wracam, bo nie chcę, by Brooke, z nadmiaru popcornu nam się rozpękła. wracam, bo nawet Sansenoi porzucił obżeranie się czekoladkami i zaczął na nowo pisać bloga swego odblokowując dni kilka temu. wracam, bo Tahoe obiecał mi jakieś cuksy lub pierniki. wracam, bo Yomosa każe mi się łejk-ap'ać. nie mam wyjścia zatem. marudzą wszyscy, dziury w brzuchu wiercą. wracam. wracam, bo w sumie odpoczywanie mnie zmęczyło już i pisać mi się coś zachciewa. no.
sen zimowy swój streścić miałem. w punktach chyba będzie najsensowniej, gdyż cośtam się jednak działo, a nie chce by ktokolwiek wątek po drodze gdzieś stracił i zgubił się w treści mych wywodów pokrętnych. a chronologicznie to raczej nie będzie.
a) uwielbiam podsłuchiwać rozmowy przypadkowe. czasem też zaglądam w tramwajach ludziom piszącym smsy w ich komórki, choć tam zwykle nic nie wyczytuję, to jednak coś mnie zawsze kusi. podsłuchiwanie jednak nie łączy się z wytężaniem słuchu. to raczej wina, tych co się za głośno produkują. wychodzi im to czasem dość zabawnie, choć bezwiednie. dwa minione dni, dwa dialogi - czy raczej tylko wymiana zdanie za zdanie - osoby te same co do zasady; Chłopiec, Z Którym Mogło Wydarzyć Się Więcej (CHZKMWSW) i jego koleżanka, czyli jakieś mniej ogarnięte dziewczę (DZ) z mych studiów, lat około 20.
(wczoraj)
DZ: cześć, co tam?
CHZKMWSW: nic, katar mam.
(dziś)
DZ: co tam?
CHZKMWSW: nic, miałem wczoraj nudności.
przy czym sam Chłopiec jest dość neurotycznym i lekko bardzo przegiętym stworzeniem, głos odpowiednio modulującym i ilekroć go słyszę, szczególnie przy okazji dialogów spontanicznych, uśmiechu serdecznego opanować nie mogę.
b) zima zawitała do krk. tzn. powoli już znika z powodu ciapiącego z nieba deszczu, ale uwierzcie - było biało. latałem z parasolem po śniegu w trampkach. znaleźć buty zimowe graniczy z cudem. szczególnie w grudniu. (tak wiem, powinienem mieć je zakupione już w październiku przezornie). zasypało było wszystko doszczętnie. a ja chodzę i szukam. i szukam. jednak galeria, druga, trzecia. sklep za sklepem. te zbyt trampkowate, te mają za cienką podeszwę, te nie są ocieplane, a przede wszystkim żadne mi się nie podobały.
i kupiłem pewną parę. po 3 dniach oddałem, bo były zbyt mało zimowe. zamówiłem kolejną parę w innym sklepie - ale rozmiar był nie taki jak powinien - zrezygnować musiałem. i całe szczęście, bo od chwili zamówienia do ich obejrzenia po raz drugi zdążyły mi się odpodobać. aż wreszcie wczoraj spontanicznie całkiem udało mi się upragnione nabyć. chadzam w nich po mieście już. zatem oddawać tym razem nie zamierzam. i tak już w połowie krakowskich sklepów pewnie funkcjonuję na liście 'tych klientów nie obsługujemy', bo tylko kupuję i zwracam i kupuję by zwrócić i tak w kółko. dobrze, że mam na to zawsze owe 28 czy 30 dni. źle, że trzeba to za każdym razem do sklepu samemu odnosić ;)
c) odchamiłem się troszeczkę. jeśli to w ogóle w moim przypadku było możliwe. w niedzielę z jo. oraz jej rodzicielami udałem się na koncert turnaua. nie licząc mrozu przed wpuszczeniem do klubu - in plus. wczoraj z kolei z McQueenem zaliczyłem anię de. wszystko fajnie, wszystko cacy, jak tylko można zrobić jej koncert siedzącym oraz jak można tak masakrycznie spierdolić aranżację 'nigdy nie mów nigdy' wie chyba sama artystka. z lekka jestem zbulwersowany, ale po wylaniu złych emocji tu nawet mi ulżyło. i pan co na trąbce sobie grał, był całkiem ładnym panem.
d) owszem przez minione dni miewałem zły humor i nie wahałem się go używać. dla higieny czyniłem to poza wirtualną rzeczywistością. dziś mam zadziwiająco dobry. dziwnie mi z tym. ale chyba nawet przyjemnie.
e) wbrew zapowiedziom i przewidywaniom odwiedził mnie jednak czerwony i brodaty. albo jakaś piąta kolumna, gdyż same słodkości znalazłem w paczuszce okolicznościowej. tymczasem bardziej niż uczta dla ciała (gdyż dieta, ah dieta. koniec z hurtem czas na detal. byle tylko nie słodki), złaknionym uczty dla ducha, a tymczasem książki mam otrzymać dopiero pod choinkę. a książki oczywiście o gotowaniu, by choć oczyma się na jeść, ręką za brzuch bolący z obżarstwa świątecznego się trzymając. ale to dopiero przede mną za tygodnie dwa albo coś w okolicach.
f) zmierzch też widziałem.
i zaraz się biorę do nawiedzania Was :D
[...]