poniedziałek, 25 stycznia 2010

57. czyli ten-tego-no.

no. (niniejszym też ogłaszam swą radość iż sansi jest znów z nami :) )



[gaba kulka: pilot]

kolejny egzamin poszedł był w niepamięć. przede mną najgorsze. F jak filozofia. samo to słowo brzmi gorzej niż zapowiedź najbardziej nudnego tasiemca, w którym i tak się choć coś dzieje. mnie czeka wielka nuuuda. a konkretnie 2.5 dnia z nudami, bo egzamin w czwartek, jutro się może dowiem o której, a w owy czwartek może będzie mi dane profesora ujrzeć. jeśli mnie oczywiście nie zabije żaden platon czy inny twór z jaskini jakiej.
dostałem dziś ss-mana od Wiosennego Pana. wysłanego w sobotę. już zatem więc skąd się biorą szumy komunikacyjne między nami. sieci komórkowe sabotują nasz niewinny póki co wciąż romas! w konkretnie taka wstrętna sieć, co się na E zaczyna.
a skoro do łikendu powróciłem jakoś. postanowiłem sobie z racji wszechogarniający mrozów i szerzącej się wiecznej zmarzliny ugotować rosół. pyszny wyszedł. ale by osiągnąć ten sukces musiałem sobie nieomal odmrozić paluszki. bowiem: wyszedłem rano do mego marketu, na którego drzwiach zastałem karteczkę 'inwentaryzacja 7-15' - jaki idiota robi inwentaryzację 24. stycznia i to w niedzielę, niedzielę, w którą chcę ja zrobić zakupy na rosół - pozostanie dla mnie wielką zagadką już na zawsze. musiałem iść aż 10 min do almy na zakupy. i 10 minut wracać. a wiatr wiał mi w twarz. choć świeciło słońce. a wisła zamarzła. a łabędzie jeszcze spały. a pjotruś już wtedy na zakupach był. :D


i muszę się do czegoś przyznać. sypiam z termoforem. :P

(...)

2 komentarze:

  1. to jak lubisz tak latać po mrozie na zakupy, to ja na jutro poproszę świeże bułeczki na śniadanie :P a co do filozofii, będę trzymał kciuki :P

    OdpowiedzUsuń
  2. jak chce się coś zjeść, to czasem trzeba polecieć. tym bardziej, kiedy nie ma się kogo posłać ;D
    kciuki się chyba przydały, ale poczekajmy jeszcze na wyniki :D

    OdpowiedzUsuń