poniedziałek, 31 października 2011

(513). czyli wybierz mi logo!

bawię się. szukam. logo nowego. wskażcie najładniejsze. bo problem poważny. wszelkie głosy i zastrzeżenia obiecuję wziąć pod uwagę :). gdyż, albowiem, ponieważ mam problem z dokonaniem wyboru. nawet dotychczas zaczerpnięte opinię nie klarują sytuacji :D. wybaczcie!

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

narzekających na nadmiar do wyboru informuję, iż i tak okroiłem ilość propozycji, gdyż powstało ich trochę więcej ;).

[...]

(512). czyli idealny kandydat.

na męża.


to JA. przynajmniej wg mojej babci. bo już czas żony szukać. i może tę czy inną koleżankę bym mógł zaprosić, pójść gdzieś. etc etc. bo przecież jestem podobno świetną partią, bo (i tu następuje wyliczenie różnych cech, z którymi mniej lub więcej się zgadzam, a których z różnych względów nie przytoczę). w każdym razie przyszła żona podobno miała by ze mną dobrze. 
mi pozostawało tylko się na takie słowa tajemniczo uśmiechać i stwierdzić, ze wcale mi się nie spieszy z szukaniem i teraz skupiam się na życiu naukowo-zawodowym. i póki co zapewnia mi to spokój i brak powrotu do tematu. a zawsze mogę wskazać, że jak chcą wesela i wnuków/prawnuków, to przecież już mogą sale rezerwować dla mego brata :D. on wszak ze swą dziewczyną jest już ze 4 lata chyba.
a swoją drogą. czy 25 lat to już starokawalerstwo?  może jednak powinienem usilnie szukać? albo gdzie jest ta kolejka chłopców pod moimi drzwiami? hę?



więcej informacji w dziale o mnie. aplikacje na adres mejlowy zasyłać proszę. 

[...]

niedziela, 30 października 2011

(511). czyli dziecko w sobie.

[kolejna notka zamówiona].


choć trochę boję się pisać te notki na zamówienie. kiedyś już, jakiś czas temu pisałem i skończyło się jak się skończyło. miejmy nadzieję, że tym razem będzie bezpiecznie :D. ale ad rem.
z pewnych rzeczy i nawyków nigdy się nie wyrasta. nawet będąc poważnym panem lekarzem, bankowcem, prawnikiem, panem siedzącym za biurkiem, w okienku, czy gdziekolwiek indziej pod poważnym krawatem i będąc przyodzianym w inne poważne części garderoby możemy je tylko zamaskować, a nie wyplenić. w głębi nas tak czy siak się one kryły będą. i tylko od nas zależy czy realizując wymaganą zawodową formę będziemy ją wypełniać zgodnie z prikazem, czy też - korzystając z mniejszego lub większego marginesu swobody - przerobimy ją nieco na naszą modłę. dzięki czemu i zawodowe obowiązki staną się nieco przyjemniejsze.
prywatnie ze wciąż mieszkającego w nas dziecka możemy korzystać do woli. bo czym innym jest mój kubek z zaciem efronem. tym samym jest fascynacja justinem biberem, joe jonasem czy taylorkiem albo innymi wampirami i wilkołakami. mimo dokładania do tego jakiegoś pewnie jakiegoś pierwiastka erotycznej fascynacji są to chyba przejawy chęci powrotu do spokojnych czasów lat dziecięcych. równie chętnie wracamy do smaków dawnych lat, kojarząc niektóre potrawy z tymi robionymi dawnymi czasy przez nasze babcie, mamy, ciocie, czy z tymi spożywanymi na wakacjach gdzieś hen. kolorowe, dziwne gadżeciki tak samo wpisują się w nas zamieszkujące dziecko. 
aż szkoda je w sobie mordować. bez niego nasze życie byłoby szare i zwyczajne, a dzięki tym małym przyjemnościom, które dzięki niemu sobie co dzień sprawiamy, nawet zwykła codzienność posiada radosny pierwiastek, o który warto dbać :).



a w Was ile jest z dziecka?    

[...]

(510). czyli kolorowa rewolucja.

