poniedziałek, 1 sierpnia 2011

(431). czyli 2B.

kolejny weekend i kolejny raz we wro.



tym razem pod znakiem dwóch panów B. i tym razem od samego poranka, bladego świtu, który ledwo co szarość nocną przełamywał. czyli wstać musiałem przed 7, by zdążyć na pkp na 8 i o 9 zawitać na wrocławskim, remontowanym wszędzie bruku.
B1. czyli Bezpłciowy. plac solny. 9 rano, minut kilka. tyle bym doczłapał się z dworca przez ulice wciąż zaspane. ponad 3godzinna kawa we wstrętnej sieciówce. (choć niektórzy się nią zachwycają, przesiadują i z kubeczkami w dłoniach miasto przemierzają). pomijając mało przyjemne wnętrze, na inne przyjemne już wrażenia narzekać nie mogę. pozostaje nadal Bezpłciowy wstrętnym i bezczelnym flirciarzem i komplemenciarzem. słucha się całkiem przyjemnie, odpowiada tym samym równie z wielką chęcią co przyjemnością. z obustronną nutą złośliwości wszechobecną. podobno też jestem uroczy, gdy marudzę. i wcale nam nie przeszkadzała w tym jakoś unosząca się w tym samym mieście, ale kilkaset metrów dalej obecność jego chłopaka. czyli znanego, jak się później okazało całkiem szeroko w krk, wwa a nawet wro - Wiosennego. co prawda zdaje się, że ich relacja jeszcze trochę potrwa. niechaj trwa, bo ja im dobrze życzę. tylko jakoś dziwnie się składa, że Bezpłciowy dość często chłopców zmienia jednak. zatem i tu niebawem godzina W wybije ;).
(godzina W wybije i dziś we wro. albowiem na wrocławskim rynku odbędzie się dziś inscenizacja bitwy z powstania warszawskiego. nad wyraz interesujące).
B2. czyli Brylantyna. wszak nie może się co do zasady obyć wizyta we wro bez spotkania z nim. nim, czyli tym pokazującym mi wrocław tak jak nikt. zatem i wczoraj prócz plotkarskich i całkiem na faktach opartych rozmów, była i część turystyczna. kościół pierwszy, drugi trzeci. byłby i czwarty, ale okazał się być zamkniętym. o dziwo zostały odkryte przede mną całkiem ładne kawiarnie. jestem tym co najmniej zaskoczony, gdyż nie podejrzewałem, że tam cokolwiek takiego może się kryć! ;). mam tylko nadzieję, że nie zapomnę ich lokalizacji albo tego jak do nich trafić. wszystko przy wtórze siąpiącego nie miłosiernie deszczu, padającego z góry, z boku a nawet z dołu. ale i to w dobrym towarzystwie zbyt nie przeszkadzało i nawet marudziłem na te okoliczności poniżej swej normy.
ah no i mam większy parasol od Brylantyny! :D


i czasem za szeroko otwieram oczy, choć nie powinienem.

[...]

3 komentarze:

  1. "siedzę i czekam w KFC"
    "tak szedłem i patrzyłem to tu nie ma gdzie wejść i usiąść"
    "to tu są takie miejsca, w których można posiedzieć?"
    "nic nie wygląda zachęcająco z zewnątrz"
    "o, nawet niespodziewanie ładnie"
    "no to wygląda zachęcająco, ale jakoś tak ciemno w środku... i ludzi tyle..."
    oj Max, Ty to jednak jesteś ĄĘ z małego miasteczka, któremu mieszkanie w Krakowie poprzewracało trochę w dupce :P
    do zobaczenia następnym razem (pewnie już w Krakowie) :)
    pozdrawiam
    B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak spotkanie dwóch facetów, z którego to spotkania najbardziej podobało im się porównywanie wielkości parasoli :P

    OdpowiedzUsuń
  3. no ale, że Ty niby marudny jesteś??

    nie wierzę!! :):):)

    pzdr :*

    OdpowiedzUsuń