siedzę na Końcu Świata. jem na Końcu Świata. ba, nawet się obżeram na Końcu Świata. usiłuję czytać coś i pisać, ale tego na Końcu Świata robić się nie da. przychodzą do mnie do pokoju na przemian mama z babcią i z resztą i wypytują albo mówią na tematy przeróżne. czuję się trochę jak ojciec chrzestny przyjmujący na audiencjach swą rodzinę. z tą drobną różnicą, że ja jednak aż takich wpływów nie posiadam. ale mimo to i o mój święty spokój trudno.
pada. mży. wieje. chmury się przesuwają. patrzę z trwogą za okno. nawet zostałem obudzony bębnieniem kropli deszczu w okno. przez moment zastanawiałem się czy to przypadkiem nie jest śnieg. na szczęście nie był.
szukałem albo szukać próbowałem wiosny w ogródku. pogoda jednak skutecznie mi uniemożliwiała. donieść mogę jedynie o kwitnących krokusach, przebiśniegach, pierwiosnkach, mrozówkach, iryskach, śnieżycach i rannikach. oraz bratkach, ale one się chyba nie liczą, bo zostały w ziemi i doniczkach zainstalowane kilka dni temu maminymi rękoma. jest nawet kolorowo. szkoda, że te kolory nie grzeją niczego więcej prócz oczu.
nie mogłem się zdecydować...
bawiącym we wro Yomosie&Tahoe życzę udanego pobytu!
a leniowi Nemstowi, by opublikował wreszcie jakiegoś posta. o innym Brylantynowym leniu już nie wspomnę!
[...]
jak się wszyscy ostatnio kręcą wokół mojego miasta.
OdpowiedzUsuńa nikt się nie odezwie, nikt nie proponuje co by się spotkać, ech ;d
zdjęcia piękne, dawno tak dobrze nie trafiłeś w mój gust jak dziś! piękny chłopiec ^^
zgłaszam protest - leniwy nie jestem :P
OdpowiedzUsuń