[pierwsza notka z serii obiecanych].


wczora z wieczora (choć w sumie to już noc była), toczyłem nie przypadkiem rozmowę, która zeszła przypadkiem na temat bardzo miły dla mych oczu. mianowicie na bieliznę. typy, rodzaje, kolory. oraz tą, którą ów nosi.
kaganek oświaty niosąc, przeprowadziłem małą rewolucję kolorystyczną; ożywienie w garderobie zostanie wprowadzone. mój rozmówca obiecał udać się do sklepów w poszukiwaniu czegoś wesołego na nadchodzącą listopadową pogodę. by i ukazujące się tegoż skrawki, mogły rzeczywistość ubarwiać.
na kanwie tej rozmowy naszła mnie ochota na przepytanie Was. zatem pytam każdego z Was jaką bieliznę nosicie?. do wyboru macie bokserki luźne i obciśnięte (zwane boxer briefs), slipy (jakie są każdy widzi i wie), jockstrapy, w ramach szaleństwa i stringi. a także wszystko inne, co Wam do głowy przyjdzie. kolory i wzory też wedle uznania. odpowiedzi zostawiać można w komentarzach, dowody w formie zdjęć przesyłać drogą mejlową.
ja z kolei posiadam kolekcję bokserek obciśniętych i megakolorowych. każda para inna, w zależności od humoru i okazji. polecam i zalecam ;D.



piosenka zaraźliwa. zarażająca także Spencera. zarażam i Was :D.

[...]

czwartek, 27 października 2011

(509). czyli gdzie nie spojrzę wszędzie...

ogonki.


całkiem żywe. całkiem wijące się. całkiem zmieniające swą strukturę. lekko przemieszczające się. to oznaka nadciągającego długiego weekendu. a ja to samo dobro, co stojący w nich ludzie chciałem nabyć. chodzi oczywiście o bilet kolejowy :D.
tuż przy dworcu w krk jest przejście podziemne pod skrzyżowaniem. tam też okieneczko się mieści. a w okienku - jak to zwykle bywa - panienka. tu handlująca właśnie biletami. jako że punkt po drodze, kolejki zawsze wielkie, więc w sumie 12 osób w niej mnie nie zdziwiło, ale że czekać nie zamierzałem, podreptałem na dworzec. tam wszak kas jest ze 30. radośnie dotarłem tamże. kasy mieszczą się po obu stronach prostokątnego hallu. do każdej takie kolejki były że aż się zazębiały niczym zamek. tylko suwaka brakowało. czym prędzej slalomem wyminąłem wszystkich i mając kolejki głęboko pognałem dalej, licząc na kasy w tunelu na perony. tam nie lepiej. już miałem się rzucić pod pierwszy lepszy pociąg (w końcu by o mnie gazety napisały! jakież kuszące!), gdy przypomniało mi się o istnieniu jeszcze jednego okieneczka. panienka w nim znudzona czekała na mnie jak na zbawienie. zawieruszona kasa na peronie 5 okazała się wybawieniem :D.
czasem dobrze jest się rozglądać wokół przy każdej okazji :D. chyba że niektórzy lubią kolejki ;].




a jutro już piątek i znowu wstać trzeba brrr.

[...]

środa, 26 października 2011

(508). czyli urlop.

albo coś na jego kształt.


siedziałem tak sobie wczoraj i siedziałem. i siedząc sobie siedziałem. coś tam posprzątałem - ale to już nie na siedząco ;). obejrzałem kilka odcinków wiadomości z drugiej ręki na vod.onet. niby głupi serial, ale jakoś wciągający. a za oknem padał deszcz. i niczego mi sie wczoraj nie chciałem. postanowiłem zatem zrobić sobie dziś wolne od zajęć. nie wstawałem zatem na 8 na wykład, ani na kolejne ćwiczenia. na wykład na 14 także nie dotarłem siedząc na obiedzie z pmq. w miejscu posiłku nadziałem się na Chłopca, z którym Mogłoby Wydarzyć Się Więcej.
z cyklu mądrości by mcqueena: pmq: ja mam zawsze rano problem chociażby z wyborem skarpetek. stąd nigdy nie mogę też podjąć żadnej decyzji. max zerkając na jego nogi: ale masz czarne dziś. pmq: ja mam same czarne. zatem niech już nikt nie mówi nam, że czarne jest czarne, a białe jest białe.



szkoda, że jutro też nie mogę sobie wolnego zrobić. eh.

