
lody były czekoladowe z kawałkami czekolady, zac definitywnie czekoladowy nie jest, kawałków czekolady też w sobie chyba nie zawiera.
[andrzej piaseczny: więcej chcę!]
co ma wspólnego jedno z drugim? czyli pan z obrazka obok oraz wspomniane lody (tych akurat na obrazku nie ma i raczej nie będzie, gdyż chwilowo kulinarnym atrakcjom mówimy stanowczo 'nie!'). otóż oba elementy, wydawałoby się niepołączalne (nie licząc oczywiście słodko-umazanego tymi drugimi pysiaczka tego pierwszego), spaja ze sobą osoba jo.
jo. jest kobietą. jedną z niewielu, które potrafią mnie zadowolić. po pierwsze językowo (bo przecież wredotowatość i złośliwość z ust wyciekająca jest bezcenna!), (...). i wreszcie za pomocą zaka. albowiem w ramach nadchodzącego roku szkolnego (i zapewne dnia dobroci dla ułomnych studentów mających poprawki, o czym już nie wspomniała) podarowana została mi przez Nią... (tu zbliżamy się do clue notki i rozwiązania zagadki połączenia zaka z lodami) cudowna podkładka na biurko zawierająca w treści obrazka wspomnianego zakusia (pominąć należy fakt, iż oprócz niego znajduje się na niej też vanessa h. i inni bohaterowie najpocieszniejszej disney'owskiej produkcji, ha-es-em'em zwanej). z wielkiej radości malującej się na mej twarzy na widok otrzymanego przedmiotu, postanowiliśmy - nie pierwszy i nie ostatni raz tego dnia - zapomnieć o tak zwanych kaloriach kryjących się w różnych - pech chce, tych najsmaczniejszych - produktach i pochłoniętym stało się i w niebyt odeszło litrowe opakowanie właśnie lodów czekoladowych z kawałkami czekolady. (3miliony razy lepsze od czekobudyniu!).
nie obyło się bez kuchennych eksperymentów. a takie zjawiska mogą zajść tylko, gdy w jednej kuchni znajdą się gryząco-ucztująca nigella lawson (jo.) i piekielny gordon ramsay (ja). tym razem w wyniku zetknięcia się naszego powstało coś z dzikiego ryżu, kuszonego w czerwonym winie kurczaka na ostro doprawionego i sosu słodko-kwaśnego. nikt w sumie nie narzekał potem, wszyscy konsumenci jeszcze żyją. za parę godzin - jeśli ten stan się nie zmieni - będę mógł odtrąbić kolejny sukces. (ah, nie ma jak to wspaniała propaganda! konia z rzędem, rękę królewny i pół królestwa temu, kto ją wymyślił.)
na sam koniec - już nic o zaku! - scenka z empiku w pewnym 100tysięczym mieście. występują: pjotruś pan - czyli ja (pp) i pani z empiku - czyli emPiczka (pze).
pp: dzień dobry, czy jest nowy witkowski?
pze: a co to jest?
pp: książka.
pze: aha, o matko nie wiem, nie wiem, chyba nie mamy tego. (pze grzebie w komputerze). a kiedy to miało premierę?
pp: dwudziestegoszóstegosierpnia.
pze: (znad komputera) aaaa to jeszcze w żadnym empiku nie ma, ale mogę kolegi zapytać..
pp: to ja dziękuję..
i kup tu książkę. w prowincjonalnym małym mieście liczącym dwa prowincjonalne empiki.
ale za to..

(wybaczcie nie mogłem się powstrzymać, na przyszłość obiecuję bardziej na wodzy swe obsesje i - niewinne przecież - zakowe zboczenia trzymać)
[hsm cast: we're all in this together (graduation mix)]
(...)