na chybił - trafił. 3 razy po 6 numerków. i jeszcze walentynkowa zdrapka. wszak jakoś trzeba znalezioną dychę spożytkować było. postanowiłem więc nieco pomóc szczęściu i podrażnić się z losem ślepym. mimo czynionych z nudów planów co by było gdyby, planów które i losowi do gustu by pewnie przypadły ;), tym razem szczęście pisane mi nie było. w sumie to się nie dziwię. po zakupieniu kuponu wsunąłem go od razu do kalendarza, nie spoglądając nawet na wytypowane przez komputer cyferki. zobaczyłem je pierwszy raz dopiero gdy porównywałem je z tymi wylosowanymi. całe dwie się zgadzały. szaleństwo. następnym razem spróbuję za kradzione :D.
ale może kto nie ma szczęścia w grach losowych, ten ma szczęście w miłości? a może nieszczęścia chodzą param i tu też nie jest mi szczęście pisane :P
po dzisiejszym późnopopołudniowym egzaminie w końcu jakoś dobrnąłem do łikendu. oczywiście bardzo leniwego i bez głębszych planów. jutro tylko szkolenie dotyczące informacji niejawnych, potem nauka powolna do kolejnego, czwartkowego egzaminu. żyć nie umierać. z przyjemniejszych aspektów wybieram się na kawę z McQueenem. a to, jak wiadomo, oznacza tylko jedno - plotki.
i niech już przyjdzie wiosna. mam zdecydowanie dość ciaparygi na ulicach!
[...]
Czuję się, jakbym był jakimś megamega plotkarzem, a my przecież także rozmawiamy po przyjacielsku jak ludzie, no... :P
OdpowiedzUsuńCo to jest ciaparyga?? o_O
OdpowiedzUsuńA regułą szczęścia w nieszczęściu do gier losowych również się pocieszam :D Choć jeszcze w praktyce mogłoby się ono wreszcie zacząć sprawdzać :p
Pozdrawiam ;)
no ale jak już wygrasz za te kradzione, to się podzielisz, co?:D
OdpowiedzUsuńkażdy się dzieli zanim je wygra :P
Usuńteż nic nie trafiłem :P
OdpowiedzUsuńI liczę że w miłości sobie odbiję :D