[...]

wtorek, 25 października 2011

(507). czyli ćwierkamy.

ot czas najwyższy.


teraz zamiast pisać marudne, krótkie posty, będę się realizował w małym okienku po lewej :D. [tzw. marudzące okienko maxa].  ciekawe jak szybko mi się znudzi :D.

[...]

poniedziałek, 24 października 2011

(506). czyli zaglądając ukradkiem.

przed ramię innym.


w środkach komunikacji miejskiej, a także w pociągach, lub innych miejscach to umożliwiających, jest nałogiem mym strasznym, z którym poradzić sobie nie mogę i nie chcę w sumie. zawsze można coś ciekawego na ekranie cudzego telefonu dojrzeć. a to jakąś zabawną treść sms albo interesującą - w zestawieniu z właścicielem telefonu - tapetę. i tak ostatnio jechał sobie mpk pan dresik. spodnie ciut przy szerokie, nogami szeroko zarzucał gdy chodził, jakiś łańcuch na szyi mu dyndał, na ręku kolejny, na drugiej większy zegarek typu zwracającego od razu uwagę, przypakowany, lekko opalony, krótko obcięty. i telefonik w ręku. a na tapecie... cristiano ronaldo. piękny i męski jak zawsze. i rodzi to pytanie, czy jest to idol piłkarski ów chłopca, czy może jednak pan dresik gejem jest i do cristiano sobie wzdycha bardziej jako osoby, niż jego piłkarskich umiejętności.




oglądam i zaglądam ludziom także w inne miejsca. rozglądam się także zawsze bacznie. uważajcie więc chłopcy ;).

[...]

sobota, 22 października 2011

(505). czyli 'miło Cię było poznać, ale dobrze, że już jedziesz'.

nie ma jak to urocze pożegnanie :D.


dzisiejszy mój dzień upłynął pod znakiem kolejowych wycieczek. i to na trasach mi nieznanych. i wreszcie znalazłem i - przede wszystkim - poznałem osobiście osobę, która ma takiego samego fioła na tym punkcie jak ja. zatem, czas powiedzieć to wprost i zagadek nie zadając, na kolejowym i nie tylko szlaku, towarzyszył mi dziś Spencer. kolejny blogger. i kolejny arcymiły :).
pomijając opóźniania pociągu tlk, który miał mnie na śląsk dowieść i to że wymarzłem się na krakowskim dworcu jak pies, dreptając niemal w miejscu, sobie tylko znanym szlakiem, po peronie, kolejne podróże po śląskiej ziemi odbywały się już bez przygód nieplanowanych. co do zasady, oczywiście. trasa z trzema przesiadkami, zsynchronizowana perfekcyjnie. katowice-rybnik-pszczyna-tychy-katowice. niestety za każdym razem wiozły nas rozklekotane ezt. zdaje się bardziej rozklekotane niż w innych regionach kraju :D. liczyliśmy na jakiegoś flirta z tychów, ale i tu nam przewoźnik psikusa sprawił i takowym nie uraczył. pragnąc to nadrobić, licząc na łut szczęścia, postanowiliśmy jeszcze rzutem na taśmę wybrać się do pewnego miasta na s. s-c główny był to. jednak i tu niestety nie pojawił się na peronie skład upragniony i zadowolić musieliśmy się brunatnym rozklekotanym. więcej szczegółów i videorelacja zapewne już niebawem na Spencerowym blogu. choć - skarżąc się nieco - nie chciał za często swego magicznego urządzenia do macania i nagrywania wyjmować. o! i bu! :D.
wylądowaliśmy na pizzy także. i kawie. i na turystycznej trasie po katowicach. to nie jest takie straszne miasto, jakim do tej pory mi się wydawało ;). pomijając może dziurę zamiast dworca. ale i do tego można chyba przywyknąć. nie da się ukryć, że też toczone był rozmowy na różne życiowe i mniej tematy. może i momentami o plotki się otarliśmy ;). ale czy i o czym, to już pozostanie tajemnicą :P. bijący z niego optymizm jest niezaprzeczalny i nie da się go marudzeniem moim zmącić. eh, a tak się starałem :D.
na sam koniec kolej oczywiście postanowiła spłatać psikusa. pociągi wszelakie na kraków były opóźnione o 50-80 minut. przyznać się kto z was złośliwie położył się na tory! czekając na dworcu, nie wiem czemu wzbudziłem swą złą miną, granatową kataną i torbą przewieszoną przez ramię, zaufanie współoczekujących, gdyż postanowili wypytywać się mnie o opóźnione składy, perony i inne takie. co gorsza, czyniła to także jakaś z lekka szalona zakonnica, która wsiadała i wysiadała wcześniej do kilku pociągów pod rząd jak zauważyłem. chcąc uniknąć kolejnych pytań czym prędzej peron zmieniliśmy :D.
kolejnym razem zapewne nadarzy się kolejowy szlak w okolicach krk ;].




