sobota, 3 marca 2012

(617). czyli lubię noce nad rzeką.

lub poranki w pustym mieście.


nocy nad rzeką wciąż spędzać mi się nie udaje, wciąż za chłodno, wciąż nie ma z kim chadzać tamże (choć to nawet nie jest warunek konieczny do takowych spacerów), co najgorsze - rzeka daleko :(, a przynajmniej nie po drodze.
(a cóż to kiedyś nad rzeką pod wawelem się działo! ;-))
pewnie gdybym był mniejszym leniuchem, to bym do takiej dotarł, wyczekując tylko ku temu odpowiednio mglistej pogody. ale to może niebawem. tak jak i niebawem o błonia z cotygodniową częstotliwością zahaczać spacerowo planuję. niech li tylko cieplej będzie i nie mokro wreszcie!
pozostają za te ów poranki. zdarzył się takowy właśnie w środę. powolnym krokiem przemierzałem puste otaczające rynek uliczki, skąpane w porannym słońcu. niestety zagołębione, ale na to już nic w tym mieście poradzić się nie da. i tak z nogi na nogi, wakacyjnie. szkoda tylko, że po pewnym czasie kroki te zawiodły mnie do kancelarii, ale cóż, inaczej się nie dało.
dzisiejszy poranek spędziłem podobnie, zahaczając do tego o książkowy empikowy outlet, by w końcu wylądować z McQueenem na kawie i nie-plotkach. co się dowiedziałem to moje, co o tym wszystkim myślę, tym bardziej, moje. no i w zakresie przekazanym korozmówcy i jego :D



jutrzejszy poranek spędzę dość podobnie, ale z inną osobą i w innej kawiarni.

2 komentarze:

  1. Czemu się nie da? Dubeltówka w dłoń i czyścimy miasto :D
    Ja pustych miast się boję, są jakieś takie hm... nienaturalne. Choć i tłok też niedobry :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ze mną to tylko do jednej kawiarni się chadza. Czuję się oburzony :P

    OdpowiedzUsuń