niedziela, 8 stycznia 2012

(575). czyli między krk a wwa.

niezwykłe nicie kontaktów się rozpinają.



o poranku pożegnałem Brylantynę. sam dzielnie trafił na dworzec. a przynajmniej mam taką nadzieję. nadzieja nie bezpodstawna, gdyż już nie raz pokazał, jaki dzielny i zaradny z niego chłopiec ;).
o poranku także, jednak nieco późniejszym, wybrałem się na kawę ze swym ukochanym kuzynem. jak to wszelcy ludzie ze stolicy, których spotykam na swym terenie, mają w zwyczaju - spóźnił się, gdyż zaspał. niech mu będzie. pogrzałem się w ciepłym i bezpiecznym (gdyż do środka nie przenikali orkiestrowi agenci atakujący serduszkami i puszkami, a żądający pieniędzy) empiku. kawa nad wyraz długa, rozmowa nad wyraz ciekawa, a sernik zwyczajowo pyszny.
dziś w końcu samodzielnie urzęduję w kuchni, obiad się robi. pranie się pierze. szkoda, że nie ma ochotników do późniejszego jego uprasowania ;].




a jutro planuję na poniedziałek narzekać, szykujcie się :D.

[...]

5 komentarzy:

  1. też nie lubię prasowania :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Same ochy i achy. I nawet wizja marudzenia wydaje się być podszyta optymizmem. Zadowolony Max. Koniec świata bliski :P

    OdpowiedzUsuń
  3. zdecydowanie na trzeźwo tego nie pisał, kolega za dużo szczawiu zjadł ?

    OdpowiedzUsuń
  4. jak mnie przenocujesz to z jedną rzecz mogę uprasować :P

    OdpowiedzUsuń
  5. moment, moment, ja z Wawy a ostatnio to ja na Ciebie czekałem :P więc proszę bez takich tu :P

    OdpowiedzUsuń