cytat obiecany. w tytule posta już stoi.
za wszystkie mniej udane zakupy i wybory pewnie dostanę niedługo albo znienacka po głowie ;). od Tahoe. gdyż w jego towarzystwie dane mi było spędzić wczorajszy dzień w znacznej części. na szczęście udało się nam uniknąć współpracy z parasolami i parasolkami oraz przygód, o których wspomina się w powyższej piosence.
ale zanim udało mi się dotrzeć na spotkanie z nim trzeba było się wywlec z łóżka o porze nieznośnej, która tym znośniejsza się jednak robiła im więcej promieni słońca przez uchyloną roletę do mego pokoju wpadało. po ekspresowej kawie udałem się z Końca Świata do miasta ze stacją kolejową. pomny swej zimowej wpadki i prawie spóźnienia spowodowanego korkami, wyjechałem odpowiednio wcześniej. i zdążyłem. prawie. na ten wcześniejszy pociąg, bo do swego miałem jeszcze ponad pół godziny czasu. zdołałem obejść więc wszystkie perony i obejrzeć wszystkie stojące na nich pociągi, a także dworzec ze wszech stron. o 9 wysiadłem na wrocławskim bruku i labiryntem tuneli pozamykanych i pozalewanych deszczem udało mi się jakimś cudem wydostać do świata. zwiedziwszy także potem dworzec pks - wszak trzeba wiedzieć co w tym mieście piszczy w każdym jego zakątku ustawiłem się w jakimś charakterystycznym miejscu oczekują przybycia nie-ogórka, który przytelepał się Tahoe :D.
niepostrzeżenie dla mnie (wszak okularów ubierać mi się nie chciało) się zjawił. co prawda na powitanie zostałem podeptany z lekka (jak się potem miało okazać nie ostatni raz tego dnia) i już planowałem zemstę w postaci ochrzczenia jego śnieżnobiałych bucików, ale jakoś coś mnie przed tym działaniem powstrzymywało.
galeria jedna, druga, trzecia, czwarta i powrót do tej drugiej. (przy wtórze smsów Yomosowych). w międzyczasie rynek i inne okolice. przemieszczając się wszędzie spacerowo. zakupy poczyniliśmy odpowiednie, każdy z siatką podarków do domu powrócił. nawet zjedliśmy na obiad kawę i coś obiadowego następnie. i jak to na prawdziwej wakacyjnej wycieczce obfotografowaliśmy się na wszelkie możliwe sposoby. i cośtam okazję doradzać miałem. i teraz się boję o efekty... ;)
czas jednak płynął nad wyraz szybko i niepostrzeżenie. i ledwo pośród naszych plotek, faktów i innych wrażeń (skacząc dzielnie z tematu na temat. i oczywiście tylko na te grzeczne i poprawne. obserwując skrawki przeróżna a ładne i dech zapierające) obejrzeliśmy się a już wybiła godzina wieczorna, gdy trzeba było machać sobie i niedźwiadka na peronie robić. szkoda, że wszelkie tak przyjemne chwile i godziny mijają tak prędko. kolejne wypady już w planach :D
za aaaaarcy miłą sobotę dziękuję pięknie i kłaniam się nisko i macham paluszkami nie od rąk ;*. (w sumie zastanawiam się jakim cudem tak długo udało mu się ze mną wytrzymać, wszak istota ze mnie marudna dość :D). wróciłem do domu wielce zadowolony i z nowymi naukowymi siłami :) (choć nogi mi niemal odpadły po tych chyba z 8godzinnych spacerkach).
ładniejsza wersja opisu sobotniej eskapady już wkrótce na blogu
Tahoe :).
a dziś leniwa domowa niedziela od kawy do ciasta z obiadem pomiędzy. i z kodeksami w tle.
[...]