niedziela, 25 grudnia 2011

(562). czyli świąt dzień pierwszy.

w klimacie wciąż rodzinno-kulinarnym.


śniadanie zjedzone. ciasto po nim takoż. teraz trochę żołądek pocierpieć musi. ja pewnie wraz z nim słuchając i opowiadając. ale mimo tych narzekań wszelakich, to jednak te całe święta lubi. a co. zdaje się, że podobnie jak Ajs, mam zamiłowanie do masochizmu :P.
wczorajsza domowa wigilia, z prywatnymi dziadkami wypadła przyjemnie, rodzinnie, naturalnie i smacznie. pominę może - nie trafione tym razem - prezenty. jak to dobrze, że można je w 30 dni od zakupu oddać ;). cóż, muszę mamie przypomnieć, że moje sweterki nie powinny mieć takich wzorków, jak te kupowane memu dziadkowi :D. a również i torba, którą polowałem sobie w krk, przed świętami, nie przypadła w efekcie nikomu do gustu, zatem już została zwrócona :D. 
druga wigilia z ciotką, kuzynem mym ukochanym, i złą babcią upłynęła cicho i milcząco oraz sztywno co do zasady. taki urok corocznych spotkań lepionych lekko na siłę. ale z tradycją się nie walczy. dostałem od złej babci też prezent z okazji... obrony pracy magisterskiej. miło. szkoda tylko, że na bileciku na torbie było napisane imię mego kuzyna. ale może nie powinienem się czepiać ;). 



poza tym, to chyba dwunastą potrawą na stole powinien być... espumisan :D.

[...]

4 komentarze: