spontanicznie ślicznie.
zestaw potraw też bardzo interesujący. być może jakby się wysilić, to do dwunastu by dobiło.
zaczęło się całkiem przypadkowo, choć po części w sposób zaplanowany. po zajęciach o 13 z jo. udaliśmy się do cupcake na małe rozkosze dla podniebienia. wchodząc dostrzegliśmy siedzącego tam Słoneczko, który już kończył spożywać swoją porcję, ale oczywiście nie omieszkał i nam towarzyszyć. muffiny i właśnie cupcake'i mają tam wprost przepyszne, w rodzajach wielu. (tak o to wieczerza tuż po południu się rozpoczęła).
nastał i czas obiadu. wyszło, że także wspólnego. bardzo tradycyjnego i swojskiego. kasza spod pierzyny, pulpeciki babcine w sosie grzybowym, ogórki kiszone. impreza z każdym łykiem piwa i wina rozkręcała się coraz bardziej i bardziej. wieczorową porą wjechała na stół pizza i kolejne wina. pożarty został czekoladowy mikołaj spoglądający na nas dotychczas z parapetu. a czas płynął, coraz leniwiej niby, ale nie przeszkodziło mi to napisać w międzyczasie planu pracy magisterskiej i wysłać go do promotora - tak między jedną lampką wina a głową mikołaja (albo inną częścią jego ciała).
napisałbym, ze kolędowaliśmy, ale to tylko częściowo prawda. odśpiewywane były tylko piosenki świąteczne typu 'last christmas' oraz hity minionego dzieciństwa - 'kolorowy wiatr' czy 'krąg życia', a także piosnki dawno przebrzmiałe violetty v., sandry lub innej sabriny. obejrzano najbardziej chwytające za serce sceny z 'nocy i dni' oraz 'trędowatej'; także mniej górnolotne teledyski artystów co najmniej szemranych.
jo. pokusiła się o tańce. zapoczątkowały one szereg słownych potyczek, gierek i innych giętkości. (które dzielnie na karteczce spisywałem).
***
(ja do tańczącej w rytm 'kolorowego wiatru' jo. udającej głupią dzikuskę vel pokahontas): jakie bagno, taka rusałka.
***
(konstatacja jo. porą późną) myślałam, że mikołaj do nas mówi, ale on już nie ma głowy.
***
max (głosem objedzonym): kto chce ostatni kawałek pizzy?
Słoneczko: ja już nie mogę, ale daj. bo lepiej zjeść i odchorować, niżby miało się zmarnować. (eh te wielkopolskie zasady).
***
jo. do mnie: daj to ci skończę, żebyś nie marudził. (to o keczupie oczywiście).
***
max: ja za godzinę będę spał już w rowku.
jo.: jakim rowku?
max.: jak to jakim?
jo.: no tym najgłębszym, mariańskim.
max (pełen oburzenia): czy ja mam w pokoju jakiegoś mariana?!
jo.: a cholera cie wie!
(na co Słoneczko parskając śmiechem, z ustami pełnymi herbaty, wszystkich nas nią poświęciło).
(rowek, czyli odcinek wersalki, między jej dwoma połówkami, gwoli jasności).
jeden wieczór starcza czasem by od świata się oderwać i w jakąś krainę abstrakcyjnej szczęśliwości udać.
mając seminarium dziś na 8, zasnąłem po 2. zgadnijcie, jak pięknie dziś wyglądam i jak wspaniałym uśmiechem raczyłem o poranku ludzi na uczelni :D
[...]
Oj tak, jak śpiewano: Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy. A to że wstajemy po nich jak z krzyża zdjęci, to już nieistotne jest:)
OdpowiedzUsuńwyglądasz jak wyglądasz ale wigilia to tylko pozazdrościć :D
OdpowiedzUsuńech ta młodość!! wyszaleć się musi, potańczyć, pospiewać, objeść na zapas...tylko my starzy praca, dom praca:))
OdpowiedzUsuńgratuluje fajnego dnia.
pozdrawiam
lubię obie piosenki, które wrzuciłeś! ^^
OdpowiedzUsuńi tyle mam do powiedzenia.
pzdr!
A ja się ciągle do Cupcake Cornera wybieram i wybrać nie mogę... I stwierdzam, że takie wigilie są jakoś tak dziwnym trafem ciekawsze od tych tradycyjnych dwudziestoczwartogrudniowych.
OdpowiedzUsuń"miałeś w życiu wielkie szczęście późno chodzić spać" ;)
OdpowiedzUsuń@piggy: czasem chce się tak wstać, choć to niewskazane.
OdpowiedzUsuńa co jest ważne... a czort wie.
@nemst: po części w niej uczestniczyłeś. przynajmniej przy gotowaniu związanym z pulpecikami wszak :D
@yomosa: Tyś nie stary jeszcze!!! i nie przesadzaj z tymi szaleństwami mymi, ot zwykłe spotkanie wigilijne ;]
@brylantyna: cieszę się, że jestem posłańcem radości :P
@pmq: wybierz się! choć nie mają tam toalety, to ciasteczka oh i ah!
@anonimowy: szkoda że nie mogę i późno wstawać :P