rzeka sobie płynie. jak i czas.
zanurzając się w jednym lub drugim, w tym samym miejscu, ale w innym momencie, trafiamy już na coś innego.
jak zatem jest z tym wchodzeniem 2x do tej samej rzeki?
to nadal ta sama rzeka, czy już może inna w niej woda?
trochę mnie tu chyba nie było. chyba nawet trochę długo.
trochę też się podziało, trochę nie miałem głowy, trochę mi się nie chciało.
to ostatnie chyba najważniejsze.
uczyłem się, uczyłem. 5 lat studiów, 3 lata potem dalej, a na koniec intensywne 3 miesiące tuż przed. chyba było warto, bo egzamin okazał się zdanym.
kosztował wiele stresów, nieprzespanych nocy, ale pewnie warto było.
acz bardziej wyczerpujące było czekanie na wyniki, poprzedzone rozmyślaniem nad błędami popełnionymi i ich konsekwencjami.
ale w końcu jestem już korzeckim. albo agatą. byleby nie magdą, bo grochy mi jednak nie leżą.
plan na ten rok to były trzy literki M. jedna z głowy, dwie przede mną.
pracujemy nad drugą (znowu), nad trzecią prace są niezależne ode mnie, acz obserwuje je bacznie.