sobota, 11 sierpnia 2012

(675). czyli z bicza strzelił.

kolejny tydzień za nami.


można by dodać - kolejny intensywny tydzień.
choć może w pracy luźniej z racji wakacji, to jednak kiedy czasem szef pojawia się o porze późnej, nie wróży to wciąż niczego dobrego. gdy pojawia się w piątek - tym bardziej. wtedy ma miejsce checking day. i nie ma zmiłuj, choć zawsze jest jeszcze odpowiedź, że sprawa jest w toku, co zapewnia parę dni spokoju. tymczasem ze wszelkich spraw muszę swe biureczko wyczyścić czym prędzej, gdyż od 15 udaję się na ponaddwutygodniowy urlop. oby tylko jednak pogoda w tatrach się poprawiła, bo póki co zapowiadane opady śniegu z deszczem nie nastrajają zbyt optymistycznie.
Ogniowy wciąż przemyka po horyzoncie i poprzemyka sobie jeszcze trochę, mam tylko nadzieje, ze urlop nie pokrzyżuje żadnych okołoogniowych planów i szyków.
po drodze jeszcze Lakmusowy miał urodziny, czego nie mogłem nie wykorzystać jako idealnej okazji by się z nim nieco podroczyć (mimo że się wzbraniał) i spotkać by pooglądać różne przeurocze minki :D element zaskoczenia to bardzo dobry element :D. 
i od tego dnia spotkania z nim, po dziś aż boli mnie mega gardło, pożywiam się papkami oraz innymi nie trudnymi w przełykaniu pokarmami. zarazę zaatakowałem już antybiotykiem, powoli odpuszcza. swoją drogą dziwny zbieg okoliczności.




a w łikend, jak to w łikend, trzeba coś popisać do pracy :D

[...]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz