jest wciąż tyle rzeczy do zrobienia i wciąż nie mam na to czasu.
sterta prasowania czeka, lista spraw do odhaczenia [tych małych i mało czasochłonnych, ale jakby zsumować to wyjdzie tego trochę].
potem się człowiek dziwi, że o reklamacji butów gada od grudnia, a dalej tego nie zdołał uczynić.
tyle rzeczy do zrobienia, a wszystko można zrobić wszak jutro. a jutro można pomyśleć, że następnego dnia też będzie znów jutro...
a tymczasem wracam wieczorem/po południu do domu, chwila nieuwagi i już ląduję pod kołderką, zasypiam tuż po przyłożeniu głowy do poduszki i znów mamy ranek.
dzień podobny do dnia. i tak się kręci.
dziś omal rano się nie spóźniłem, zasłuchawszy się w nowe piosenki z glee.
choć z nimi dzień o wiele lepszy. radośniejszy.
tylko potem dziwnie patrzą czasem gdy mruczę pod nosem i dziwnie, w sobie znanym rytmie, mimochodem się kiwam.