i co ciekawe, okazało się, że nie wszystko ciemniejsze jest fajniejsze :D. ot gusta, guściki ;].

[...]

piątek, 21 października 2011

(504). czyli a dziś stawia mi...

doktor NN.


chodzi oczywiście o kawę. bez skojarzeń proszę. spotkanie nasze lipcowe kawowe znalazło dziś swój ciąg dalszy. 
znaleźć miało już wczoraj, gdyż udałem się do niego, po ostatnich zajęciach, które prowadził, by sprawdzić 'co słychać'. jednak niestety miał już umówione jakieś spotkanie, zatem zdołaliśmy tylko się chwilę przejść w kierunku centrum, gdzie potem każdy udał się w swoim kierunku. umówiliśmy się na dziś.
kawa jak to kawa. bardzo przyjemna, w bardzo przyjemnym towarzystwie i ze skaczącymi tematami do rozmowy. a że pora około południowa, więc tylko kawa. mam nadzieję, że kolejne spotkanie będzie sprzyjało innym trunkom. bo pora będzie już bardziej wieczorna.
choć, szczerze mówiąc, fajerwerków żadnych nie wieszczę co do zasady.




widziałem dziś też McQuenna. ale on mnie nie. a że krzyczeć nie lubię, ani w inny sposób zwracać krzykiem na siebie uwagę, rozminęliśmy się :D. tzn. :(.
kolejna zagadka: z kim widzę się jutro :>


GRATIS: wiadomość z dupy strony albo tzw. njus z dupy: jeszcze trochę i na pewno się uda. już jest tuż tuż! ;)

[...]

czwartek, 20 października 2011

(503). czyli się dzieje.

w krk oczywiście.


czas płynie. zadziwiająco szybko. notka miała być o czymś innym, ale o czymś innym będzie innym razem, a tym razem będzie o czym będzie. czyli z lekka sprawozdawczo.
jest jesień. tym razem ta za oknem. momentami bywa złota. co mnie bardzo cieszy. taka była i wczoraj (czyli środę, jakby się ktoś miał zgubić). nie mogłem z niej nie skorzystać. w okienku między zajęciami wybrałem się na kopiec kościuszki. 2,5h starczyło jak ulał, by dotrzeć tramwajem na pętlę, a potem z wolna, noga za nogą wspinać się coraz wyżej, aleją pośród lip. słońce świeciło leniwie, tak leniwie takoż spacerowały stare dziadki i babci, a byli to jedyni w sumie towarzysze mego spaceru.
w drodze powrotnej postanowiłem powygrzewać kości na słońce. ławka stosowna ku temu się znalazła. rozglądając się wokół, uświadomiłem sobie, jak wielu chłopców na kopcu za moją sprawką się znalazło. niektórzy spacerowo-poznawczo, inni turystycznie, inni alkoholowo, inni bardziej całuśnie. a ze swoim ex nawet całą noc na kocu tam pewnego czerwcowego dnia spędziliśmy.
zagłębiam się właśnie w lustra. cudny box anny marii jopek. zobaczymy czy znajdę w nich i swe odbicie.



a na koniec zagadka. z kim miałem widzieć się dziś a widzę się jutro na spotkaniu o niezdefiniowanym celu?

