piątek, 25 lutego 2011

(292). czyli historia pewnej znajomości.

związku/romansu/relacji. czort wie czego.



innymi słowy - o Słoneczku (dalej S.) i Kordialnym (dalej K.) zdań kilka.
3 lata temu na obozie językowym gdzieś na południu europy dwaj nasi bohaterowie poznali się. najpierw poznawali, potem zostali oficjalną, cza lekko ukrywającą się parą. niby nikt nie wiedział, ale wszyscy widzieli. tuż po nim postanowili zostać jeszcze przez miesiąc w tych ciepłych rejonach. mieszkali razem, gotowali razem, wszystko było razem-razem, także wycieranie noska i robienie herbatek na bolący brzuszek. bo dwóch letnich miesiącach każdy z nich wrócił do siebie. K. w swe latynoskie strony, S. do polski. mieli próbować utrzymywać związek na odległość. temperamentny K. wydzwaniał często, angażował się jak tylko mógł próbując na nowo podpalić albo utrzymywać wzniecony ogień, który za sprawką wygodnictwa oraz wiecznego niedookreślenia swej seksualności przez S., zgasł. czy też raczej przekształcił się w przyjaźń. ale taką specyficzną, bo posiadającą określoną przeszłość i jednak majaczącą przyszłość w postaci kolejnego kursu językowego.
K. długo rozważał w rozedrganiu wewnętrznym swe przybycie. w końcu ku zdziwieniu wszystkich pojawił się z 2dniowym spóźnieniem. i w jeszcze większym ukryciu powrócił z S. do ich relacji. w oficjalnej wersji wydarzeń S. chodził wielce zbulwersowany zawsze faktem, że musi chodzić z K. na obiadki. pod tym oczywiście kryły się inne także spotkania, o których nikt nie wiedział. a S. nie przyznawał się nawet sam przed sobą. na tym też kursie jo. poznała K. (ze Słoneczkiem, jak już można było dawniej wyczytać - studiuje).
romans rozkwitał i wiądł. odzywali się i przestawali potem. nawet swego czasu K. usunął S. ze znajomych na fb, nie chcąc mieć z osobą depczącą perfidnie jego uczucia nic wspólnego. odwiedzał nawet psychologa, by w jakiś racjonalny sposób wyrzucić z głowy uczucie toksyczne. w efekcie tego wszystkiego nie pojechał K. na kurs w roku minionym. postanowił odwiedzić za to polskę. i znowu ruszyła kłócąca się maszyneria cała. plany zmieniały się niczym w kalejdoskopie, a w końcu - się pojawił i dni 10 zabawił u nas.
co się działo? chyba należałoby odwrócić pytanie, bo wiele się wydarzało.
1. na samo dzień dobry zamiast coś w stylu jak podróż, może herbaty, śniadania etc. S. rzucił: pamiętaj - żadnego seksu nie będzie! dla takiego powitania i swej miłości warto przelecieć pół świata (samolotem).
2. chodzili, zwiedzali. słit focie z rączki nawet sobie robili. dwa przegięte z lekka albo i nie lekka stworki przez miasto pomykały. nikt nic nie widział. znaczy gejostwa tego całego.
3. kłócili się chłopcy co dni kilka. K. groził, że się spakuje i pojedzie na lotnisko. S. chodził lekko podłamany, z oczkami załzawionymi i patrzył się bezmyślnie na świat. a wystarczyło, gdyby zachowywał się grzeczniej, albo choć przyjaźnie w stosunku do K.
4. w klubie gdy tylko S. na dłużej zniknął K. z pola widzenia, ten ciotodramy nerwowe odstawiał. a gdzie, a dokąd, a tak długo. 
5. czasem S. pozwalał K. poleżeć chwilę z nim w łóżku. pozwalał. wyrażał zgodę. jaśnie pan. i tak sobie leżeli. czasem się pozwolił mu przytulić. z czasem pocałować. pozwolił. z czasem, w nocki ostatnie pozwolił i S. na więcej. mmmmm. mmmmm. zza drzwi dochodziło. dochodziło. doszło. dochodzili. doszli. łaskawie.
jak stwierdził sam K.: nie jestem głupim facetem, tylko przy S. taki jestem. nie wiem co się ze mną dzieje. mówił że cieszy się z wizyty, że pierwszy raz po śniegu chodził i że z radością przyjmował wszystko co się tu wydarzyło i że na lotnisku płakał nie będzie. pewnie zdarzyło się inaczej. i to przy wtórze Słoneczkowego zachowuj się, ludzie się patrzą. bo jak wiadomo - co ludzie powiedzą jest ważniejsze od tego, by żyć w zgodzie z samym sobą.


ciąg dalszy pewnie za jakiś czas się wydarzy. ale wg mnie happy ending jest mało realny.

[...]

7 komentarzy:

  1. ale z Ciebie plotkarz:):):):)

    tak to fajnie opisałeś, że się w pracy prawie popłakałem ze śmiechu!!

    A może weź S. na pogaduchę pod tytułem "gay is ok"??

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. endu to jeszcze na pewno nie będzie, trudniej zaś stwierdzić czy jak już będzie to będzie happy czy nie happy, aczkolwiek wykluczyć niczego nie można, ale to tylko świadczy o bogactwie ludzkości w sensie wielokolorowości i najróżniejszych barwach wszelakich

    OdpowiedzUsuń
  3. Max, jeśli napiszesz kiedyś książkę to pierwszy ją kupię! Yomosa ma rację, świetnie to opisałeś. Czekam na ciąg dalszy ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż za konsekwencja ;P
    rozstania i powroty, zero seksu- do czasu
    wow ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. A podobno to ja jestem plotkarą ;> Ale pisz, pisz. Jeżeli opublikujesz to w formie ksiażki, to może i się pokuszę, bo interesująca akcja.

    OdpowiedzUsuń
  6. fragment z "zza drzwi dochodziło..." mnie rozwalił na łopatki. a więc jednak? póki byłem to się na to nie zanosiło! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. @yomosa: oj myśle że taka pogaducha to by go zabiła zawałem albo innym wylewem :D i nie plotkuję, tylko fakty przedstawiam zza mej ściany ;]

    @nemst: aleś zamieszał. w każdym razie - cdn!

    @rainastic: za leniwy jestem chyba na książkopisarstwo ;)

    @hekate: tak właśnie wygląda modelowa ciotodrama :D

    @pmq: staram się Ci dorównać :P

    @brylantyna: ależ oczywiście że tak. jakżeby inaczej. nawet S. ma już inna paczkę gumek nabytą. co się tam działo... :P

    OdpowiedzUsuń