galeriowo-handlowo oczywiście ;) (na dwa dni zmieniłem się w pustego pedała chyba :P)
[paris hilton: stars are blind]
nadrabiam w końcu ponad 3miesięczne zaległości w wizytach w tych przybytkach. dziś nadszedł czas na bonarkę. pomijając smutne fakty dotyczące jej położenia na końcu świata i trudności z dostaniem się tamże oraz że mokasyny to jednak nie był dobry pomysł, była to wycieczka udana. i co najważniejsze klimatyzowana. i znów z Najsłodszym Przyjacielem, z którym to zakupy robi się bardzo przyjemnie, choć długo i nie zawsze jego modowe rady mi się podobają i nie zawsze ich słucham, ale cóż. jest z nim pociesznie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
szafa wzbogaciła się o dwie koszule. ale nie jestem do nich w 100% przekonany, zapewne czeka mnie wycieczka do jakiejś wrocławskiej galerii, w celu zwrotu lub wymiany na inny rozmiar. mam na to cały miesiąc :D
przymierzanie samo w sobie setek wyprzedażowych tiszertów i lustra zawieszone w przymierzalniach uświadomiły mi, iż czas jednak na małą dietę, zero tolerancji dla słodyczy i te sprawy (właśnie kończę jeść krówkę). mierząc kolejne i kolejne rzeczy w pull&bear (dlaczego tylko 6 szt można wziąć ze sobą?!, co uświadomił mi miły pan z obsługi, skrupulatnie i dwukrotnie licząc wieszaki) nie znalazłem nic oczywiście, ale - wspomniany już pan - zachwycił się mymi spodniami i koniecznie chciał wiedzieć skąd one, czy jeszcze gdzieś są, i za ile i zaczął narzekać, że jego rozmiaru (jego najmnijesze 28) już pewnie nie ma. niebrzydkie to było stworzenie, ale jutro już mnie w krk nie będzie. jakby było inaczej może zaproponowałbym mu wspólne zakupy :P chyba, że zagadał do mnie, by wyciągnąć numer do Najsłodszego. ale tego się już nie dowiemy.
byłem także na mojej ukochanej uczelni, w mojej ukochanej przychodni, jechałem ukochanym mpk (ludzie, błagam, myjcie się. dezodoranty też istnieją, czemu o tym nie wiecie?!), wreszcie udało mi się kupić maliny i bób i za chwil kilka jadę oglądać mieszkanie. nareszcie jakieś się trafiło. szkoda że nie jest ono 1 przystanek od centrum, acz całe 15 min drogi tramwajem, ale jakoś to chyba przeboleję, jeśli będzie ładne.
[...]
Wiesz, w sopocie starsi ludzie uwielbiają w upale zakładać swetry i jeździć w wspólnym smrodku autobusami, nic się nie poradzi...
OdpowiedzUsuńA pull and bear to jeden z moich ulubionych sklepów więc gratuluje wyboru ;)
tak, sweterki, golfy i temu podobne zjawiska w taką pogodę też mnie zadziwiają...
OdpowiedzUsuńhmm, a gdzie Ty w ogóle wybywasz niedługo, co?:P
OdpowiedzUsuń@tini: może liczą na to, że przez grube warstwy ubrań smród nie przenika...
OdpowiedzUsuńja osobiście wole bershkę, ale wszak to jedna sklepowa rodzina i tak :D
@sly: kiedyś też pewnie będziemy się tak ubierać, czego się boję (olaboga)
@sansi: no do swego domu rodzinnego, gdzie już urzęduję i cierpię z tego powodu trochę ;]