[...]

poniedziałek, 17 października 2011

(502). czyli lepszy rydz...

niż nic.


a jeśli nie ma nawet rydza, to zaczyna się problem :D. jesiennym zwyczajem w ten piękny i rześki poniedziałkowy poranek, który się dziś przydarzył udałem się z dziadkiem i mamą do lasu na polowanie. grzybowe. efekty z lekka marne (co w sumie przewidywałem, gdyż i na targu nie widać handlarzy z grzybami), ale jednak niby nic nie znaleźliśmy, ale coś tam na sos się znalazło. grzyby grzybami, dorzucając do tego spacer arcy przyjemny i jesień wokół - radości co niemiara.
mniej radują wskazania wagi, na którą w domu stanąłem. ale nad tym popracuję w krk :D. choć będę miał jakiś powód do oszczędzania ;).
i w ogóle mimo poprzednich marudności, to humor mam generalnie dobry. w sumie powinno znaleźć się to w poście numer 500, ale może i tu; humor mój dobry po części jest zasługom dobrych dusz poznanych dzięki blogowemu poletku :). mimo smętnych postów czasem i marudnych za bardzo, nie uciekajcie daleko ;).
i krikrakren zdradził mi pewne blogowe, techniczne sekrety. jestem zauroczony techniką googla :D. grazie!
łikend nadchodzący zapowiada się także interesująco. może być to tak zwany łikend NLPS. (i warto mieć taką perspektywę już w poniedziałek). ale o tym szerzej innym razem. niech się plany skrystalizują :D.



a jutro znowu trzeba o świcie wstać (na pociąg) i pojutrze też (na zajęcia). brrr.

[...]

sobota, 15 października 2011

(501). czyli na jesienne chłody.

szukam kochanka.


który rozpali mnie swym intelektem. czy to takie trudne go znaleźć? chyba tak. tym trudniejsze, że się nie szuka ;). ale by nie pozostawać jednak odrealnionym, to jednak rzec trzeba, że jednak człowiek to estetyczny być powinien.
tymczasem jedyny, które zajmuje się podrywaniem mnie i komplementowaniem, a przy tym jest bestią przeinteligentną i niebrzydką, jest związany. do tego przypadku jeszcze kiedyś powrócę. i nie jest tajemnicą, iż o Bezpłciowego chodzi. opowieść ta jeszcze kiedyś będzie ciąg dalszy miała. 
jednak miłości me zdarzają się w snach. dziś śniło mi się, że oglądałem tvop. i w bitwie brał udział znany już nam ian (nad których i do którego w domowym zaciszu wzdycham od pewnego czasu) i mój Klatkowy, który śpiewał fatalnie, a wyglądał przecudnie. i ian w nagrodę za wygranie bitwy wylądował w moim łóżku. i bynajmniej tam nie tylko leżał :D.
rano, gdy się obudziłem, już go nie było. cóż pewnie szybko wyszedł. choć dziwne, że karteczki z numerem nie zostawił ;).



ah, i na Końcu Świata bawię.

[...]

piątek, 14 października 2011

(500). czyli o tym już nie napiszę...

chwilowo do żadnego dłuższego tekstu zebrać się nie mogę, a zatem pięknie, po kolei, porządni od myślników pojawi się zbiór myśli, zdań i ich równoważników, a także innych spostrzeżeń, które mogłyby stanowić podstawę do popełnienia czegoś (na przykład jakiejś zbrodni czasem, choć w tym wypadku posta), ale podstawą tą z różnych powodów nie będą.


