skoro rozpoczęły się one, nadszedł i czas na zwiedzanie zabytków, muzeów, zakątków miasta, w których nie miało się okazji dotychczas pojawić, a także udawanie iż zna się miasto dość dobrze. przyjemnym pretekstem ku temu był pewien nielubiący unoszącego go i burzącego misternie ułożoną grzywkę wiatru chłopak z mokrą głową. mówiąc krócej, podczas swych europejskich wojaży w krk zawitał sam Brylantyna, człowiek - ku mej uciesze - mówiący (który może mnie nie zabije za powyższy opis). salut!
kontynuując swe wojaże po mieście udało mi się wreszcie udać na spacer dookoła błoń o zachodzie słońca a także posiedzieć i powygrzewać kości w resztkach ciepłych promieni nad wisłą. może wreszcie się trochę opalę i niezdrową, acz naturalną bladość zastąpię choć odcieniem 'muśnięcie słońca'. (a może lepiej zastosować balsam brązujący garniera ;]). tym razem za sprawą Chłopca 3D. wszak po swej długaśnej towarzyskiej absencji zaległości wszelakie nadrabiać trzeba, nadrabiać się chce, nadrabia się bardzo przyjemnie.
Słoneczko postanowiło pewnego jesiennego poranka przekonać się czy rzeczywiście prawdą jest, że nie dostąpił on daru latania. niechcący zamknięty w mieszkaniu przez jo., nie mogąc się otworzyć od wewnątrz, zamiast zawezwać nas z żądaniem otwarcia drzwi wpadł na pomysł niebanalny. wyszedł na balkon, rozejrzał się wokoło, czy oby na pewno nikt nie patrzy i nikt nie będzie świadkiem jego wyczynów, zmierzył wysokość - 3m (wszak to tylko pierwsze piętro) i skoczył. coś chrupnęło. płyty chodnikowe nie są jednak tym materiałem, z którym ludzkie - w tym Słoneczka - stopy i stawy skokowe lubią mieć zbyt bliski i zbyt silny kontakt. doczłapał się z powrotem do mieszkania. dziś chodzi w pięknym gipsowym buciku - na 3 tygodnie co najmniej mu go założono. urocze. ale dzięki temu posiadamy pierwszą legendę mieszkaniową.
a w mieszkaniu nastał czas wielkich postsesyjnych porządków, usuwania zbędnej makulatury i wreszcie urządzania się i zadomowiania. chętnie bym wrócił, gdy będzie już ordnung.
sos grzybowy (na Adalmerkowe życzenie)
potrzebujemy: ok. 700 g. grzybów leśnych (ja użyłem w równych ilościach kurek, kozaków czerwonych i borowików), 200 ml. kremówki, 100 g. masła, pół średniej cebuli, ząbek czosnku, pęczek pietruszki, sól, pieprz.
czynimy:
1. grzyby czyścimy, płuczemy (zrobią się trochę oślizgłe) i kroimy na średniej wielkości kawałki.
2. obieramy i kroimy drobno pół cebuli oraz na cienkie plasterki ząbek czosnku. na patelni roztapiamy masło, wrzucamy cebulę, a gdy się zeszkli dokładamy czosnek. (jeśli ktoś nie cierpi jak ja zapachu wyżej wymienionych na swych dłoniach polecam za własnym przykładem zabawy z nimi w rękawiczkach chirurgicznych). po minucie wsypujemy grzyby i dusimy na małym ogniu dopóki nie wyparuje wypuszczona przez nie woda. pod koniec duszenia solimy.
3. gdy na patelni pozostały już prawie same grzyby wlewamy całe opakowanie kremówki, mieszamy i dusimy dalej aż uzyska ona gęstszą konsystencję i ciemniejszy kolor. posypujemy, najlepiej świeżo zmielonym pieprzem, ewentualnie dosalamy do smaku.
4. pod koniec duszenia dosypujemy 2 łyżki pokrojonej natki pietruszki, po minucie gasimy gaz.
5. grzybowy sos na moje oko najlepiej pasuje do makaronu (2/3 paczki) typu farfalle lub uszka, czy też łazanki.
(przepis na 3 słuszne porcje)
spożywającym życzę smacznego. i pamiętajcie, muchomorów, choć ładne, jednak nie konsumujemy :)
[...]
Może to i nie jest śmieszne, co przytrafiło się Słoneczku, ale uśmiałem sie serdecznie. Też kiedyś zamknąłem przez przypadek swoją współlokatorkę, ale ona nie skakała przez okno (a też na 1 piętrze mieszkam). Teraz możesz mu śpiewać: "Jeszcze raz pokaż, na co cię stać..."
OdpowiedzUsuńA za przepis z góry dziękuję, na pewno cos przyrządzę wkrótce :)
Gorszego zdjęcia już nie znalazłeś?:P
OdpowiedzUsuńO, o! Max zmienia szablon, jestem świadkiem! Widzę kwiatki! Muahaha; oznacz to jako spam albo usuń:D
OdpowiedzUsuńAle kwiatki ładne:3
balsam brazujący powiadasz, może i ja bym go zastosowała na te me bladości prawie trupie :P
OdpowiedzUsuńW takim razie chyba nie sprawdzę, czy posiadam umiejętność latania. Mieszkam na drugim piętrze, więc myślę, że zamiast w gipsowym buciku mógłbym skończyć w gipsowym gorseciku:)
OdpowiedzUsuńodważne Słoneczko... ja nie znoszę wszelkich wysokości, więc skakać bym się nie odważył ;)
OdpowiedzUsuńpodobnie mam jak sansi, dla mnie 3 metry to już mega wysokość:) i mam małe wskazanie dla Słoneczka- niech już nie ogląda więcej batmanów, spidermenów i innych menów.
OdpowiedzUsuńSos ciekawy. Może Mąż mi zrobi:)
si ju lejter Aligejter, tzn max:)
pzdr
Przynajmniej nie mam "grzywki w świderek" jak pewien pan, którego mieliśmy okazję spotkać :D
OdpowiedzUsuńpozdrowienia - jeszcze z Krakowa!
A ja podziwiam Słoneczko za taki wyczyn - mam straszny lęk wysokości ;)
OdpowiedzUsuńW tym miesiącu jakoś dziwnie to dla mnie brzmi, ale życzę udanych wakacji ;D
@adalmerko: bo historia sama w sobie jest zabawna. może dla Słoneczka trochę mniej, ale cóż. musi też dzielnie znosić różne docinki związane z tym wyczynem, ale to wszystko na jego własne życzenie :D
OdpowiedzUsuń@sux: nie podglądaj! szablon jeszcze się trochę pozmienia, ale tło raczej chwilowo zostanie. chyba, że upomni się o nie jego źródło :<
@nemst: ten garnierowy nawet smug nie pozostawia. i trupia bladość ludzką barwę przypominać zaczyna ;]
@wu: apeluję, nie idź słoneczkową drogą! a jeśli już masz ochotę to z balkonu niżej położonego - lot krótszy acz bezpieczniejszy :]
@sansi: nikt nie wie co mu do głowy strzeliło. on nigdy nawet na wf nie ćwiczył :D
@yomosa: tu chyba nawet o wysokość nie chodzi, tylko o pomyślunek mały, że supermen ratuje tylko tych co skaczą z 10 piętra ;)
@brylantyna: krk pełen kuriozów jest (ze mną, choć bez grzywki, na czele) ;)
@rainastic: ależ dziękuję! tym bardziej, że Ty już wakacji nie masz ;D