poniedziałek, 14 grudnia 2009

41. czyli na całej połaci...

... w przeróżnej postaci... śnieg...

(przed przejściem do dalszej części tekstu należy włączyć piosenkę!)


[anna maria jopek & jeremi przybora: na całej połaci śnieg]

ten dzisiejszy śnieg wygląda tak jakoś inaczej niż ten w łikend. wyszedłem z zajęć i oniemiałem - biało. skąd on się wziął. i prószył nadal rozkosznie, delikatnie opadając na spacerujących ludzi, pokrywając chodniki i ulice (drogowcy i tej zimy...).
i padał lekko, świeżo odciśnięte ślady butów po chwili znikały, blask świecących się wokół lampek i świątecznych dekoracji tylko dodawał uroku...
i to nic, że jak pada śnieg to nic nie widzę tylko latające wszystko dookoła, że jest ślisko wszędzie, butki i stopki się rozjeżdżają, że marzną mi paluszki i czerwieni się nos. dziś o dziwo było jakoś tak magicznie...
może to dzięki świadomości, że dwa eseje (jeden o niczym, a drugi jeszcze bardziej o jeszcze większym niczym) zostały napisane, niemal poprawione do końca czekają tylko na wydrukowanie i oddanie do lektury szanownym paniom i panom doktorom czy prawi-doktorom. oby i im się spodobały ;) teraz można spokojnie uczyć się na czwartkowy egzamin, w międzyczasie zaliczając 'zdalny' (cokolwiek to znaczy) kurs bhp.


szkoda tylko, że korespondencja ma leży...

(...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz