i więcej szczęścia niż rozumu. tak, to o mnie mowa.
[łukasz zagrobleny: kilka chwil]
czego się pjotruś nie nauczy, to mu za ładne oczęta dadzą. punkta mi dali mianowicie. tego jednego. tego co mi brakowało do pełni szczęścia. co prawda kosztowało mnie to 3h stania i siedzenia w towarzystwie szanownych pracowników szanownej katedry (i kilkunastu innych, mi podobnych straceńców), ale warto było. mam cały tydzień wakacji, podczas którgo muszę zebrać kilka wpisów i załatwić z panem sekretarkiem w dziekanacie, by mnie 'zaliczył ręcznie' bez oddawania mu indeksu w terminie. to akurat nie problem ;)
(szkoda, że na te ładne oczęta nikogo jeszcze nie upolowałem. tak, to jest mała desperacja wczesnojesienną porą).
a wczesnojesienna pora zaiste nastała. zrobiły się wieczory bardzo zimne. tak bardzo bardzo... byłem popołudniem późnym w cieple słonecznych promieni na spacerze na kopcu w poszukiwaniu kasztanów (a zbieram tylko takie z płaskim bokiem i kanciastą krawędzią jedną gdyż są idealnie gładkie wtedy. przyjrzyjcie się im sami :D. a takie znaleźć nie łatwo, ale sukces tym większy z tego powodu, kiedy jednak się uda.), których napchawszy kieszeń marynarki całą udałem się na błonia, by szukać i wdychać jesień. a widać ją i czuć już naprawdę.
niestety wracając jesień dała się odczuć na całym ciele. czas chyba zacząć zamiast okularów przeciwsłonecznych przywdziewać jakiś sweterek.
nie wiem czemu dreptając przez te coraz bardziej zajesienione okolice pojawił się w mojej głowie - po kilku latach nieobecności - wiersz k.k. baczyńskiego, którego jakoś dziwnie z niej pozbyć się wciąż nie potrafię.
Unieś głowę jak źródło,
powiedzmy, że ciut powiało romantyzmem. i to ciut niech będzie dość.
(...)
[łukasz zagrobleny: kilka chwil]
czego się pjotruś nie nauczy, to mu za ładne oczęta dadzą. punkta mi dali mianowicie. tego jednego. tego co mi brakowało do pełni szczęścia. co prawda kosztowało mnie to 3h stania i siedzenia w towarzystwie szanownych pracowników szanownej katedry (i kilkunastu innych, mi podobnych straceńców), ale warto było. mam cały tydzień wakacji, podczas którgo muszę zebrać kilka wpisów i załatwić z panem sekretarkiem w dziekanacie, by mnie 'zaliczył ręcznie' bez oddawania mu indeksu w terminie. to akurat nie problem ;)
(szkoda, że na te ładne oczęta nikogo jeszcze nie upolowałem. tak, to jest mała desperacja wczesnojesienną porą).
a wczesnojesienna pora zaiste nastała. zrobiły się wieczory bardzo zimne. tak bardzo bardzo... byłem popołudniem późnym w cieple słonecznych promieni na spacerze na kopcu w poszukiwaniu kasztanów (a zbieram tylko takie z płaskim bokiem i kanciastą krawędzią jedną gdyż są idealnie gładkie wtedy. przyjrzyjcie się im sami :D. a takie znaleźć nie łatwo, ale sukces tym większy z tego powodu, kiedy jednak się uda.), których napchawszy kieszeń marynarki całą udałem się na błonia, by szukać i wdychać jesień. a widać ją i czuć już naprawdę.
niestety wracając jesień dała się odczuć na całym ciele. czas chyba zacząć zamiast okularów przeciwsłonecznych przywdziewać jakiś sweterek.
nie wiem czemu dreptając przez te coraz bardziej zajesienione okolice pojawił się w mojej głowie - po kilku latach nieobecności - wiersz k.k. baczyńskiego, którego jakoś dziwnie z niej pozbyć się wciąż nie potrafię.
Unieś głowę jak źródło,
z niej powstanie kolor
i nazwanie wszechrzeczy,
i płynienie porom.
Widzisz, wszystko spełnione,
czas po brzeg nalany
i niebo syte żaru
jak złote fontanny.
A wszystko możesz spełnić
od nowa i począć
widowiska w obłokach
tryskające oczom.
I wszystko co przypomnisz,
będzie jak czas głuchy,
nad którym jak nad ciałem
zawirujesz duchem.
Bo kochać znaczy tworzyć,
poczynać w barwie burzy
rzeźbę gwiazdy i ptaka
w łun czerwonych marmurze.
powiedzmy, że ciut powiało romantyzmem. i to ciut niech będzie dość.(...)