sobota, 20 lutego 2010

66. czyli ciepło, cieplej...

barcelona!



[marek grechuta: dni, których nieznamy]

sesje skończyły się były. odwiedziłem nawet ku uciesze i smutkowi mej rodziny (bo tylko na 2 dni) Koniec Świata. w nagrodę za ładne wyniki w nauce (pomijając już dezercję z pewnego egzaminu) udałem się piętrowym pociągiem, autobusem, samolotem do jo. do barcelony.
nie wiedzieć czemu wiosnę czuć tu na każdym kroku. w zapachu powietrza, w kwitnących już niektórych drzewach, w okularach słonecznych na nosie i w nawet w mym nastroju ;)
chodzę czy też kroczę, patrzę czy też zerkam, oglądam tudzież podglądam. odpoczywam. momentami trochę bezmyślnie, ale chyba na tym mają polegać ferie.


a i z Wiosennym widzę się - póki co teoretycznie, bo może znowu wpadnie mu do głowy mieć jakiegoś doła czy coś - po powrocie mym. w końcu wiosna za oknami, to może i w sercu wreszcie na stałe maj nastanie ;)

(...)

3 komentarze:

  1. czułem dziś wiosnę powietrzu, oj czułem... a co do tematu miłości, to powoli zaczyna mnie drażnić ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Atekst:
    Tak, ferie teoretycznie na tym polegać powinny, jednakże w praktyce bywa z tym różnie :P
    Jak masz okazję, to się baw ile wlezie :P
    Pozdro;)

    OdpowiedzUsuń
  3. @sans: już zamiast wiosny jest błoto...
    miłość... mnie ten temat w wersji Wiosennego zaczyna nudzić za to :D

    @a-tekst: nabawiłem się nawet przeziębienia tamże :D wypocząłem i powróciłem. czas się brać do roboty ahha ;D

    OdpowiedzUsuń