- przyszła jesień, gdy tylko o poranku otwierają się drzwi autobusu, jedyne co daje się odczuć to zapach szczypiorku i czosnku. no i cebulki. nie wiem co gorsze. w/w czy jednak skiśnięte i cuchnące na kimś ubrania. także w autobusie.
- unikający mnie zawsze w instytucie na zajęciach Chłopiec z którym Mogłoby Wydarzyć Się Więcej już drugi dzień z rzędu powiedział mi cześć. jestem w szoku.
- kiedyś do głowy wpadło mi sformułowanie, że człowiek jest sumą własnych kompleksów. a jesienią odkrywa się na nowo ich najwięcej.
- poprzeglądałem sobie bloga wstecz. o czym pisałem. co planowałem i co z tego wyszło. bilans został utajniony. szkoda, że nie można go wymazać.
- widziałem się z McQueenem. w ramach plotek - temu to się powodzi. randkowo w sensie że. zapowiedział także, że nie ma zamiaru wracać do pisania. (hahah, na pewno :P).
- substytuty są co do zasady nad wyraz przyjemne. czasem tylko wychodzi na jaw, że nie można na nich wyłącznie się opierać. i do pełni szczęścia obok nich trzeba także znaleźć produkt oryginalny, ten właściwy, wskazany i konieczny.
- wciąż rozważam w głębi siebie powroty na wszelki kolorowe portale. z jednej strony cholernie mi się nie chce. i rzygam na samą myśl o przeglądaniu tego i wypełnianiu kolejnych rubryk i chodzeniu w celu rozpoznawczym na pseudorandki. ale może właśnie to jest dobre rozwiązanie na jesienną aurę.
- dobrze by było tchnąć w me życie trochę życia.



stuknęło 500.

[...]

poniedziałek, 10 października 2011

(498). czyli a 20 lat temu...

w krakowie się działo.


bang-bang się zdarzyło. do rzeczy przechodząc: mija dziś 20 rocznica tragicznej śmierci andrzeja zauchy. jednego z ciekawszych głosów polskiej muzyki. dziś nieco zapomnianego albo kojarzonego tylko z kilkoma piosenkami. (TU znajduje się link do poświęconego jego osobie odcinka programu taka miłość się nie zdarza emitowanego na tvn style). był to jeden z pierwszych moich muzycznych idoli, po części pozostał nim do dziś.
wikipedycznego wpisu tworzyć nie chcę. zainteresowanych odeślę TU.
na koniec chyba najbardziej znana piosenka, w wykonaniu wspomnieniowym nieco.




[...]

(497). czyli puzzle i inne układanki.

oh oh oh!


po wczorajszej wizycie w urnie zawitałem do osiedlowej biedronki. poszukiwałem oczywiście słodyczy, ale żadne mnie nie skusiły. jedne odstraszały nijakością inne zawartością kalorii. a tak naprawdę to chyba nie miałem też na nic ochoty. coby z pustymi rękoma nie wyjść wygrzebałem jakieś żelki, które na całkiem zjadliwe wyglądały. kształt serduszek miały, zatem idealny na jesień moją. wciąż jeszcze leżą w szafce. nie wiem nawet czy się skuszę, bo jakoś ochota na nie mi przeszła. ale lepiej na podorędziu je mieć.
ale nie o tym być miało. krążąc pomiędzy regałami dostrzegłem puzzle. i przypomniały mi się moje całowakacyjne pragnienia, by porzucić w cholerę to, czym się zajmowałem, wyjąć z szafy jakieś pudełko, wysypać elementy, poobracać na właściwą stronę, wybrać z nich te brzegowe i rozpocząć układanie. nie mogłem się zatem oprzeć. zestaw 1000 + 500 elementów wylądował w mych rękach i od wczoraj nad nim siedzę. połowa już za mną. dawno żaden zakup (i to w sumie za niewielkie pieniądze) nie dał mi tyle radości i rozrywki.
dawno dawno temu, będąc w 2 klasie podstawówki na zielonej szkole odwiedzili mnie tamże dziadkowie i na pocieszenie i niejako w nagrodę za niepłaczące sprawowanie kupili zestaw 3 razy 1000 elementów. i od tego się zaczęło. ślęczeliśmy nad tym z babcią godzinami. i potem kolejne zestawy układanek. i kolejne. teraz leżą w szafie i czekają na luźniejsze popołudnia, wieczory i weekendy. podobnie jak pudełka pełne lego.



poza tym jest JESIEŃ.

