wtorek, 15 listopada 2011

(527). czyli cicho, pusto.

i głucho.


od początku listopada siedzę sam w mieszkaniu, gdyż moja współlokatorka najpierw bawiła w ciepłych krajach, a po powrocie z nich pojechała do siebie do domu i tam się kuruje na jakieś przeziębienia. a ja budzę się sam (to nawet i jak ona była, miało miejsce :D), kawę robię sam i wszystko inne robię sam. gdzieśtam kogoś na mieście dopadnę. chwalę pod niebiosa internet i czające się w nim dobre dusze.
tym puściej, że w łikend było przyjemnie pełno. a skoro do łikendu mi się dotarło, wspomnieć muszę to co obiecałem. yomosa bezkonkurencyjnie dokładnie, z uśmiechem na twarzy i radością w sercu oraz wielką gracją zmywa naczynia! podziwiam szalenie, ja tego czynić nie cierpię!



marudząc na koniec: poszukuję płaszcza. ktokolwiek widział. ktokolwiek wie.

5 komentarzy:

  1. eee, zmywanie to jeszcze fajne jest, ja potrzebuję kogoś, kto z uśmiechem na twarzy prasuje i składa ubrania! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. I jakby na złość internet miał czelność się zepsuć :/ Oby nie na długo!
    Również nie cierpię zmywać naczyń!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. mam płaszcza i płaszcz też mam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. no co? miszcz jestem:)

    pzdr i tęsknimy z Mężem...za Tobą:)

    OdpowiedzUsuń
  5. @sansi: to czemu nie chciales u mnie zmywac jak byles ;> ja bym sie za to prasowankiem mogl potem odwdziczyc:P

    @krikrakren: zatem rozumiesz moj zmywaniowy bol zawsze :D

    @nemst: Ty to masz fajna czapke!

    @yomosa: miszcz posrod miszczow!
    ...ja za Wami tez :))

    OdpowiedzUsuń