o poranku dziś. bladym świtem. w centrum miasta. przy deptaku. wymarłym jeszcze wtedy. umówiłem się na widzenie z McQueenem. i ów spóźnił się. koniec świata. to mu się prawie nigdy nie zdarza. a to jeden z widocznych skutków jego wielkiego zakochania. wysłuchałem więc historii jego pięknej miłości, narzekań na brak czasu i zły świat, kilka plotek, faktów i prawie aktów z jego życia. szczegóły jednak zachowam dla siebie ;]. co przyznać - nawet publicznie trzeba - miał przecudowny płaszczyk!
potem postanowiłem kontynuować kreowanie zbiegów okoliczności. o dziwo z sukcesem. i choć nie miałem już ochoty na kawę, pognałem po nią o porze odpowiedniej. i akurat minąłem NN pod drzwiami kawiarni. jednak tym razem poszedł dalej. po czym zawrócił i jednak zdecydował się na zakup kawy. potem dzielnie podreptraliśmy do instytutu. on na zajęcia, ja w sumie też :D. oh. cóż za wspaniały przypadek. jeszcze jedno takie spotkanie i na ślubnym kobiercu na pewno wylądujemy!
i dobranoc chwilowo mówię :D.
[...]
Och! kawa tak! Ale przypadkiem na ślubnm kobiercu... nie :))
OdpowiedzUsuńJak dawno nie słyszałem Andrzejka :D dzięki
pozdrawiam
nie za wcześnie na to dobranoc - i co ja jeszcze mam powiedzieć o Wielki Kreatorze :D
OdpowiedzUsuńWysłuchiwałeś, bo Twoja ciekawość aż kipiała, aby ją zaspokoić :P I już wiem, dlaczego przy drugiej kawie nie chciałeś, abym Ci towarzyszył ;>
OdpowiedzUsuń