[...]

niedziela, 9 października 2011

(496). czyli zwodnicze poranki słoneczne.

pogoda październikowa płata bezczelne figle!


wstaje człowiek rano (tzn po 9) bardzo radosny, widać słońce wspaniałe za oknem. przeciąga się raz, drugi trzeci. ziewa. znowu przeciąga i obraca na drugi bok. powyleguje się jeszcze trochę w półśnie, rozmyślając o przyjemnym spacerze, który w pięknym jesiennym słońcu, pośród spadających kasztanów i liści go czeka. przy otaczającym go cieple słońca przemieszanym z rześkością już jesienną i pachnącą lekką zgnilizną wilgocią. 
wygrzebawszy się z łóżka, do kuchni. po kawę. by lepiej wstać i jednak się rozbudzić, za oknem, na druga stronę świata wychodzącym dostrzeże z przerażeniem, że ze spaceru jednak nici. bo chmury czarne, szare i granatowe. niosące w każdym razie ze sobą potoki, fontanny i konewki deszczu. bynajmniej nie letniego i nie ciepłego. 
a słońce tak piękne się zdaje tylko dlatego, że od chmurzysk się odbija. drugi dzień z rzędu mój spacerek bierze w łeb :(. nie posiadam kaloszków niestety.



jedyne gdzie dziś się wybiorę to do urny. zalecam i polecam i Wam :).

[...]

sobota, 8 października 2011

(495). czyli prawdziwa jesień.

zapanowała w krakowie.


zimno i pada na to miejsce w środku europy. i w środku mnie. a gdy zimno, to człowiek poszukuje ciepła. jakieś temperatury bliskiej tej najlepiej tolerowanej. i bynajmniej nie mam na myśli termofora jakiegoś.
szaro, buro, ponuro. i tak zapowiada się zgodnie z prognozami nadchodząca jesień. jesień zdaje się nieodwołalna. 
trzeba chyba się zabrać za poszukiwanie jakiś kolorów. niebieskich, pomarańczowych albo i innych. w końcu teraz będę miał na to trochę czasu. i może się wtedy cieplej zrobi. pytanie tylko brzmi czy mam na to wciąż i znów ochotę. bo jednak ta zwykle przegrywa z mym lenistwem. a gdy lenistwo wygrywa, to żadne 36,6 nie zjawia się samo z nagła. bo jednak historie z rozsypanymi zakupami, wpadnięciu na siebie w drzwiach albo inne urocze pomyłki mające swój happy end zdarzają się tylko w filmach. no i serialach oczywiście ;]
trzeba się zaopatrzyć w dużą ilość czekolady, może wino, zapas filmów i książek, zaszyć pod kołderką i szarugę przeczekać.



teraz może jakieś małe prowokacje z doktorem NN pasowałoby przeprowadzić.

[...]

piątek, 7 października 2011

(494). czyli i byłem i widziałem.

i stałem i siedziałem.


ba! nawet leżałem :D. potem się budziłem i dostawałem śniadanie do łóżka. a cóż to było za łóżko :D. ale może nie zagłębiać się lepiej w tego typu okolice. śniadania w każdym razie były bardzo smaczne, a anioł okazał się przemiły, choć sam temu zaprzeczał. pozwiedzaliśmy parki, ławki, kina, fotele. stacje metra także. niestety są na nich zamontowane skomplikowane urządzenia zwane bramkami, które nie zawsze raczyły były mnie przepuszczać ;]. 
Ajsiku - jeszcze raz dziękuję ;*
obowiązki naukowe odfajkowałem. z przyjemniejszych rzeczy za to miałem okazję niebywałą wodzić wzrokiem za ślicznymi panami kelnerami w sphinxie pewnym. tylu ich tam było, że można było oczopląsu dostać. podobne cuda zdarzyły mi się także dziś w eic odjeżdżającym w południe z centralnego. tak ślicznych panów w warsie jeszcze nigdy nie widziałem!
napotkałem także Bezpłciowego. w celu hmm nieokreślonym. koleżeńskim z podtekstem powiedzmy. jestem skonfudowany po spotkaniu z nim. ale w taki chyba przyjemny sposób, nie rodzący jednak żadnych ekspektatyw ;]. w celach plotkarskich także widziałem się z Aparatką. na 3D spuśćmy zasłonę milczenia.




teraz czas na malowanie świata na żółto i na niebieski. czyli na zielono.

[...]

wtorek, 4 października 2011

(493). czyli czy uda mi się...

dojrzeć nadwiślański świt i spełnić kolorowe sny? albo choć część z nich, albo choć jeden? i czy i jak warszawski dzień mnie przywita. 
się okaże. może mimo przygód związanych z samą wizytą, sam pobyt i efekty tejże będą nad wyraz przyjemne. grunt że towarzystwo milusie :].


w środę o poranku kciuki trzymać można.  w sumie nawet trzeba :D.



