i to co wisiało w powietrzu od lat kilku zaczyna się materializować.
najpierw się zaręczyli, teraz pojawiła się wstępna data ślubu mego brata.
podobno to najbliższy ktoś w wieku pana młodego ma być jego świadkiem. zdaje się że padnie na mnie. przynajmniej takie podchody są czynione.
a to zdecydowanie nie moja bajka, bawienie gości i inne weselne obowiązki. z trudem pewnie zmuszę się do nieznudzonej miny w kościele.
daj palec, wezmą rękę. potem zrobią chrzestnym. będę miał
dbać o wychowanie w duchu katolickim [czy jakoś tak] jakiegoś potworka. to ostatnia rzecz do której się nadaję. boję się święconej wody.
pytanie jest proste: jak się nie dać, jak się wymigać i nie słuchać, że jestem nierodzinny, izoluje się i potem jak nikogo nie będzie to mój brat będzie moją najbliższą rodziną więc tym bardziej powinienem.
brrr.