(zainspirowany postem Nemsta).
i żeby nie było, że tylko na święta narzekam, bo momentami je jednak lubię.
lubię zapach tych cudów co się pieką, a jeszcze bardziej lubię gdy są upieczone. makowce na cieście francuskim, serniki, makulatury, babeczki orzechowe, pierniki (których ciasto odpoczywa na dnie lodówki już od barbórki), ciasteczka kruche, pierniczki - te dwa ostatnie wykrawane foremkami o kształtach przeróżnych.
lubię zabawy niekończące się z doprawianiem żurku z grzybami. bo to za mało słony, to za mało kwaśny, to za rzadki. a gdy już osiągnie się efekt - idealnie zbalansowaną mieszankę smaków zakwasu, wywaru z prawdziwków i przypraw - aromat niezapomniany na języku się pojawia, łechtając wszelkie części podniebienia.
lubię te kotły z kapustą. wszak to kapuściane święta. kapusta kiszona zasmażana z grzybami, kolejna z grochem, potem dwa rodzaje farszów do pierogów (kapusta słodka i kwaśna). oh, ah. cierp żołądku. ale warto. bardzo bardzo.
lubię wreszcie najsłodszą z najsłodszych, najbardziej ciężkostrawną z ciężkostrawnych i najpyszniejszą z najpyszniejszych kutię.
rodzinne tradycje potraw 12 nakazują. nakazują spróbować każdej. przed ich spożyciem czekać do ukazania się na niebie pierwszej gwiazdki. pod obrusem ma być koniecznie przysłowiowe ździebko siana. opłatek posmarowany miodem. łuski z karpia czekają na nowy rok, by w portfelu każdego z nas zapewnić 'bogactwa i powodzenie', a w dniu wieczerzy w tym samym celu jako pierwszy próg musi przekroczyć mężczyzna.
o jakim więc inspiratorem się staję :)
OdpowiedzUsuńMax tradycjonalista. Kto by pomyślał... ;]
OdpowiedzUsuń@nemst: nie pierwszy i mam nadzieję nie ostatni raz ;]
OdpowiedzUsuń@pmq: wielu rzeczy o mnie nie wiecie :P