko bez mego udziału. wielkie wow. bo tego się nigdy i nigdzie nie spodziewałem. w każdym razie po 5 latach przygód z nieco innymi standardami obsługi, jestem strasznie mile zaskoczony :D.
piątkowy poranek dostarczył mi także atrakcji w postaci kawy ze Słoneczkiem. i chyba nawet mu zależało na spotkaniu, gdyż wstał na 10.30, co w jego wypadku graniczy z cudem, gdyż dobrowolnie rzadko zdarzało mu się wstawać przed 11 :D. wygrzaliśmy kości na porannym słońcu w ogródku jednej z (niestety lansiarskich) knajpek na placu szczepańskim. szkoda tylko, że wszelkie informacje z niego wyciąga się jak drut kolczasty z dupy, ale nie od dziś wiem, że łatwym i otwartym rozmówcą on nie jest. w każdym razie nie przyćmiło mi przyjemności ze spędzenia z nim poranka.



a Brooke dziękuję za dedykowanego posta :) choć sugeruje on zdaje się, że mój (marudny) blog nadaje się do czytanie tylko przez marudy. no ale cóż. może coś w tym jest ;).

[...]

3 komentarze:

  1. Brooke mnie ubawiła już wczoraj tym postem:)

    a za zdjęcie to ja bym Cię udusił albo wsadził ten drut kolczasty :):):):)

    wrrrrr!! :P

    pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Yomosa - czemu zdjęcia się czepiasz - zajebiste jest

    OdpowiedzUsuń
  3. @yomosa: widze calkiem przyjemne rzeczy dla mnie zaplanowales :P

    @nemst: czepia sie bo Mu je skradlem bo sam chcial u siebie umiescic :D

    OdpowiedzUsuń