[...]

poniedziałek, 3 października 2011

(492). czyli ocalenie w ostatniej chwili.

niczym w starych, dobrych filmach d. w. griffitha.


wwa mnie jutro już czeka. a w niej środowym świtem przeklęty egzamin. ale zanim on jutro wspaniała podróż CMK. żebym to ja wiedział gdzie potem się udam z tej całej stolicy. czy odpoczywać w krk, czy zabawiać rodzinę na Końcu Świata. mam dziwne wrażenie, ze wybiorę to pierwsze i skorzystam z ostatków słońca, spadających z drobnym szelestem liści i innych nastrojowych drobnych przyjemności.
jak wiadomo - albo i nie - dawno temu umówiłem się na nocleg u 3D, który oferował się udostępnić mi skrawek łóżka. dziś to wszystko wzięła i strzeliła cholera, zwana też chujem. ja miałem w tym czasie zawał serca połączony z migotaniem czego się tylko da i drganiem powiek. mniejsza już o jego poważne powody. powiedzmy, że w nie wierzę, ale dzień wcześniej się takich rzeczy nie robi. niech go... tak właśnie. jestem niczym Nemst niemiłosierny ;].
objawił się za to anioł, któremu co prawda trochę z oczu czasem źle patrzy (ale za to bardzo ładnie :D), ale aniołem jest i chwała mu za to :D. pod mostem spał nie będę. (a już oglądałem mapę, by wybrać ten najdogodniejszy). kim jest anioł okaże się już niebawem :D. w każdym razie znany co niektórym jest :D. nie stoi to na przeszkodzie posyłaniu już dziękczynnych buziaków i ukłonów.




a teraz może wypada się spakować i trochę jeszcze pouczyć.

[...]

niedziela, 2 października 2011

(491). czyli zakuś!

przybył. do mnie. wreszcie i nareszcie!


i właśnie pijemy kawę. to wszystko w kontynuacji kawowo-kubkowego tematu zapoczątkowanego pośrednio przez Tahoe. zatem wraz z moimi rodzicami, tonami pakunków (gdzie ja to teraz pomieszczę), pojawił się i mój ukochany kubeczek, z mym ukochanym (ale coraz mniej już) zacusiem. z żadnego kubka kawa nie smakuje tak wspaniale! dlatego też nikomu z tego kubeczka mi pić nie pozwalam :D. bronię go jak niepodległości i własnej cnoty! :DD.
zaraz lecę do  miasta na obiad, jednak nie można było się z niego wykręcić, a mała naukowa przerwa na pewno dobrze mi zrobi. musi dobrze mi zrobić. i muszą we mnie po niej nowe, wzmożone naukowe siły wstąpić. i to nawet mimo tego, że babcia mnie usilnie demobilizuje sugerując pójście na spacer i bym się do upadłego nie uczył i zrobił sobie przerwę. niechaj 3 kropki za komentarz posłużą. oto i one: ...



bawiącego na plażach i w pociągach Spencera pozdrawiam! innych, niebawiących, też :).

[...]

sobota, 1 października 2011

(490). czyli hej-ho, hej-ho!

na spacer...


by się poszło. ale się nie pójdzie. mimo pięknej i zachęcającej pogody. podobno to ostatni taki łikend. taki słoneczny, taki przyjemnie jesienny i wciąż z przebłyskami zieleni. rok temu w taką pogodę wygrzewałem się na ławeczce na kopcu wdychając jesień. tym razem powdychać mogę aromaty śliwek, które właśnie unoszą się znad mego kubeczka z owsianką zawierającą dodatek rzeczonych.
dziś mogę sobie poleżeć też. na łóżeczku. powygrzewać się. pod kołdrą. i pójść na spacer w sumie też. do obiektu małej architektury, zwanego wiatą na śmietniki. może trochę słońca złapię nawet. 
ale wróćmy do malowania swojego świata. może kogoś z Was w moim kodeksie namaluję :D.




eh...

[...]