środa, 26 lutego 2014

rozjazdy

więcej jestem poza niż na miejscu.
z jednej strony dobre takie zabieganie, nie ma człowiek za wiele czasu na myślenie, ale z drugiej nawet w łikend nie ma jak oddechu złapać. nie żebym narzekał, ot takie spostrzeżenie.
w miniony piątek w samo południe wyruszyłem do stolicy [znów].ostatnio bywam tam stosunkowo często; ciekawe czy to znamienne w skutkach się kiedyś okaże.
prócz dr S [znowu kradnącego show i znowu tworzącego kulinarne rozkosze] tym razem spotkaliśmy także pana ajsa [więcej TU, komentarzy więcej z mej strony nie będzie, choć może i by się przydały] a ja jeszcze dodatkowo mego dobrego znajomego [powiedzmy].
i znów kilka całkiem przyzwoitych miejsc zaliczyć się udało. choć niestety tego najsmakowitszego nie :(.
w niedzielny poranek zasiadłem obok uśmiechającego się na mój widok młodzieńca w wagonie pociągu pędzącego do trójmiasta. w celach oczywiście zawodowych [to w poniedziałek].
niedzielne popołudnie spędziłem obiadowo z keramem, jego MM oraz Ty. [nie jego ;)].

napotkanym żywym życioumilaczom po stokroć dzięki!



6 komentarzy:

  1. Latający Liam, po prostu! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Mnie to kadzą, rzekł hardzie do swego rodzeństwa,
    Siedząc szczur na ołtarzu, podczas nabożeństwa..."

    Proszzzz, polecam się ;-)

    S

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oby Ci opary kadzidla nie zaszkodzily i bys z tego oltarza nie spadl :P

      Usuń
  3. Oto, to, człowiek tak nie myśli, jak jest zabiegany...

    OdpowiedzUsuń