czwartek, 10 marca 2011

(310). czyli zielono mi...

by było.



gdyby nie to, że cały poranek sypał dziś śnieg. płatki wielkie. całe śniegowe kołtunki nawet. a gdy wychodziłem rano-rano z domu, by zdążyć na 8 na zajęcia świeciło słońce i było pięknie i radośnie i można było nawet pokusić się o jakieś podskakiwanie po drodze ;). zatem i wybyłem w trampkach i szaliczki i katance, wszak wiosna to wiosna. a tu potem taki pogodowy fail. nic tylko zacząć marudzić!
btw. miał ktoś z Was świnkę. (bynajmniej nie zwierzątko i bynajmniej nie bałaganiącego człowieka). czekam na szczegóły i relacje ;].


jeszcze tylko parę dni nauk wytężonych. grrr. albo i jupi, bo wrócę pełniej na blogowe łono.

[...]

5 komentarzy:

  1. ja miałem świnkę! *chrrrum!*
    śnieg? ja śniegu od ostatniej wizyty w Krakowie nie widziałem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No lepiej nie pokazywać się zimie w wiosennych tekstyliach, kiedy ta ma jeszcze swe władanie.
    Świnka? Nie przechodziłem. Mam nadzieję, że już mnie nie odwiedzi.
    Kłiiii!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. świnki nie miałem i w tym wieku miec nie chcę, bo to niezdrowe w naszym wieku:) ponoc na płodność szkodzi:) i jak wtedy zrobie Mężowi dziecko??:P

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też świnki nie miałem i mieć nie zamierzam, ospy wietrznej też nie miałem he :d

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja chyba miałam tę świnkę za Was ;P i to nawet mnie pokarało dwa razy, a właściwie to brat mi oddał swoją skoro prędzej ja jego zaraziłam :P

    OdpowiedzUsuń