wstaje człowiek rano (tzn po 9) bardzo radosny, widać słońce wspaniałe za oknem. przeciąga się raz, drugi trzeci. ziewa. znowu przeciąga i obraca na drugi bok. powyleguje się jeszcze trochę w półśnie, rozmyślając o przyjemnym spacerze, który w pięknym jesiennym słońcu, pośród spadających kasztanów i liści go czeka. przy otaczającym go cieple słońca przemieszanym z rześkością już jesienną i pachnącą lekką zgnilizną wilgocią.
wygrzebawszy się z łóżka, do kuchni. po kawę. by lepiej wstać i jednak się rozbudzić, za oknem, na druga stronę świata wychodzącym dostrzeże z przerażeniem, że ze spaceru jednak nici. bo chmury czarne, szare i granatowe. niosące w każdym razie ze sobą potoki, fontanny i konewki deszczu. bynajmniej nie letniego i nie ciepłego.
a słońce tak piękne się zdaje tylko dlatego, że od chmurzysk się odbija. drugi dzień z rzędu mój spacerek bierze w łeb :(. nie posiadam kaloszków niestety.
jedyne gdzie dziś się wybiorę to do urny. zalecam i polecam i Wam :).
[...]
Na północy dokładnie to samo, rano słońce, potem jakieś głupie chmury nachodzą. Ale całe szczęście jeszcze nie pada, choć się zanosi. :/
OdpowiedzUsuńdo urny się wybrałem i nawet zdjęcie mi chciano zrobić kiedy głos wrzucałem, ale wobec tego sprzeciw swój wyraziłem :D
OdpowiedzUsuńjak można kaloszy nie posiadać??
OdpowiedzUsuń