byłem tam! a nawet wrócić mi się udało. w jednym kawałku.
prawie dobrze udało mi się przewidzieć to, co spotka mnie w podróży. były dzieci. dwoje. ale była też ich matka, która była gorsza niż one - to mi się jeszcze dotychczas nigdy nie zdarzyło. dzieci jak to dzieci, gadały, pytały, jadły, piły. za to mamusi nic się nie podobało. odpowiadała im na pytania, dawała drożdżówki i soczki, ale pewnie najchętniej wepchała by im rureczkę od napoju głęboko w gardło i popchała bułką. kobiecie tej zaleciłbym, za radą stachurskiego opublikowaną kilka postów wstecz, nervosol. albowiem jej głos, tembr i doniosłość na pół składu, zdradzał jej ukrytą potrzebą spożycia tego albo mu podobnego medykamentu.
jak się okazało tuż przed stacją docelową, pociąg ze skajowymi siedziskami - a te są dla mojego bezdupia najwygodniejsze - niemiłosiernie telepać zaczął i na boki się rzucać. pomyślałem 'o-ho, zbliżamy się do stolicy słynnego podkarpacia'. perony są tylko 3 (toż na moim Końcu Świata jest ich 5). między płytami na peronach rośnie trawa i inne zielsko - u mnie też; ale u mnie i te perony są szersze oraz zadaszone - wszak poniemieckie. ale nie narzekajmy za bardzo a skupmy się na najważniejszym.
(zaznaczając na wstępie, że nie ma skrybiarskich zdolności ani nie miałem ze sobą kajeciku do czynienia notatek).
zaiste na peronie czekał, choć pierw Go nie zauważyłem, gdyż się schował, Yomosa. obiecanej chwil kilka wcześniej wykrochmalonej, białej i wyprasowanej chusteczki w dłoni nie dzierżył. wiedząc o jego awersji do podawania dłoni na przywitanie, ważąc to oraz zasady kindersztuby, postanowiłem jednak zaryzykować i swą na powitanie wyciągnąć. i udało się :D
zostałem przegoniony po wszystkich możliwych zakamarkach rzeszowa. począwszy od różnych galerii i sklepów (kolejna zima tysiąclecia wszak się zbliża, zatem czas szukać butów), poprzez lipami obsadzoną aleję wybrukowaną kostkami z nazwiskami sponsorów renowacji (nazwiskami i nie tylko, bo znajdowały się tam także dedykacje od Misia dla Aniołka i inne bardzo ciekawe kwiatki, ale to musicie zobaczyć już sami) oraz castoramę (gdzie poszukując luksferów kolorowych napotkać można było krążącego w garniturze, czarnych lakierka i białych frota skarpetkach pana ochroniarza) po rynek ze studnią jakąś i dziecięcym festiwalem i balonikami. możliwe, że na samo miasto spoglądam z lekkim przymrużeniem oka, ale na swój sposób mnie urzekło.
urzeczony zostałem także, w sposób bardzo przyjemny - od czego zapewne powinienem zacząć, ale ja zawsze dookoła przecież - osobą 'emerytowanego kustosza'. jak na swój wiek, po mieście poruszał się wprawnie, nie gubił się, przy czym raczył mnie w międzyczasie opowieściami. opowieściami, których słuchało się z wielką przyjemnością. na szczęście momentami i mi udało się dochodzić do słowa i raczyć Jego swoimi przynudnymi opowiastkami. o dziwo nie ziewał, albo robił to bardzo ukradkiem ;]. rzadko zdarza się mi trafić na osobę, z którą się i dobrze konwersuje oraz która jest doskonałym słuchaczem. momentami odnosiłem wrażenie, że znamy się już nie od dziś.
muszę także zdementować jakobym wyłudził ową wycieczkę po rzeszowie i yomosowe przewodnikowanie. sam się któregoś razu młody człowiek zaoferował. a skoro mnie dawno na podkarpackiej ziemi nie było - skwapliwie skorzystałem.
udało mi się także nabyć drogą kupna kolorowe bokserki w jednym ze sklepów. bo skoro nie mogłem podejrzeć ich u sprzedawców, musiałem zaspokoić swoje żądze w inny sposób ;)
w stolicy podkarpacia spędziłem jeden z milszych dni wakacji. Yomosie podziękowania i ukłony za doborowe towarzystwo i dzielne znoszenie mego marudzenia, które zapewne się wkradało czasem; Tahoe podziękowania za telefoniczną pogawędkę i zaproszenie na obiad. mam nadzieję do zobaczenia w krk.
małe opóźnienie relacji wynika z mego nielubienia poniedziałków. dzisiejsze nielubienie skończyło się skonsumowaniem dwóch kremówek oraz drożdżówki z jagodami i pączka. jedno po drugim. dobiłem się wizytą w kfc. ale na szczęście poniedziałek już ma się ku końcowi.
[...]
Aha.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to matma u Ciebie leży max; masz dwie notki 86:P
Pamiętam jak pięć lat temu wspomniany w poście Kustosz, wyszedł i po mnie na rzeszowski dworzec.
OdpowiedzUsuńKiedy pociąg się zatrzymywał, ale ostatkiem sił lekko jeszcze sunął po torach, zobaczyłem Go. Miałem stresa :)
Niedźwiadek czy był nieśmiały to już nie pamiętam, ale pamiętam jak klepnął mnie w pośladek zrolowaną Wyborczą, którą trzymał w dłoni :)
Cieszę się, że niedziela się udała i że miło spędziliście czas.
Teraz czekaj na re-wizytę :P
ładnieś to opisał:) wyszedłem na gadułę no ale Ty w sztuce rozmawiania też jesteś bardzo dobry:) no i nie ziewałem!! (nie licząc dwóch razów, ale to było z głodu)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Nie żebym się czepiał, ale czy w tytule posta chodziło o przysłówek? Jak tak, to powinno być "rzeszowsko" :D
OdpowiedzUsuńi tak przy okazji, spotkałeś w KFC wiadomego pana? ;)
no git, ale czy rzeczywiście ten dworzec w Rzeszowie takim strasznym jest?
OdpowiedzUsuń@sux: mhm.
OdpowiedzUsuńa ktoś się w ogóle Ciebie o to pytał ?:P to celowy zabieg artystyczny jest poza tym :D
@tahoe: czekam z niecierpliwością na rewizytę, ale Was obu najchętniej :)
ja się też zawsze stresuję, gdy poznaję kogoś nowego, w niedzielę też się stresowałem, ale tylko trochę, bo coś już o Yomosie, Tobie i o Was wiedziałem. teraz wiem ciut więcej i ma pozytywne odczucia tylko się wzmogły :)
@yomosa: Tobie opis ładniej się udał muszę przyznać. a gadułą jesteś! tyle że kulturalną, bo dopuszczasz czasem innych do słowa. czasem często nawet ;)
@brylantyna: ano chodziło. zastosowana forma w tytule pojawiła się celowo, by puścić oko do czytelnika czujnego :D
pana w kfc nie było, chyba że ściął swą grzyweczkę i go nie rozpoznałem xD
@nemst: sam dworzec jest jednym ze schludniejszych. ale jednak same perony, pamiętają jeszcze dobrze lata 60 i 70. od polskich standardów nie odstaje w sumie ;]
Dziwne, że ten cały celowy zabieg uległ zmianie:P Nie bój się matematyki! To ona ma bać się Ciebie!
OdpowiedzUsuńcobyś nie marudził. dla sux'a wszystko :P
OdpowiedzUsuńŁooo, odważny jesteś:D
OdpowiedzUsuń