ale taki bardzo malutki. i mający miejsce raz na dwa i pół roku.
otóż dawno-dawno temu, ja - Max, byłem w klubie kitschem zwanym. tam się podobno tańczy, a jak powszechnie wiadomo ja - Max tego nie czynię co do zasady nigdy. także i dawno-dawno temu tego nie czyniłem siedząc dzielnie z Panem z Zoologicznego i sącząc piw kilka do godziny porannej jakiejś, o wieczorowej jeszcze zaczynając. tak było. kiedyś.
dziś sam jestem dziadkiem zatem i moja noga na parkiecie tamtejszym zagościła. bractwo me domowe, wraz z gośćmi i znajomymi zwartą i dziarską grupą ruszyła tamże (tj. 5 gejów i 4 kobiety o preferencjach tradycyjnych i kulturowoakceptowanych). to nic że początkowo stanowiliśmy jedynych gości. wnioski mogą być tylko jedne. koniec świata może zdarzać się bardzo rzadko. ja - Max, często albo w ogóle tańczyć nie powinienem. muszę o tym pamiętać. (choć inni z kolei twierdzą, że owszem na parkiecie powinienem bywać. ale nie wiem czy można wierzyć nie-platynowym blondynkom). choć z drugiej strony trochę kalorii się dzięki temu spala. hm...
a Brylantyna nadal się grzecznie gości. ja staram się dobrze wypadać w roli gospodarza, przewodnika i kogobądź. dziś wycieczek, wyjść etc. ciąg dalszy.
[...]
tańcz Bracie tańcz zwłaszcza w tak doborowym towarzystwie
OdpowiedzUsuńjednym słowem "gorączka sobotniej nocy na Maxa" na parkiecie w klubie:)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ps. mrrrr zdjęcie:)
Ło. Świat rzeczywiście się kończy. Ja za to dziadzieję, bo idę się napić ze znajomymi, a parkiet służy mi jedynie do wejścia/wyjścia z klubu
OdpowiedzUsuńI pokazuj te krakowskie zakamarki. Dzisiaj pogoda ładna, aczkolwiek termicznie mało sprzyjająca. Niemniej od wystawy do kawiarni połazić można ;]
takim to dobrze :P heh... :P
OdpowiedzUsuńmiłego dalszego parkietowania i asfaltowania, i pochodzenia, bo ono jest najważniejsze :))
OdpowiedzUsuń