początkiem tygodnia znowu zdarzyło mi się przelecieć przez stolicę, załapując się na ostatnie dni ślicznej ciepłej, jesiennej aury.
to wciąż dla mnie teren mało znany. odkryłem tym razem bar prasowy. prawie zwykły mleczny, ino nieco odnowiony i podobno obecnie modny. ale to akurat mniej istotny aspekt. celowałem w odnalezienie dawnych smaków, zwykłych potraw, które pamiętam sprzed lat. spróbowałem kilku rzeczy - pomidorowej za 1,5 nic nie pobije, leniwych także [może mogły by być mniej 'luźne', a może tylko się czepiam]; strzeżcie się ruskich. dania nie stricte rodem z baru mlecznego też są całkiem przyzwoite. i kompot a la wymoczona truskawka też. całkiem ciekawa alternatywa dla równowagi innych knajp, tych z eleganciejszej półki.
promienie popołudniowego słońca nadal cudownie oświetlały ogród saski, żałuję że nie byłem tydzień wcześniej, drzewa stanowiłyby ładniejszy plener do zdjęć, ale i tak narzekać nie mogę na efekty.
zaskakujące jak łatwo można w ciągu chwili odciąć się od pędzącego tłumu. w mrówczym niemal ciągu przedreptałem spod dworca krakowskim pod zamek. by potem tam móc się oprzeć o balustradę ponad tunelem i oddawać tylko obserwowaniu ludzi, raz po raz podjeżdżających tramwajów lub innych mniej typowych i powtarzalnych zjawisk. tylko ja i kubek kawy. niby miejsce mało spokojne, ale mi jakoś pozwoliło złapać równowagę po nadpełnym wrażeń dniu.
W TYTULE - pocałunki/kisses
11 lat temu